Jak zawłaszczono biedę

Bieda w Polsce jest związana przede wszystkim z niskim wykształceniem, liczbą dzieci w rodzinie, bezrobociem oraz z tzw. bezradnością strukturalną, wynikającą z uwarunkowań regionalnych. Myślę w tym momencie o terenach popegeerowskich. Zostały one zamienione w obszary biedy w następstwie idiotycznych decyzji...

25.07.2006

Czyta się kilka minut

fot. W. Olkuśnik / Agencja Gazeta /
fot. W. Olkuśnik / Agencja Gazeta /

Krzysztof Mielnicki: - Pani Profesor, sprawiedliwość według Arystotelesa to dawanie każdemu, co mu się należy. Uznając prawdziwość tej tezy, moglibyśmy przyjąć, że każdy powinien otrzymać takie gwarancje i zabezpieczenie socjalne, jakie sobie wypracował, na jakie zasłużył. Czy zdaniem Pani jest to słuszne założenie?

Jadwiga Staniszkis: - Są różne definicje sprawiedliwości, oprócz tej, powtórzonej zresztą przez św. Tomasza w sposób bardziej metafizyczny: poprzez podkreślanie obowiązku oddawania każdemu, co mu się należy (obowiązku związanego z posiadaniem przez każdego tego samego instynktu dobra). Są także nowsze definicje, które mówią, że sprawiedliwość to społecznie usprawiedliwiana nierówność wynikająca z zasług, kwalifikacji, wysiłku. Istnieją też definicje sprawiedliwości akcentujące równość wobec procedur. Taka równość niekoniecznie musi przynosić jednakowe wypłaty. W pytaniu zawarta jest, jak sądzę, ta ostatnia koncepcja, gdzie sprawiedliwość wynika z wkładu, z wnoszonych przez całe życie składek.

Pomoc przechwycona

- Według Ewangelii okazywanie pomocy potrzebującym, cierpiącym niedostatek, karmienie głodnych, odziewanie nagich - to podstawowy obowiązek moralny. Wydaje się, że ten imperatyw społeczny jest coraz częściej w naszych czasach kwestionowany. Dlaczego? Wszak obfitość dóbr jest obecnie większa niż kiedykolwiek w dziejach ludzkości...

- Bieda jest pewną kategorią społeczną wynikającą też z intencji, motywacji, z gotowości do podjęcia wysiłku, a nie tylko z sytuacji obiektywnej. Imperatyw, o którym pan mówi, realizowano w praktyce. Za sprawą nowszych koncepcji eliminacji ubóstwa, mam tu na myśli tzw. współczujący konserwatyzm z okresu pierwszej kadencji prezydenta George'a Busha, pojawiły się wielkie środki na rzecz oświaty, których zadaniem było wyrównywanie szans, ułatwianie uzyskania narzędzi umożliwiających zajęcie godnego miejsca w społeczeństwie. W programie tym bardzo duże pieniądze przeznaczono na to, aby najmniej zarabiający stawali się właścicielami. Były specjalne odpisy finansowane przez państwo na system "social security", które miały umożliwić zakup akcji czy wzięcie kredytu na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Podobnie czynił w okresie poprzedzającym wojnę w Iraku premier Wielkiej Brytanii Tony Blair. W obu przypadkach chodziło o wyrównywanie szans, tworzenie takich warunków ludziom, aby potrafili sobie radzić w realiach zglobalizowanej gospodarki rynkowej. Tego typu podejście jest bardziej sensowne i efektywne niż mechaniczna redystrybucja środków.

- A jak to wygląda u nas, w Polsce?

- W naszych warunkach skala środków pieniężnych przechodzących przez państwo, przeznaczonych teoretycznie na pomoc socjalną, jest wbrew pozorom także dosyć duża. Równie wysoka jest jednak skala, w przyjętej formule podziału niekontrolowanej redystrybucji pieniędzy, przechwytywania ich przez agendy zajmujące się działalnością socjalną. W rezultacie, na samym końcu, do podziału nie pozostaje zbyt wiele.

- Sprawiedliwość społeczna, rozumiana m.in. jako prawo do korzystania z bogactw ziemi, stanowi fundamentalny warunek rozwoju indywidualizmu i praw jednostki. Pogląd ten nie znajduje jednak szerszej akceptacji wśród zwolenników neoliberalnej filozofii gospodarki wolnorynkowej. Czy wołanie o sprawiedliwy dostęp do bogactw oraz ich sprawiedliwy podział nadal pozostaje nieziszczalnym, utopijnym pomysłem?

- Bliska jest mi koncepcja Douglasa C. Northa, amerykańskiego ekonomisty, laureata Nagrody Nobla w 1993 r., zajmującego się ewolucją ekonomii instytucjonalnej. Jego zdaniem taką ukrytą nitką tej ewolucji było poszukiwanie rozwiązań mogących zamknąć lukę pomiędzy korzyściami indywidualnymi i społecznymi. Chodziło o stworzenie systemu zapewniającego temu, kto wnosi wkład do wartości publicznych (rozumianych jako wiedza, produkcja dóbr, majątek społeczny), wypłaty - inaczej mówiąc - korzyści proporcjonalne do włożonego wkładu. Według Northa mechanizmy redystrybucji powodują, że dokonuje się tzw. eksternalizacja kosztów, oznaczająca, że korzyści indywidualne mogą być - w wyniku przerzucenia kosztów na innych - nieproporcjonalnie większe. Tak działa kapitalizm polityczny. Mechanizmy te mogą powodować również eksternalizację korzyści. Doskonałym przykładem jest tu świat nauki, gdzie ludzie, którzy nie odczuwają satysfakcjonującej ich zależności pomiędzy swoim wkładem do dobra wspólnego a indywidualnymi korzyściami, ulegają demotywacji, często emigrują. Należne im korzyści przechwytuje ktoś inny. Sprawiedliwy podział dóbr w koncepcji Northa­ wiąże się z obecnością struktur czy też mechanizmów premiujących indywidualny wkład do dobra wspólnego.

Zgniła równowaga

- Był czas, kiedy sprawiedliwość miały zapewnić dwa wielkie państwowe projekty socjalne: faszyzm i komunizm. Zostawiły po sobie zgliszcza i krzywdę. Czy organizacja państwowa, nawet demokratyczna, potrafi efektywnie zadbać o los jednostki, jej prawa socjalne?

- Komunizm był szkodliwą utopią, która zakładała, że kolektywizacja pozwoli przyspieszyć rozwój, unikając wyzysku, stawiając państwo w takiej samej roli, jaką spełniał kapitalista. Nie zauważono - zwróciła na to uwagę amerykańska szkoła ekonomiczna "property rights" w latach 60. - że komunizm zlikwidował kluczowe dla rozsądnej alokacji interesy: interes akumulacji kapitału i interes wyrażający się w pomnażaniu środków trwałych. Oderwano je - jak pisałby North - od indywidualnych korzyści. Straty nie były niczyim indywidualnym kosztem, a korzyści indywidualnym zyskiem. Obok tego nie było rynku, funkcjonującego jako struktura poznawcza, pozwalająca wciąż na nowo dokonywać wycen - jak pokazał Friedrich Hayek. To był stracony czas. My, jako kraj, w 1989 r. wróciliśmy do tego samego miejsca w międzynarodowym podziale pracy, jak to wyglądało przed wojną: 1,1 proc. udziału. W tym kontekście o niesprawiedliwości czy wyzysku mówić należy przede wszystkim w kategoriach dramatycznie utraconych szans. W odniesieniu do gospodarki postkomunistycznej zwraca się uwagę na dwa mechanizmy: po pierwsze, entropię logik, czyli sytuację, w której pewne konkurencyjne, teoretycznie, sposoby działania zamiast walczyć ze sobą, zaczynają współpracować, tworząc taką zgniłą równowagę na niskim poziomie.

- Co to są za sposoby?

- Myślę tu o dwóch osiach. Z jednej strony jest tam kapitał zagraniczny, który - z założenia - miał wnosić do nas nowe technologie, nowoczesność. Są tam również strategie obronne wobec tego kapitału, reprezentowane przez rodzimy kapitalizm polityczny. Druga oś to efektywność albo redystrybucja. Okazuje się, że wektory obu osi, skierowane początkowo przeciwko sobie, dokonały zwrotu. Kapitał zagraniczny, który kupił firmy monopolistyczne, woli korzystać z redystrybucji typu renta monopolistyczna, niż inwestować w efektywność. Konsumuje to, z czego korzysta kapitał polityczny, czyli z różnych względów władzy, z kontaktów ze środowiskami oligarchicznymi. Tworzy się stan inercyjnej równowagi na stosunkowo niskim poziomie, utrudniającej wykorzystanie szans.

Jest też drugi mechanizm, skrywający niesprawiedliwość, którą określam jako przemoc strukturalną. Na początku transformacji uznano, że w pustkę pokomunistyczną, instytucjonalną, należy wprowadzić instytucje od dawna funkcjonujące w kapitalistycznym świecie. Miał to być sposób na uniknięcie błędów. Dopiero po kilku latach dostrzeżono, że instytucje wymagają fundamentów wcześniejszych instytucji, pewnej obudowy społecznej i że racjonalność jest kwestią pewnej skali i sekwencji pewnego momentu w czasie. Nie jest na pewno czymś abstrakcyjnym w odniesieniu do instytucji rynkowych. Dobrym przykładem może tu być reforma emerytalna w Polsce. Wprowadzono ją w bardzo komercyjnym wymiarze, gdy gospodarka nie posiadała jeszcze sprawnych i dostatecznie pojemnych kanałów absorpcji ogromnych, skoncentrowanych środków. Giełda okazała się zbyt mała, za słabe były też same fundusze inwestycyjne. W efekcie kapitał ten nie pracuje, obsługuje tylko dług państwa, finansuje marnotrawstwo. Zjawisko braku zgodności między stadium rozwoju a wstrzelonymi z zewnątrz instytucjami nazywam przemocą strukturalną. Komisja Europejska dostrzega to zjawisko. Wiąże się z tym bardzo ciekawa kwestia. Otóż Komisja, oceniając Słowację, nazwała "czas mečiarowski" - będący buforem zniechęcającym kapitał zagraniczny do wchodzenia do tego kraju - "time of grace", czyli czasem szansy. Pozwolił on bowiem temu krajowi skonsolidować gospodarkę odpowiednio do własnego stadium rozwoju. Paradoksalnie, z takim pastiszowym okresem buforowym mamy obecnie do czynienia w przypadku Białorusi. Słowacja rzeczywiście wykorzystała ten przejściowy czas na stworzenie kapitalizmu państwowego, inwestującego w infrastrukturę, umożliwiającego w najbliższym czasie przejście do fazy liberalnej, zbudowanie rozwiązań instytucjonalnych dających szansę na rozwiązywanie problemów społecznych.

- Nie tak dawno wielkie nadzieje pokładano w tzw. państwie opiekuńczym, organizującym powszechny system ubezpieczeń, dążącym do maksymalizacji zatrudnienia, regulującym warunki pracy, sterującym bezpłatnym systemem oświaty publicznej i opieki lekarskiej. Dzisiaj welfare state ogranicza zakres swoich działań. Nawet w Niemczech - bastionie dobrobytu - mówi się o końcu społecznej gospodarki rynkowej. Co się stało w ostatnich kilkunastu latach?

- Po pierwsze, integracja europejska zlikwidowała możliwości korporacyjnego negocjowania pomiędzy pracownikami a kapitałem warunków płacowych, socjalnych. Globalizacja nie pozwala na istnienie oaz znacznie wyższego poziomu życia. Po drugie, Europa musiała podjąć współzawodnictwo ze Stanami Zjednoczonymi. Na razie rozgrywa się ono na obszarze rynków finansowych. Clyde Prestowitz, sekretarz ds. handlu za prezydentury Ronalda Reagana, zwrócił uwagę, że oderwanie dolara od parytetu złota wzmocniło gospodarkę amerykańską. Koszty z tym związane poniosła w istocie rzeczy Europa. Jeśli chodzi o innowacyjność, to Europa jest obecnie w tyle. Musi przeznaczać więcej pieniędzy na badania, a to wymaga cięć socjalnych. Patrząc z polskiej perspektywy, należy zauważyć, że są to cięcia minimalne. Niemcy atakowali rząd kanclerza Gerharda Schrödera za to, że chciał sprowadzić emerytury do poziomu sześćdziesięciu kilku procent średniej pensji, u nas jest to niewiele ponad trzydzieści procent. Przyjęto rozwiązania, których nikt nie zaakceptowałby w Europie Zachodniej, stworzono natomiast system, w którym środki socjalne marnują się.

- Jaka jest więc obecnie rola naszego państwa?

- Państwo nie ma już mocy władczej w zakresie systemu zabezpieczeń socjalnych. Może renegocjować warunki, wpływać na horyzont czasowy, sprawdzać reguły gry - na ile sprzyjają one urzeczywistnianiu interesów społecznych. Politycy nie zdają sobie sprawy z tego, że przenosząc zadania społeczne na rynek, do funduszy celowych, agencji, utracili możliwość bezpośredniego oddziaływania na tę sferę. Fundusze emerytalne z powodu braku odpowiednich mechanizmów mają niewielkie możliwości inwestowania w gospodarkę. Nieskuteczność naszej polityki socjalnej wynika z aroganckiej redystrybucji poprzez pseudorynkowe instytucje, przechwytujące pieniądze przeznaczone na cele socjalne. Polskie szpitale są kolosalną przepompownią pieniędzy w prywatne ręce. Wiele z nich ma swoich wirtualnych właścicieli, którzy przejęli je za długi. Wynoszą one obecnie ponad 8 mld złotych. Właściciele ci czekają już tylko na bankructwa szpitali. Na razie kierują nimi przy pomocy swoich ludzi, czerpią korzyści z remontów, bo przecież zwykle wykonują je "zaprzyjaźnione" firmy. Mamy tu więc nader czytelny obraz ukrytej dzikiej prywatyzacji oraz odbicie tzw. klientelizmu politycznego, a także przykład ogromnego marnotrawienia środków publicznych.

Udawane reformy

- W tym stanie rzeczy chyba trudno mówić o jakimś duchu solidaryzmu, o nawiązywaniu chociażby do nauki społecznej Kościoła w postrzeganiu i rozwiązywaniu problemów socjalnych, czy szerzej: społecznych?

- Nie ma żadnego ducha solidaryzmu, zresztą nie tylko u nas. Badania wykonane w Anglii wykazały, że wprowadzenie agend zajmujących się transferem środków na cele socjalne zniechęciło do angażowania się w działalność charytatywną. Przekonano się bowiem, że pieniądze trafiały nie w te ręce, w które powinny trafić i że za tym kryje się po prostu biznes.

- W Polsce ścierają się obecnie dwie polityczne koncepcje rozwojowe: solidarna i liberalna, sfera zaspokajania potrzeb ludzkich pozostaje bardzo mocno upolityczniona. Która z tych wizji jest Pani Profesor bliższa i która z nich ma większe szanse na urzeczywistnienie? A może żadna z nich?

- Tylko połączenie obu tych wizji ma sens. Należy ograniczyć fiskalizm, marnotrawstwo na różnych szczeblach władzy, trzeba dokonać głębokiej reformy finansów publicznych. Samo wprowadzenie pewnych rozwiązań - jak chciała Zyta Gilowska - do ustawy budżetowej niewiele pomoże. Należy przesunąć środki przeznaczone na cele socjalne na poziom samorządów. Pozwoliłoby to podzielić więcej i zgodnie z poczuciem sprawiedliwości społecznej. Nie osiągnie się tego przez etatyzm i udawanie, że się robi reformy. Na razie mamy do czynienia z działaniami propagandowymi, a nie z rzeczywistymi próbami zmian systemowych.

- Profesor Edmund Wnuk-Lipiński dowodzi, że wszelkie zamysły epatowania społeczeństwa hasłami solidaryzmu, próby nieprzemyślanego wprowadzania niektórych jego zasad w życie prowadzą do wzrostu redystrybucyjnej roli państwa, do narastania - zwróciła Pani na to uwagę przed chwilą - zjawiska klientelizmu politycznego i poszerzania zakresu bezradności życiowej dużych zbiorowości.

- Bieda w Polsce jest związana przede wszystkim z niskim wykształceniem, liczbą dzieci w rodzinie, bezrobociem oraz z tzw. bezradnością strukturalną, wynikającą z uwarunkowań regionalnych. Myślę w tym momencie o terenach popegeerowskich. Zostały one zamienione w obszary biedy w następstwie idiotycznych decyzji. Przecież można było zorganizować tam kooperatywy, stworzyć drobny przemysł przetwórczy. Były przecież zupełnie sensowne pomysły w tym zakresie. Modelami integracji poziomej w rolnictwie zajmowali się prof. Jerzy Tepicht, prof. Andrzej Romanow. Nikt nie pytał ich, jak można te struktury pegeerowskie wbudować w wolny rynek. Mechaniczne rozwiązania przyjęto również w zakresie integracji z Unią Europejską. Przykładem tego jest chociażby kwestia kwotowego obniżania produkcji w różnych gałęziach gospodarki po to, żeby zrobić miejsce dla importu.

- Współczynnik pracujących wśród ludności zdolnej do pracy wynosi w naszym kraju niewiele ponad 50 proc., w Europie Zachodniej przekracza 60 proc., w USA - 70 proc. Niektórzy uważają, że powinno się uruchomić program robót publicznych. Czasu New Dealu nie da się chyba jednak w Polsce powtórzyć?

- Jako wykładowca akademicki jeżdżę po kraju i widzę, jak dużo jest u nas do zrobienia - zamulone rowy melioracyjne, pordzewiałe barierki, walające się śmieci. Nie ma ludzi do prostej konserwacji podstawowych urządzeń drogowych. Czy nie można by stworzyć systemu robót publicznych, a nie płacić im za bezczynność, za nic? Nikt nie wybuduje dzisiaj nowoczesnej autostrady łopatą, jest to zrozumiałe. Nie chodzi więc o olbrzymią użyteczność tych działań, ale o sensowny sposób udzielania pomocy, o podtrzymanie etosu pracy.

- Kto ma tym pokierować? Zapewne nie państwo, które - jak wykazała Pani Profesor - utraciło już swoje możliwości sprawcze.

- Mogą to robić samorządy. Są odpowiednie fundusze na te cele. Ten, kto płaci, wie zwykle, za co płaci. W gminie, w której mieszkam, taki sposób dzielenia świadczeń społecznych sprawdza się. Są tu ludzie, którzy sprzątają ulice, park i otrzymują za to nieco wyższe niż zasiłek pieniądze. Efekty ich pracy widać. Ważne jest jednak również to, że ludzie ci mają poczucie pewnej użyteczności społecznej. Warto więc wykorzystywać wszystkie dostępne sposoby.

Agencje i klienci

- Socjolog prof. Zdzisław Krasnodębski podkreśla, że największą przeszkodą dla pozytywnego działania nie są małorolni chłopi bądź robotnicy z przestarzałych fabryk, czyli grupy wyciągające - jak sądzą niektórzy - tylko ręce po publiczną pomoc, ale tzw. elity, "towarzystwo" zasobne w kapitał i wpływy, jednak bardzo egoistycznie postrzegające swoją rolę społeczną.

- Nie wydaje mi się, aby decydującą rolę odgrywały tu elity. Większe znaczenie w sferze, o której mówimy, ma olbrzymie upartyjnienie, klientelistyczna dystrybucja i system instytucji umożliwiających takie działanie, a także skala komercjalizacji zadań państwa. Przykładem tego mogą być chociażby poczynania grupy skupionej przy Andrzeju Lepperze, działającej wokół funduszu ochrony środowiska, czy też handel długami prowadzony w przeszłości przez środowisko ZChN-owskie. Oligarchowie też naciskali na polityków, żeby prywatyzować, ale za pośrednictwem inwestorów zagranicznych i nie rozszerzać giełdy, która mogłaby wessać fundusze emerytalne. Dzięki temu w ich ręce trafiały prowizje i bogacili się - tak jak pan Kulczyk - bezinwestycyjnie. Przyczyniły się do tego błędy instytucjonalne. Prof. Krasnodębski w jednej ze swoich książek nawet moją osobę zaliczył do "towarzystwa". Bardzo mnie to zadziwiło, bo przecież jestem osobą, która nie tylko wymyśliła i pokazała mechanizmy ujęte w kategoriach kapitalizmu politycznego, ale nadal systematycznie je obnaża.

- Kapitalizm może mieć różne oblicza. W XIX-wiecznym Żyrardowie fabrykanci Karol Hielle i Karol Dittrich, przedstawiciele młodego, "wilczego" kapitalizmu, budowali szkoły, zakładali przedszkola, ochronki. Nie widać, aby ich śladem podążali nasi współcześni biznesmeni.

- Bo to jest kapitał, który w ogóle niczego nie buduje. Kieruje się hasłem: żadnych zasobów, tylko płynność, pośrednictwo, marka i korzystanie z renty monopolistycznej. Kapitał, w tym zagraniczny, niewiele nowego w Polsce stworzył - powstały tylko montownie. Skoro są to ludzie, którzy z zasady niczego nie budują, dlaczego więc mieliby powoływać ochronki?

- Mamy w Polsce zbyt wysokie podatki, wynikające głównie z zawyżonego poziomu wydatków budżetowych. Istnieją także regiony utrwalonego bezrobocia, gdzie nawet wrażliwi na potrzeby społeczne posiadacze kapitału nie byliby w stanie, bez rozwiązań strukturalnych, poprawić losu tysięcy ludzi. Państwo nadal ma więc określone obowiązki i chyba nawet najzagorzalsi zwolennicy rozwiązań rynkowych nie zdejmą z rządzących tej powinności.

- Państwo nie realizuje swoich zadań. Mówiliśmy tu o rosnącym strukturalnym bezrobociu i biedzie uwarunkowanej regionalnie. W tym samym czasie Agencja Nieruchomości Rolnych obracała i obraca dalej olbrzymim majątkiem, nic nie wpłacając do kasy państwowej. Spłacała długi ciążące na tych nieruchomościach i przekazywała malutkie stypendia dzieciom ze środowisk popegeerowskich. Jej działalność doprowadziła natomiast do powstania warstwy dzierżawców i posiadaczy, "klientów" robiących obecnie kokosy na dopłatach unijnych. Nie stało się tak w wyniku działań warszawskiego "salonu", ale był to efekt partyjniactwa, układów na najniższych szczeblach. Działalność Agencji Mienia Wojskowego również prowadzi do rabunkowego przechwytywania najcenniejszych terenów. Podobnych przykładów można by znaleźć jeszcze więcej. Z jednej strony wydaje się więc, że pieniędzy na programy socjalne jest za mało, z drugiej strony widać, że kolosalne sumy są zawłaszczane - co zastępuje ekonomiczną akumulację kapitału. Wszystko to zaś odbywa się za pośrednictwem legalnie działających instytucji.

Jadwiga Staniszkis jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego oraz Wyższej Szkoły Biznesu. Zajmuje się socjologią polityki, a także socjologią ekonomiczną i socjologią organizacji. Autorka wielu książek, takich jak "Samoograniczająca się rewolucja", "Ontologia socjalizmu", "Postkomunizm", "Władza globalizacji". Stała felietonistka tygodnika "Ozon".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho Igielne - przewodnik (31/2006)