Jak lustrzane odbicie

Polaków i Litwinów połączyły kompleksy narodów słabych i niezbyt pewnych swojej racji.

07.09.2010

Czyta się kilka minut

Dlaczego to sąsiedztwo jest takie trudne? Dlaczego, nie od dziś zresztą, stosunki między Polakami a Litwinami muszą być tak poplątane, nerwowe i - co tu ukrywać - nie bardzo przyjazne? Poszukiwaniom odpowiedzi na to pytanie poświęcono wiele wysiłku. Słusznie, bo chcąc usunąć chorobę, trzeba odnaleźć jej przyczynę. Korzystając z tego, że w tym numerze zajmujemy się sprawami polsko-litewskimi, chciałbym się do tych poszukiwań dołączyć, proponując wzięcie pod rozwagę pewnej hipotezy.

Otóż sądzę, że działamy tak sobie wzajemnie na nerwy, bo jesteśmy do siebie podobni. Jedni w drugich, jak w zwierciadle, oglądamy własne wady i kompleksy.

Polak i Litwin, mówiąc o jakimś wybitniejszym rodaku, dodaje "światowej sławy", "laureat Nagrody Nobla" czy coś w tym rodzaju. Nie spotkałem tego nigdy np. u Amerykanów i Anglików. Oni niczego nie dodają, bo nie muszą. Kiedy ktoś u nich jest światowej sławy, to po prostu wszyscy o tym wiedzą. A my, Polacy i Litwini, musimy? Po prostu z góry zakładamy, że nikt o tym naszym nie wie. Ot, wspólny kompleks niższości.

Jesteśmy cholernie pamiętliwi. Polacy do dziś nie mogą darować Krzyżakom, a Litwini są na Polaków do dziś wściekli za Unię Lubelską, którą (mniejsza: słusznie czy nie) uważają za źródło wszystkich swoich narodowych nieszczęść. A co powiedzieć o wydarzeniach bliższych naszym czasom? Zajęcie Wilna przez Piłsudskiego (Żeligowskiego) do dziś Litwinów dotkliwie boli, jak Polaków utrata Lwowa.

Nie lubimy obcych. By nie wspominać polityki II Rzeczypospolitej, zmierzającej do polonizowania na siłę mniejszości narodowych, można przypomnieć problemy Litwinów mieszkających w województwie ełckim. Całe dziesięciolecia nie mogli się doprosić Mszy w swoim języku, aż do czasu, kiedy ówczesny biskup łomżyński Juliusz Paetz podjął odważną, bo niepopularną wśród Polaków decyzję i wprowadził Mszę w języku litewskim w bazylice w Sejnach. W 1987 r. utworzył też Diecezjalny Komitet Pomocy Litwie.

Litwini mają za złe Polakom z Wileńszczyzny, że się nie zaangażowali w litewskie dążenia do niepodległości w roku 1990. Pomijając pytanie, dlaczego tak było (a było), można sobie wyobrazić, jak my, w analogicznej sytuacji, patrzylibyśmy na obcych, którzy nie uczestniczą w obalaniu komunistycznego reżimu. Na zawsze zostaliby zaliczeni do kategorii kolaborantów...

Nie tylko jesteśmy w naszych kompleksach do siebie podobni, ale losy naszych narodów sprawiły, że często jesteśmy ze sobą spokrewnieni. Moja babka ze strony ojca pochodziła ze spolszczonej rodziny wywodzącej się z Wielkiego Księstwa Litewskiego. Mickiewicz-Mickevičius pisał "Litwo, ojczyzno moja". Wrogowie Czesława Miłosza poczytywali mu za grzech to, że uważał się za Litwina. Zarówno dla nas, jak i dla Litwinów wyrazista odrębność tożsamości narodowej jest (ale dlaczego?) sprawą śmiertelnie ważną, zasadniczą.

Przyjaciel Litwin czynił kiedyś mi wyrzuty, że w (polskim) artykule napisałem Wilno, a nie Vilnius, i Kowno, nie Kaunas. Nie pomogło odwoływanie się do analogii: tłumaczenie, że piszemy Mediolan, nie Milano, Paryż, a nie Paris. Nie pomogło, według niego kwestionowałem ich narodową tożsamość.

Kiedy przed paru laty byłem w Wilnie (Vilniusie), w sympatycznej rozmowie z młodymi Litwinami, ubolewającymi z powodu obecnego stanu rzeczy, padły słowa nadziei, że kiedy razem będziemy w Unii, to się zmieni, że układ z Schengen i otwarcie granic napięcia złagodzi. Przecież będziemy - mówili - w jednej Europie.

Jesteśmy w jednej Europie, a problemy istnieją. Prawda, że stopniowo wzajemne uprzedzenia ustępują. Sam układ z Schengen jednak nie zmieni mentalności, bo zmiana stereotypów wymaga czasu, cierpliwego i obustronnego wysiłku wzajemnego zrozumienia, a także uznania, że w przeszłości nie zawsze mieliśmy (my, Polacy, my, Litwini) rację. To zaś, jak wiadomo, ani Polakom, ani Litwinom łatwo nie przychodzi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2010