Jak anioły uratowały świętą

Legenda mówi, że nad najstarszym w Europie Jeziorem Ochrydzkim jest tyle cerkwi, ile dni w roku. Jednak święci wciąż zstępują tu z fresków i w snach przychodzą do ludzi, domagając się nowych świątyń.
z Ochrydy (Macedonia Północna)

21.10.2019

Czyta się kilka minut

Giorgica w drodze do cerkwi Rusej Sredy nad Jeziorem Ochrydzkim, wrzesień 2013 r. / MIRELLA MAKURAT
Giorgica w drodze do cerkwi Rusej Sredy nad Jeziorem Ochrydzkim, wrzesień 2013 r. / MIRELLA MAKURAT

Niewysoka Giorgica pochyla się, by zapalić żółtą świecę. Dolewa też oleju słonecznikowego do łampadki. Po drodze do Wełestowa wstąpiliśmy do kapliczki Matki Bożej z przyblakłą ikoną Tej, Która Wskazuje Drogę. W środku metalowy krzyż i kilka niekanonicznych obrazów, w tym malunek wykonany jakby dziecięcą ręką.

Giorgica jest moją przewodniczką – prowadzi mnie do kobiety, która wybudowała cerkiew. Droga przypomina koryto wysuszonej rzeki, zatopione w zieleni. Na jej końcu znajduje się dom Bilijany.

Wchodzimy do salonu typowo dla Macedonii połączonego z kuchnią, tak jak muaebet (z tureckiego – „rozmowa”) zawsze łączy się na Bałkanach z piciem kawy.

Proszę, żeby Bile opowiedziała mi o Jasnej Środzie (maced. Rusa Sreda).

– O świętej Rusej Sredzie – Bile ciężko stąpa, utykając na jedną nogę, ale mnie nakazuje, żebym usiadła przy stole. Przynosi zeszyt w kratkę, gdzie pochyłym pismem zapisała „wszystko o cerkwiach”. Tę wiedzę przekazała jej matka. Szuka okularów. Otwieram na stronach o Jasnej Środzie, próbujemy z Giorgicą odczytać rękopis.

– To mam od jednej kobiety z Prilepu – komentuje Bile. – Przyszła do cerkwi i zaśpiewała tę pieśń. Ona śpiewa, ja płaczę... Nigdzie nie został zapisany żywot świętej Rusej Sredy. Jeszcze tylko we Francji o niej słyszeli.

– A ja słyszałam, że była Niemką – dzieli się swoimi wątpliwościami Giorgica.

– Nie – zaprzecza Bilijana. W końcu znajduje okulary, dosiada się do nas: – Od kiedy mi zmarł syn, ledwo widzę. Prawe oko mi się wypaliło od płaczu, wzrok bardzo osłabł... ale trzeba jakoś żyć...

– Trzeba... – ciężkim westchnieniem wtóruje Giorgica.

Opowieść

„Święta Rusa Sreda ma piętnaście lat. Jej matka odeszła przedwcześnie, gdy Rusa Sreda była malutka. Ojciec był bogatym kupcem, który nie siedział w domu, tylko musiał dużo podróżować. By jego córeczka nie zostawała sama, ożenił się, ale jego nowa żona była bardzo zła. Nie mogła znieść swojej pasierbicy. Widząc, jak codziennie się modli, karała ją biciem, nie dawała jedzenia, zamykała w komórce, a Rusa Sreda wychodziła stamtąd coraz piękniejsza („czyli Bóg był z nią” komentuje Bile).

Zazdrosna macocha siedziała i rozmyślała, jak ma ją ukarać, żeby nie musieć więcej na nią patrzeć – chciała ją zniszczyć. Pewnego dnia wpadła na pomysł, żeby wysłać dziewczynę do gęstego lasu, a tam, żeby sługa ją zabił i jako dowód przyniósł jej serce. (...) Sługa zostawił Rusą Sredę w dalekim, ciemnym lesie i wrócił, nie odzywając się słowem do dziewczynki. Jako dowód przyniósł macosze serce zabitej sarny. Ona uwierzyła, że Rusa Sreda nie żyje.

Biedne dziecko zostało samo w ciemnym lesie. Nie wiedziała, co ma począć, więc zaczęła się modlić, żeby Bóg wskazał jej drogę.

Po długim czasie znalazła dróżkę. Wędrując, usłyszała galop koni i się wystraszyła. To byli heretycy, którzy w nic nie wierzą. Napadli ją i wrzucili do studni. W studni pomyślała, że już nic jej nie pomoże, i zwróciła się do Boga, prosząc pokornie o wybaczenie jej przewinień. Bóg posłał jej dwa aniołki („i dlatego na ikonie przedstawiona jest, jak dwa anioły wydobywają ją ze studni” – wtrąca lektorka). I nakazał, by uzdrawiała ludzi.

W tym czasie ojciec dziewczyny wrócił do domu i dowiedział się, że jego córka umarła. Żona się zaś rozchorowała i udali się w drogę w poszukiwaniu lekarstwa. O cudach Rusej Sredy szybko rozniosła się wieść – wkrótce i oni znaleźli się pod skałą, z której wypływała lecznicza woda, którą Rusa Sreda uzdrawiała. Ustawili się w kolejce potrzebujących, ale kiedy przyszła kolej na macochę, woda przestała płynąć. Macocha zawołała: »Dlaczego dla wszystkich starczyło wody, a dla mnie nie?«. Rusa Sreda odpowiedziała: »Nie dziw się matko, zło, które masz w sercu, doprowadziło do tego. Kazałaś mnie zabić, ale ja zostałam przy życiu. Teraz wróć do domu, tam będziesz leżała, dopóki się nie rozpadniesz, a twoje ciało przemieni się w ciernie. A ty, ojcze, jak chcesz, zostań ze mną, będziemy razem leczyć ludzi aż do czasu, gdy Bóg wezwie nas do swojego Królestwa«.

I tak też się stało, a do cerkwi Rusej Sredy po dziś dzień przychodzą ludzie, którzy wierzą w jej uzdrowieńczą moc, piją wodę z jej źródła i obmywają się, i ona im pomaga, dodaje im sił, odwagi i spokoju duszy”.

– Na przykład kiedy jest mi źle, tam mam wrażenie, że potrafię latać i wracam do domu jak nowo narodzona – mówi Bilijana. – Prilepczanka, co zaśpiewała tę pieśń, powiedziała, że u nich w mieście znają ją wszystkie stare kobiety.

Świątynia

Pytam Bilijanę o jej świątynię – Zaczęło się ponad 40 lat temu – mówi. – Byliśmy całą rodziną w Skopje, marzec 1972 roku. Wracając, niedaleko Resen, poczułam, jakby samochód się zapalił (a wcale się nie palił), otworzyłam drzwi, i całe szczęście, że się w nim otwierały odwrotnie, bo inaczej wciągnęłoby mnie pod koła, a tak wypadłam na beton, zabrali mnie do szpitala, od niedzieli do wtorku byłam w śpiączce, miałam wstrząs mózgu. Od tego czasu mam też powykręcane kości nóg. I później przyszło do mnie, żeby wybudować cerkiew. A żyliśmy wtedy w biedzie. Ale zaczęli przychodzić do mnie ludzie, którzy mieli sny. Wtedy mieszkaliśmy w wołoskiej dzielnicy. Pytali, dlaczego nie buduję cerkwi Rusej Sredzie. I przyszły też dwie kobiety, Tonica i Kalina, ty je znasz – mówi do Giorgicy. – Powiedziały, że podczas odpustu na Nikolicę będą zbierać u siebie na moją cerkiew. Zebrały 170 tysięcy. A mój mąż mówi: „Ja mam budować cerkiew na tym błocie?”.

Pytam, skąd wiedzieli, gdzie mają budować. – Powyżej świętego Nikoli, na wzgórzu, tam zaniosły mnie Tonica i Kalina – odpowiada Bile. – Ja wtedy nie byłam jeszcze zdrowa, one mówiły: „Bóg doda ci sił”. I rzeczywiście mi dał. Kopaliśmy kilka lat i osuszyliśmy to miejsce, wylaliśmy taras, postawiliśmy cerkiew. Doprowadziliśmy drogę, bo wcześniej trzeba było przechodzić przez dużą rzekę. Ale zestarzeliśmy się, mój mąż zmarł, sześć lat po nim mój syn. Zostałam sama z córką, mam zięcia, wnuki, doczekałam się prawnuczki.

Pokazuje zdjęcie bobasa w stroju ludowym. Bilijana sama go wykonała z tkaniny biało-czerwono-czarnej, jak tkano i szyto w jej rodzimej wiosce.

– Ja mam dwie – włącza się Giorgica, a zaraz nagle przypomina sobie o chorym palcu koleżanki, która znowu proponuje nam kawę, i pyta jej: – Pomidor z cukrem przykładałaś?

– Pomidor z cukrem, drożdże, miód...

– A propolis?

– I propolis, i to czym się smaruje pępek niemowlakom, i czym jeszcze nie, ale widocznie nie czas jeszcze, by ozdrowiał, taką mam krew.

– Antybiotyki?

– Brałam. Trzy i pół roku temu stłukłam go i nic nie pomaga, jeszcze nie przyszedł czas na to. Mówili, że mam raka skóry. Ja mówię: „I co z tego, to też jest dla ludzi. Dajcie spokój, nie mam raka”. Od swojego przeznaczenia nie możesz uciec.

– Mnie od rana strasznie boli głowa, wczoraj miałam problem z nadciśnieniem przez jedną sytuację, której nie mogłam znieść – dodaje Giorgica – ale sobie pomyślałam, że jak dziewczyna zadzwoni do mnie, pójdę z nią do Rusej Sredy.

– To idźcie, obmyj się tam, dam ci klucz – dodaje Bile.

Pytam o wizerunek Rusej Sredy. On też pojawił się we śnie kobiecie z odległego miasta. Otrzymała polecenie przyjechać do Ochrydy i sprzedawać kopie, żeby szerzyć kult. Tam, przy dworcu autobusowym, spotkała ją matka Bilijany. Została wykonana większa kopia do świątyni.

– Ja mam tę ikonę Rusej Sredy też w swojej cerkwi – mówi Giorgica. – I przyszedł raz jeden z popów i mówi: „Zabierz ją stąd!”. „Nie, nie zabiorę – odpowiedziałam. – Co ci przeszkadza? Ona nic ci nie robi!”. Z kalendarza ją usunęli...

Państwo dziesiąte

Pytam jeszcze o modlitwy do Rusej Sredy.

– Ja używam modlitw z prawosławnego modlitewnika, to są modlitwy od Boga, a nikt nie powinien łamać zasad danych od Boga. – Bilijana zaraz zaczyna czytać modlitwy, ale jednak z zeszytu mamy, a nie te pochodzące z prawosławnego modlitewnika. Giorgica dodaje ludową pieśń o świętej Niedzieli.

– A mama skąd znała te pieśni?

– Ha! Ona była wyjątkowa – odpowiada Bilijana. – Raz przychodzi do niej we śnie święty Naum i mówi: „Pisz! Módlcie się, ludzie, żeby się zbawić, bo nadszedł czas – czas modlitwy, czas zagłady, czas zapisany”. I ona od razu się przebudziła i to zapisała.

– Nie wiem, której dokładnie z Ochrydy śniło się, ale chyba Tonicy – kontynuuje wątek Giorgica. – Usłyszała: „Żeby ocalić Macedonię, wszyscy odmawiajcie tę modlitwę: »Panie, ochroń nasze państwo, niedościgłe, dziesiąte, i ocal je«”. Dziesiątka była zapisana u Boga. Bardzo starym państwem jest Macedonia, najstarszym, dziesiątym.

Giorgica: – Naprzód Dziadek Bóg dał wszystkim ludom ziemię, a o nas, Macedończykach, zapomniał. I zebrało się kilku ludzi i udali się do niego: „Dziadku Boże, wszystkim dałeś ziemię, a nam nie”. „O, to prawda, zapomniałem o was... Ale za to dam wam teraz kawałek mojego Rajskiego Ogrodu – tylko o niego dbajcie! Dam wam kawałek Raju, ale musicie go pilnować!”. Ale nam zabrali...

Nasza gospodyni podsumowuje: – Jeszcze nikt nie wziął ze sobą więcej niż jedną skrzynię, w niej jeden koc i jedno prześcieradło, nic więcej... Zmarł jakiś doktor, co przyjmował łapówki. Przed śmiercią powiedział kolegom, by pochowali go z otwartymi dłońmi, żeby zobaczył, co żona włoży mu w ręce na pożegnanie. Żona dała mu chusteczkę – co innego miała dać? Później przyśnił się kolegom: „Zlitujcie się, tam mówią o mnie »ten łapówkarz«. Odkopcie mnie i odwróćcie mi ręce, żeby przestali tak mnie nazywać na tamtym świecie. W zamian powiem wam, gdzie zakopałem złoto”.

– Nie ma tajemnic – z wiarą, ale też lekkim zdziwieniem mówi Giorgica.

– Nie ma, wszystko jest wiadomym.Czyli święci wiedzą, i jaki masz problem, i jaki jest na niego lek... – dopowiada Bile.

Odwiedziny Tito

– A jak było w tym roku w Elšani? – pyta Bilijana o obchody wiejskiej sławy. Świętuje się tam Zaśnięcie Matki Bożej, Wielką Bogarodzicę, jak nazywają tę uroczystość. Miejscowość położona wysoko w górach dziś jest opustoszała, ale na samo święto, raz w roku, przybywają dawni mieszkańcy i tysiące gości z całej Macedonii, a za pośrednictwem internetu uczestniczą w niej również członkowie diaspory w Australii.

– Dobrze. Tylko popa nie było – odpowiada Giorgica. – A jak kiedyś we wschodniej Macedonii przesunęli obchody o jeden dzień, bo święto wypadło w piątek, a oni, żeby nie było postne, przenieśli na sobotę. Ona jak uderzyła!

Kobiety przywołują narrację, którą słyszałam już wielokrotnie. Chodzi o tragedię z 1996 r., kiedy od uderzeń pioruna zginęło dziewięć osób, a kilkadziesiąt odniosło obrażenia. W rzeczywistości Zaśnięcie wypadło wówczas w środę, czyli podobnie jak piątek w dzień ścisłego postu, ale ludowym zwyczajem na to święto ofiarowuje się zwierzęta, a także przygotowuje w wielkich kotłach wspólny posiłek – mandžę z jagnięciny. Obchody przesunięto na czwartek. W tym roku święto również wypadło w środę. W Elšani nie przełożono festy, ale gulasz z ofiarnych owieczek przyrządzono, odczytując post factum z pogody, że taka widocznie była wola Matki Bożej.

– W tym roku padało, ale jak przyszła pora posiłku, wyszło słońce, trawa, na której gromadzą się tysiące osób, wysuszyła się, czyli tak chciała Bogarodzica – mówi z przekonaniem Giorgica. – A ten zwyczaj wziął się stąd, że pewnego pasterza wysoko w górach złapała wielka burza. I modlił się: „Litości, Bogarodzico, jak mnie uratujesz, masz ode mnie trzy owce”. Uratowała go, czyli chciała, żeby na ten dzień ofiarować jej mięso.

Na koniec, zanim poszłyśmy z Giorgicą do lasu do świątyni Rusej Sredy, Bile opowiada jeszcze jeden sen: – Jak miałam kłopoty, czyż nie pojawiły mi się przeszkody też we śnie? Tito siedzący naprzeciw Bogarodzicy, chwała Ci Boże! I ja, jak go zobaczyłam, zeszłam z góry i podeszłam do niego i mówię mu: „Jej, ty ożyłeś!”. „Wiesz, kim jestem?” – rzekł. „Wiem, jesteś Tito”. „Kochacie mnie?”. „Kochamy – powiedziałam. – Niech gadają, co chcą, my za twoich czasów pokończyliśmy szkoły, domy pobudowaliśmy i nauczyliśmy się, jak żyć. Teraz – mówię do niego – zaprowadzę cię do Rusej Sredy”. „To chodźmy” – mówi. Wstałam, podałam mu dłoń, wstał ze mną, chwyciłam go pod ramię i idziemy. Idziemy, ale ludzie zaczęli wznosić mury z kamieni. Jakby labirynt mi zrobili. I on powiedział: „Chodź za mną!”. I teraz on na przedzie, ja za nim, i mnie wyprowadził na górę. Jeden most, drugi most i za trzecim mostem skręcimy na górę. I teraz przystanął i mówi do mnie: „Wyprowadziłem cię na czysto?”. „Wyprowadziłeś mnie. Teraz jeszcze tylko jeden most i będziemy u Rusej Sredy”. „Nie. Zatrzymaj się. Czy wiesz, kim jestem?”. „No wiem, ty jesteś Tito”. „Nie – odrzekł. – Ja jestem ten, bez którego nie otwiera się cerkwi, i bez mojej matki”. „Chwała Ci Boże!”. A bez kogo nie otwiera się cerkwi? Bez Jezusa Chrystusa i bez Bogarodzicy. I znikł. ©

Autorka jest etnolożką, prowadzi badania na Bałkanach m.in. nad religijnością na pograniczach kulturowych. Niektóre nazwy i imiona zostały zmienione.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2019