Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To wielce osobliwa płyta. Lekko dziwna. Finezyjna. Fantazyjna. Energetyczna. To, że wielki Marc Minkowski ma słabość do Offenbacha, wiedzieliśmy od dawna. Od lat prowadzi w paryskim teatrze Châtelet Offenbachowski cykl, a przedstawienia "Pięknej Heleny" czy "Wielkiej Księżny Gerolstein" (w reżyserii Laurenta Pelly'ego, tak, tego samego, z którym Minkowski zrobił arcyśmieszną "Plateę" Rameau!) są oblegane. Na półce trzymam CD z "Orfeuszem w piekle" - w świetnej obsadzie: z Natalie Dessau, Patricią Petibon, Véronique Gens czy Ewą Podleś. Trzymam, bo dlaczego nie. Ale słuchać Offenbacha? Tak na co dzień?
Minkowski uwielbia dzieła-hybrydy. Muzykę złożoną z czasem wzajemnie do siebie nieprzystawalnych kawałków, niby osobnych fragmentów, z których tylko kilku wie, jak złożyć całość. Jak stworzyć dzieło. Ten Offenbach jest "czysto" instrumentalny (z "Orfeusza w piekle" słyszymy jedynie uwerturę, z opery "Rusałki Renu" uwerturę i balet-wielki walc). Największe zadziwienie przychodzi jednak wraz z "Koncertem wiolonczelowym". Przecież tylko nieliczni wiedzą, że Offenbach był obiecującym kompozytorem estetyki romantycznej, uznanym wiolonczelistą (grywał z Franciszkiem Lisztem, Antonem Rubinsteinem, Friedrichem von Flotowem). Nazywano go nawet "Lisztem wiolonczeli".
"Koncert" jest trzyczęściowy; nazwany "wielkim", w podtytule: "militarnym". To jego pierwsze nagranie zapamiętamy na długo dzięki Minkowskiemu. I dzięki świetnej grze Jérôme'a Pernoo. To nie jest muzyka lekka, łatwa i przyjemna do grania. Offenbach najeżył ją wieloma technicznymi pułapkami. Wiolonczelista musi czasem biec na złamanie karku, skacząc po rejestrach, po kilka stopni na raz, w dzikim pośpiechu. A w środkowym Andante musi wyśpiewać cały liryzm i słodycz, bo ta muzyka na nic innego nie pozwoli. Minkowski także. Kontrasty uczuć i emocji pod jego ręką znów zwalają z nóg.
Tak, lubię Minkowskiego. Tak, uwielbiam to, co robi z muzyką. Ale w tym przypadku jestem wściekły. Bo o tym, że Offenbach stanie się nieodłącznym elementem naszego codziennego życia, nie myślałem nigdy. Boję się, że polubimy wszystko, co na pulpit położy Minkowski. Tylko co?