Iran – jedno państwo

Ze zgrozą przeczytałem tekst Edwarda N. Luttwaka "Iran pęka" ("TP" nr 13/07). Według autora, Iran jest kolejnym, zbudowanym siłą imperium, jak np. ZSRR. Tymczasem kraj ten stanowił od tysiącleci wspólny obszar polityczny, gospodarczy i społeczny, którego społeczności są zintegrowane i niemal całkowicie współzależne. Jak Indie, które są o wiele większą mieszaniną narodów i języków, więc nikt o zdrowych zmysłach nie zamierza dzielić tego państwa. Podsycanie antagonizmów etnicznych i wspieranie podziału Iranu doprowadziłoby do tragedii przypominającej podział Indii w 1947 r., przy której rozpad Jugosławii w latach 90. XX wieku wydawałby się drobnymi zamieszkami. Jak np. określono by granice między państwami narodowymi, które miałyby powstać w Iranie, pomijając już, że twory takie byłyby w większości z przyczyn geograficznych skazane na ekonomiczną porażkę? Byłem w Iranie w 2003 r. i rozmawiałem z wieloma jego mieszkańcami, także z Azerami i Turkmenami. Moi rozmówcy dość powszechnie i zdecydowanie krytykowali rządzących krajem ajatollahów, jednak ani razu nie zdarzyło mi się słyszeć uwag, które można by uznać za przejaw tendencji "narodowowyzwoleńczych". Mam nadzieję, że przez ostatnie cztery lata sytuacja się nie zmieniła.

Warto wspierać w Iranie dość silne i rozwijające się społeczeństwo obywatelskie. Wielu Irańczyków ma wyższe wykształcenie, w miarę szeroki jest dostęp do internetu (próby jego cenzury nie przynoszą jak na razie szczególnego rezultatu), wiele osób prowadzi blogi, częste są kontakty z zagranicą, w tym z liczną diasporą. Ustrój polityczny Iranu, mimo niewątpliwych i często drastycznych naruszeń praw człowieka, zawiera w sobie zaskakująco wiele elementów demokratycznych misternie wymieszanych z autorytarnymi. Możliwe więc jest, choć nie w pełnym zakresie, działanie sił opozycyjnych i niezależnych organizacji społecznych (np. studenckich). Zaś "obóz władzy" nie jest jednolity, a poszczególne jego nurty trzymają się w szachu, uniemożliwiając zagarnięcie przez kogokolwiek władzy absolutnej. W takiej sytuacji wspieranie przez USA tendencji odśrodkowych i antagonizmów etnicznych byłoby czymś więcej niż głupotą o nieobliczalnych skutkach - pospolitą zbrodnią mogącą prowadzić do setek tysięcy ofiar.

MAREK PORZYCKI

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2007