Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dieter Ott miał 22 lata, gdy w 1986 r. podjął próbę opuszczenia Niemiec Wschodnich – marzył o życiu na Zachodzie. Próba się nie udała, Ott został skazany i trafił na rok do więzienia w Naumburgu. W tym samym mieście znajdowała się fabryka mebli – jeden z wielu zakładów w komunistycznej NRD, których produkcja trafiała na Zachód, za pośrednictwem państwowych firm handlowych. Dla władz NRD był to dobry interes: do ich kasy trafiała pożądana waluta.
Ale o tym Ott wtedy nie wiedział, gdy przez rok, codziennie, opuszczał więzienie w zakratowanym autobusie wraz z innymi więźniami. W rozmowie z reporterem „Spiegla” wspomina dziś, jak zawożeni do fabryki mebli, pracowali w osobnej hali bez okien, ściśle odizolowani od innych robotników. Produkowali komponenty mebli.
Przymusowo. NRD-owskie państwo korzystało bezwzględnie z darmowej siły roboczej – w NRD wszyscy więźniowie, kryminalni i polityczni, musieli pracować. Kto odmawiał, był karany, aż do skutku. Jak Alexander Arnold, który za kraty trafił w 1984 r. za rozrzucanie antypaństwowych ulotek (wyrok: 11 miesięcy). „Jeśli wyrobiłeś mniej niż 80 procent normy, trafiałeś do ciemnicy. W przypadku odmowy pracy lądowało się w izolatce, gdzie przykuwano więźnia do łóżka, nawet na 10 dni” – wspomina dziś Arnold w rozmowie z dziennikiem „taz”.
Ott i Arnold nie mieli pojęcia, że to, co produkują, trafia na Zachód – do sklepów popularnej sieci IKEA, która już wtedy zwykła prezentować się klientom jako firma otwarta i przyjazna, także jeśli chodzi o przystępne ceny. O tym, skąd w latach 70. i 80. ubiegłego wieku brały się niskie ceny produktów sieci IKEA, do niedawna wiadomo było niewiele. Owszem, po 1989 r. pojawiały się czasem zarzuty, że IKEA kooperowała z firmami zza „żelaznej kurtyny” (nawet z Kuby), nie troszcząc się, w jakich warunkach powstają importowane produkty.
Ale sytuacja stała się poważna – z punktu widzenia koncernu i jego wizerunku – dopiero wiosną tego roku, gdy temat wykorzystywania więźniów politycznych jako de facto niewolników Ikei podjęła jedna z największych niemieckich organizacji skupiających ofiary komunizmu. Po serii publikacji w mediach (także szwedzkich), koncern postanowił wyjaśnić zarzuty. Inaczej jednak, niż zwykło się to w Niemczech praktykować, o zbadanie swej przeszłości IKEA nie poprosiła niezależnych historyków, ale zleciła to firmie doradczej Ernst & Young.
Jeśli jednak IKEA miała nadzieję, że firma podejdzie do tematu łagodniej niż historycy, to się przeliczyła: raport audytorów Ernst & Young przedstawiono właśnie w Berlinie – choć nie ujawniając jego pełnej treści (IKEA zasłania się prawem o danych osobowych) – i jest on miażdżący. Wynika z niego, że koncern zawierał lukratywne kontrakty z firmami z NRD na import mebli, przy produkcji których pracowali więźniowie polityczni. Badając dokumenty i rozmawiając z byłymi menedżerami koncernu (przesłuchano ok. 90 osób), audytorzy stwierdzili ponadto, że na pewno od 1982 r. (a być może już od 1978 r.) władze koncernu wiedziały, iż meble produkują także więźniowie polityczni.
Teraz IKEA wyraża „głębokie ubolewanie”. Wprawdzie nie mówi nic o finansowym zadośćuczynieniu, ale prawdopodobnie przed tym nie ucieknie – po drugiej stronie padła już propozycja utworzenia specjalnego funduszu na rzecz byłych więźniów, będących dziś w szczególnie trudnej sytuacji np. zdrowotnej. A jeśli taki fundusz powstanie, być może złoży się na niego nie tylko IKEA: szef „niemieckiego IPN-u” Roland Jahn uważa, że ta sprawa to wierzchołek góry lodowej – wiele zachodnich firm kooperowało z NRD-owskimi przedsiębiorstwami, w których pracowali więźniowie. To temat ciągle słabo zbadany.
Szacuje się, że niewolniczą pracę na rzecz zachodnich firm mogło wykonywać w NRD nawet sto tysięcy więźniów. Dziś niektóre z tych firm mają partnerów w Chinach.