Idźmy z Niemcami

Najnowsze dane GUS pokazały, że Niemcy są naszym najważniejszym partnerem handlowym. To sukces polskiej gospodarki, ale też polskiej polityki, która to umożliwiła – powód do dumy, a nie do protestów.

20.02.2012

Czyta się kilka minut

Polityk skuteczny tym m.in. różni się od nieskutecznego, że gdy wygłasza swój pogląd, jest słuchany. W tym sensie Radosław Sikorski jest skuteczniejszym politykiem niż jego krajowi oponenci: przemyślenia na temat Niemiec, UE i stosunków polsko-niemieckich zamiast wykrzykiwać na ulicach Warszawy może wyrażać prosto w oczy samym Niemcom. Jeśli ci zaś wezmą sobie do serca przesłanie Sikorskiego z jego wystąpień wygłoszonych na początku lutego podczas monachijskiej konferencji bezpieczeństwa oraz w listopadzie w Berlinie, pozycja Polski jako partnera Niemiec może wzrosnąć. Minister zgłasza wolę współpracy z zachodnim sąsiadem, widzi w nim „największego akcjonariusza” na kontynencie, ale jednocześnie przestrzega go przed pokusą hegemonii w Europie.

Wypowiedzi Sikorskiego zaskoczyły wielu obserwatorów na kontynencie i zbulwersowały prawicę w kraju, ale tak naprawdę były tylko prostą konstatacją faktów. Nowość polega może tylko na tym, że o ile wcześniej Warszawa tłumaczyła bliskie związki z Berlinem tym, że daje Niemcom szansę na odkupienie win z przeszłości, to teraz mówi wprost: „jesteście silni, chcemy się do was przyłączyć”.

Bliska współpraca z Niemcami warunkuje także inne podejście do kwestii Europy Wschodniej, ale tu też nie ma sprzeczności z polskim interesem gospodarczym i politycznym.

Większość Polaków opowiada się za współpracą ich kraju z Rosją i Niemcami, choć śledząc dyskusje publiczne, można odnieść wrażenie, że prowadzący taką politykę przywódcy muszą ciągle się z niej tłumaczyć. Tymczasem to poglądy tych, którzy straszą nas utratą niepodległości, dziwnie odbiegają od poglądów większości Polaków.

Nie plują w twarz, tylko kupują

Jak na kraj zagrożony upadkiem, radzimy sobie jednak przyzwoicie. Polska w 2012 r. będzie prawdopodobnie mogła pochwalić się najwyższym wzrostem gospodarczym w UE – także dzięki temu, że słaba złotówka czyni polskie towary w strefie euro konkurencyjnymi. Tymczasem w „TP” 7/12 Cezary Michalski zarzucił Jackowi Rostowskiemu, że ten zapomina, iż „gdyby nie miliardy euro wpompowane przez Francuzów i Niemców we własne gospodarki (...) bylibyśmy pogrążonym w recesji bankrutem”. To prawda, że dobrą kondycję polskich firm (zgromadzone grubo ponad sto miliardów na kontach) zawdzięczamy temu, iż pracują one „prawie bez wyjątku jako kooperanci, podwykonawcy i eksporterzy do strefy euro i UE”. I cóż w tym złego? Owszem, nie jest to zasługą tylko tego rządu, ale wszystkich tych, którzy wprowadzili nas do UE i zdołali powiązać polską gospodarkę z najsilniejszą w Europie. Czy można robić z tego zarzut, że minister wykorzystuje tę sytuację?

Owszem, można mieć pretensje, że nasz popyt wewnętrzny jest za mały albo że nie produkujemy wysokich technologii, ale pretensje o to można wygłaszać nad grobem Hilarego Minca, a nie do obecnej ekipy. Dobrze, że ten rząd buduje atmosferę, w której polsko-niemiecka współpraca może się rozwijać. Sikorski, który w Monachium przestrzegał Niemców przed pokusą odegrania roli hegemona, ale deklarował wsparcie Warszawy dla pozytywnej polityki Berlina, z pewnością buduje w Niemczech lepszy wizerunek Polski. To jednak nie Sikorski, tylko Główny Urząd Statystyczny publikuje dane na temat naszego handlu zagranicznego. Z ubiegłotygodniowych jasno wynika, że polska sprzedaż za Odrę wzrosła w 2011 r. o 11 proc. i wyniosła ponad 25 proc. całego naszego eksportu.

Z przyczyn finansowych (Niemcy są bogaci), geograficznych (są najbliżej) i każdych innych nasz zachodni sąsiad jest dla nas idealnym partnerem gospodarczym. Wciąż jest także najbardziej wiarygodnym partnerem politycznym: to Niemcy były naszym adwokatem w Europie i klasa polityczna tego kraju wciąż (choć w coraz mniejszym stopniu) jest wrażliwa na przypominanie jej historii XX wieku.

Bo któż mógłby być jeszcze partnerem? Anglia ze swoim eurosceptycyzmem? Francja, której liderzy polityczni od czasu do czasu każą nam siedzieć cicho? Nowi członkowie Unii, którzy na Polskę patrzą nieufnie? Z krajów Europy Środkowej tylko Czechy są wśród 10 naszych największych partnerów gospodarczych (biorąc pod uwagę eksport i import). Poza Unią nawet dziś ciężko wskazać partnerów politycznych. Polsko-ukraińskie partnerstwo było projekcją romantycznych nadziei, ale dziś niewiele oznacza – i to nie z winy Polaków.

Oczywiście ta sytuacja może budzić pewne obawy. Raczej nie z powodu niepodległości czy choćby suwerenności kraju, ale po prostu dlatego, że nadmierne uzależnienie się od jednego partnera może polskiej gospodarce szkodzić w przypadku, gdy on sam ma kłopoty. Łatwo te obawy rozwiać, bo jeśli Niemcy mają kłopoty, to z pewnością i reszta kontynentu ma jeszcze większe. Zresztą niemiecka gospodarka na kryzys nie narzeka. Z niedawnej wypowiedzi niemieckiej minister pracy, która wezwała do podwyższenia Niemcom pensji, na równi z tamtejszymi pracownikami ucieszyli się polscy eksporterzy.

Ale prawdą jest, że różnorodność w gospodarce jest bardziej perspektywiczna i opłacalna.

Między Moskwą a Berlinem

Kierunkiem, który może uzupełniać zachodnią orientację naszej gospodarki, jest wschód. Dziś brzmi to jak mrzonka. Kraje Wschodniej Europy nie należą do ważnych partnerów gospodarczych i politycznych Warszawy – przynoszą w całości ok. 10 proc. naszych obrotów handlowych. Poza tym leżą poza UE, a to oznacza całą masę barier – politycznych, prawnych, systemowych, które biznes na wschodzie czynią trudnym, często niemożliwym. Nie bez znaczenia jest też mentalność elit i społeczeństw tych krajów. Wbrew nadziejom z ostatnich dwóch dekad ani owe elity, ani społeczeństwa nie wykazały determinacji, by integrować się z Europą czy choćby przyjąć istniejące w niej standardy.

A jednak choć dziś trudno wskazać na Wschodzie partnera dla nas, to na sytuację należy popatrzeć oczami szewca, który w kraju ludzi bosych widzi ogromny rynek, a nie rozczarowujący brak popytu. Kraje Europy Wschodniej – nawet ubogie – są rynkami zbytu. Zachód płaci Rosji za gaz, ale Rosjanie te pieniądze wydają potem znów na Zachodzie, kupując to, czego rosyjscy producenci zaoferować nie mogą.

Także nasz eksport do Rosji wzrósł według GUS o 22 proc., choć wciąż ze względu na zakup gazu nasz bilans handlowy jest niekorzystny. Polska nie produkuje drogich samochodów, eleganckich zegarków. Nie podbijemy Wschodu wysoką technologią, ale już dziś stanowimy ważne źródło prostszych towarów, jak choćby materiały budowlane. Można też drwić z sukcesu firmy produkującej podpaski, która zdobyła rosyjski rynek – ale cóż mądrego jest w takich drwinach?

Kraje Europy Wschodniej mogą być dla nas źródłem atrakcyjnych towarów czy ofert turystycznych – to z kolei może sprzyjać szerszej współpracy. W tym przypadku działania na rzecz liberalizacji handlu i wiz są zarówno w interesie Polski, jak i społeczeństw tych krajów – dlatego promotorzy demokracji powinni tym rozwiązaniom sprzyjać.

Polska gospodarka – a w szerszym sensie – polska polityka zagraniczna może rozwinąć skrzydła na Zachodzie i na Wschodzie, ale praktycznie tylko we współpracy z niemieckim partnerem. Wiele można Sikorskiemu zarzucić: bywa arogancki, ale nie irracjonalny. Jego polityka nie jest wbrew interesom Polski. W niedawnej tygodnikowej debacie na temat przyszłości UE i polityki obecnego rządu Wojciech Pięciak pisał: „rezygnować z części suwerenności warto, gdyż leży to w narodowym interesie Polski” („TP” 51/12).

Korzystna współpraca z Rosją i Niemcami też leży w naszym interesie. Figura ofiary knowań rosyjsko-niemieckich jest wygodna. Na podorędziu jest cała symbolika, kilkaset lat tradycji, literatura piękna i proste przyśpiewki. Można nawet demonstrować pod hasłem „Konzentrazionslager Europa”. I ludzie o innych poglądach mają już gotowe maski: targowiczan albo volksdeutschów. A jednak nie warto zakleszczać się w tych historycznych kliszach.

Wschód – misja i interesy

Mawia się, że nie ma takiego świństwa, którego nie dopuściłaby się Anglia w obronie swych interesów. Polityce skupiającej się na wspieraniu polskiej gospodarki za granicą łatwo zarzucić geszefciarstwo, cynizm i porzucenie demokratycznych ideałów. Ale Polska powinna być czasem pragmatyczna. Tak, środowiska prodemokratyczne na Wschodzie należy wspierać, ale Polska nie zmieni Europy Wschodniej na siłę. Przecież nasza polityka miewała już oznaki cynizmu i potrafiliśmy nad brakiem demokracji przejść obojętnie – tyle że nie zawsze było wiadomo, po co?

Lech Kaczyński pielgrzymował do autorytarnego Azerbejdżanu i przyznawał wysokie polskie odznaczenia szefom tamtejszych MSW i KGB, odpowiedzialnych za niszczenie opozycji. Bronisław Komorowski aranżował spotkania Wiktora Janukowycza z Barackiem Obamą, gdy na Ukrainie rozpoczynał się hucpiarski proces Julii Tymoszenko. Co z tego wszystkiego mamy? Niewiele. Politycznie dyktowane inwestycje – jak zakup rafinerii w Możejkach – także okazały się niewypałami. Zresztą gdy bywaliśmy bardziej pryncypialni, wychodziliśmy na tym podobnie. Czy bardzo przesadzają ci, którzy zgryźliwie zauważają, że za całą akcję na rzecz pomarańczowej rewolucji na Ukrainie uzyskaliśmy tylko otwarcie Cmentarza Orląt? Za pięknymi słowami o demokracji nie zawsze idzie konkret.

A Sikorski bywa pragmatyczny. Ma – co prawda – na koncie porównywanie Nord Stream do paktu Ribbentrop–Mołotow, żart, że walka z Niemcami to obowiązek, zaś z Rosjanami przyjemność, czy też ujawnione przez WikiLeaks nazywanie Niemców „koniem trojańskim Rosji w Europie” oraz antyrosyjskie, a zarazem progruzińskie i proukraińskie wypowiedzi. A jednocześnie nawołuje Niemcy do przejęcia pałeczki w Europie czy zaprasza szefa rosyjskiego MSZ na naradę z polskimi ambasadorami (wrzesień 2010). Czy to już cynizm? Może, ale póki praktyka służy polskim interesom, nie należy narzekać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2012