I tak was lubię

Próbuję ją sobie wyobrazić: budzi się i wstaje z łóżka, ale co dalej? Kąpiel? Prysznic? Śniadanie? Sama czy z rodziną? Czy się spieszy? Zanim wyjdzie z domu, usiądzie przy komputerze, otworzy stronę Onetu i zawiesi wzrok na linku "Pamiętnik szalonej gospodyni - Wysokie obcasy od Blahnika. Czy czyta mój felieton? Raczej nie. Wystarczy jej sam tytuł.

08.12.2006

Czyta się kilka minut

O siódmej czterdzieści dwie napisze na forum: "O matko z córką... wysokie obcasy to katastrofa. Wiem, o czym mówię, bo chodziłam na wysokich obcasach wiele lat do pracy i po pracy, goniłam tramwaje na wysokich obcasach itd...". Poinformuje nas, że teraz kupuje buty z obcasem na pięć centymetrów, bo zapewniają komfort chodzenia, a po szpilkach zostały jej haluksy i wysokie podbicie, więc ich nie poleca. Podpisze się "Inka".

Kim jest? Co będzie robić przez resztę dnia? Czy przeczyta post dumnej "Patrycji": "Noszę wyłącznie wysokie obcasy, uwielbiam być elegancka i sexy"? Czy zmartwi się problemem "esme333", która o wpół do trzeciej poskarży się: "Mam śliczne sandałki na obcasie. Stoją w szafie, bo nie umiem chodzić w czymś takim"? Nie wiadomo!

Nie wiadomo też, kim jest "rudy rydz", który tego samego dnia, o wpół do dziewiątej rano, sprowokowany tytułem mojego felietonu odważy się napisać: "Gospodynie nie bywają szalone, lecz szalenie praktyczne, gospodarne, nudne, czepiające się wszystkiego i wszystkich, zwłaszcza jeśli gospodyni jest stara. Gospodyni to osoba, która nie ma własnego życia, tylko garnki, nici i szczotki". Czy pisząc te słowa spodziewa się, że rozpęta burzę? A może właśnie tego chce? O wpół do jedenastej odezwie się do niego "szczęśliwa i spełniona gospodyni domowa": "Rudy wiesz czasem żal mi ludzi którzy wypowiadają się na tematy dla siebie chyba za trudne. Od 12 lat jestem gospodynią domową, obecnie mam 32 lata i chciałam nią po prostu być... chciałam być w domu, czekać z utęsknieniem na męża z obiadem... to właśnie moje powołanie, bo każdy ma swoje... Nie uważam żebym była nudna czy nie miała swojego życia osobistego. Mam czas na kolacje z mężem w restauracji, wypad do kina lub wieczorny spacer, mam czas, by trzy razy w tygodniu spotkać się z koleżankami w pubie, mam czas pogadać codziennie ze znajomymi na skypie albo czacie. Interesuję się wieloma rzeczami, mam czas dla dziecka i męża, a wieczorami zamieniam się w »drapieżną kocicę«. Nie uważam, że życie zepchnęło mnie na boczny tor. Żyję pełnią, tak jak chcę. To jakieś głupie stereotypy, że gospodyni domowa jest gorszym gatunkiem kobiety. Tylko pomyśl, co by było, gdyby nas nie było! Może troszkę więcej szacunku do człowieka i do pracy takich kobiet...".

Na tym forum biedaczka szacunku się jednak nie doczeka. Wręcz przeciwnie. O jedenastej czterdzieści dwie odezwie się do niej "agleniusz": "Rozumiem kobietę, która ma małe dziecko. To jest praca. Ale 12 lat w domu? Dziecko do szkoły, mąż do pracy, a ty się lenisz przed telewizorem! Kobieto, zrób coś ze swoim życiem! O jakiej pracy ty mówisz? Gotowanie obiadów i bycie, to trochę za mało. Niewielkie masz priorytety. Nawet nie wiesz, jaką satysfakcję dają zarobione przez siebie pieniądze. Całe życie byłaś na czyimś utrzymaniu, rodziców zamieniłaś na męża i tyle. Wybacz, ale trudno szanować takich ludzi i ich pracę". Dziesięć minut później zatroskana "aga" spyta: "A pomyślałaś, co z Tobą będzie jak (odpukać) mąż Cię zostawi? Nie odczytaj tego źle, ale tak z czystej ciekawości pytam, jak sobie poradzisz? Nic nie piszesz o swoim wykształceniu, posiadasz je? Naprawdę dobrze Ci życzę i dlatego radzę, abyś nie opierała się tylko na mężu, pomyśl o swojej przyszłości dla własnego dobra. Jesteś jeszcze młoda, do emerytury daleko, ale o tym też trzeba myśleć. Zadziwia mnie taka beztroska".

Rady "agi" zdenerwują "wredną": "Tobie zapewne czegoś brakuje w życiu? Męża, dzieci? Masz wykształcenie, karierę, pracę, kasę, a jednak twoja wypowiedź wskazuje na jakieś braki. Nadmiernie martwisz się o jej przyszłość. Kiedyś większość kobiet zajmowała się rodziną, domem, a mężczyzna zarabiał na utrzymanie i kobiety z tego powodu nie rwały sobie włosów z głowy, żyły i cieszyły się życiem. Jak ją mąż zostawi, wtedy będzie się martwiła, a może znajdzie innego". "Aga" odpowie "wrednej" po czterdziestu minutach: "Podpis bardzo adekwatny do postu. Nie wszystkim jednak jest obojętny los innych, stąd rady. Ale obawiam się, że i tak tego nie pojmiesz. Widzę, że na forum dobrze widziany jest tylko jad. Przykre". "Wredna" się zdziwi: "W którym miejscu w mojej wypowiedzi zauważasz jad? Chyba mówisz o swojej".

O szesnastej "brunet" postanowi przestrzec "szczęśliwą": "Kiedyś były inne czasy. Rozwody były mało spotykane. Teraz nie licz na to, że mąż będzie cię całe życie utrzymywał. Zwłaszcza, że żony kisnące w domu są mało zajmujące i szybko się nudzą". W tym samym czasie jej tryb życia skrytykuje "death": "Moim zdaniem kobieta, która siedzi w domu 12 lat, jest leniwa i mało ambitna. Poza sprzątaniem mieszkania można robić coś więcej. Nie wmówisz mi, że sprzątanie zajmuje osiem godzin dziennie. Czas spędzasz na kanapie przed telewizorem lub na plotach u kumy. Każdy powinien coś robić, być pożytecznym, a nie żyć na koszt innych. Cenię pracę kobiety w domu, ale młodej mamy, która siedzi z maluchem albo matki kilkorga dzieci lub babci, bawiącej wnuka. Zajmowanie się małym dzieckiem + obowiązki domowe to ciężka praca. Ale siedzenie w domu, gdy reszta domowników pracuje lub uczy się, to lenistwo. Mam wrażenie, że masz sporo kompleksów na tym punkcie, bo (nie ma się co dziwić) ludzie niepracujący mają zaniżoną samoocenę".

Wtedy na swoje nieszczęście odezwie się "Tamada": "Po prostu nie rozumiecie, że gospodyni domowa może być szczęśliwa i wcale nie kojarzy mi się ze sfrustrowaną starą zrzędą. Wiem, co mówię, bo jestem gospodynią domową i jestem szczęśliwa. Co do obaw, że mąż mnie zostawi bez funduszy - mam spore konto emerytalne, więc spokojna głowa. Niekoniecznie trzeba pracować zawodowo, żeby odkładać pieniążki na emeryturę. Jestem zadbana, szczęśliwa, mam wiele zainteresowań. Znam wiele kobiet pracujących zawodowo. Niektóre z nich to dopiero sfrustrowane kobietki. Więc o co ten krzyk! A co do lenistwa przed telewizorem, to jakaś pomyłka. Ten, kto nigdy nie zajmował się domem, wypisuje takie brednie... Pozdrowienia dla wszystkich zbulwersowanych zawodem gospodyni domowej, i tak Was lubię".

Post "Tamady" wprawi w osłupienie "Hanię": "Jak można odkładać pieniądze na konto nie pracując? Chyba że się odkłada czyjeś pieniądze. A te »gosposie«, które ja znam, wszystkie oglądają seriale, bo czymś trzeba wypełnić dzień. I nie wątpię, że niektórym daje to szczęście, tylko pytanie - czy powinno tak być? Czy nie trzeba zacząć coś od siebie wymagać? Każdy powinien sam (choć w części) zarabiać na swoje utrzymanie". O wpół do szóstej po południu "Hani" oberwie się od "Zuzi": "Zwyczajnie przemawia przez ciebie jakaś gorycz, zazdrość, że musisz tyrać od rana do nocy. Ich sprawa, co robią ze swoim czasem. Ty nie łożysz na ich utrzymanie, wredne babsko!".

Wypowiedź "Zuzi" zakończy wielogodzinną wymianę zdań, którą rano rozpoczął "rudy rydz". Każdy w niej kogoś obraził. Prawie każdy został obrażony. Nikt nikogo nie wysłuchał do końca, nikt nikogo nie zrozumiał, nikt z nikim nie nawiązał kontaktu.

***

Próbuję sobie wyobrazić autorów tych wypowiedzi. Czy "szczęśliwa i spełniona gospodyni domowa" po przeczytaniu wszystkich postów nadal jest szczęśliwa? Czy "rudy rydz" zmienił zdanie na temat gospodyń? Skąd "Tamada" ma pieniądze na fundusz emerytalny? Czemu "Zuzia" jest taka agresywna? Co porabia "Inka" z haluksami, skrzętnie ukrytymi w obuwiu na pięciocentymetrowym obcasie? Czy "esme 333" odważy się kiedyś włożyć sandałki na wysokich obcasach?

Wierzę w tę dziewczynę. Odnalazłam ją, kiedy weszłam na posty, przyczepione miesiąc wcześniej do mojego poprzedniego felietonu "Mężczyzna od podstaw". Odzywa się przy różnych okazjach krótkimi zdaniami: "Mi by nie przeszkadzał facet na utrzymaniu. Pod warunkiem, że dba o dom". "W życiu nie winiłam żadnego faceta za swoje niepowodzenia. A samochód prowadzę naprawdę fatalnie. Mam coś nie tak z błędnikiem". "Mi akurat feminizm nie przeszkodził w znalezieniu fantastycznego faceta. Kompleksów nie miewam, jak bym miała, to wystarczy spojrzeć w lustro". Więc może wyjmie jednak sandałki z szafy? A może wcześniej kupi sobie nowe buty na obcasie, by jak Patrycja wyglądać "elegancko i sexy"?

Wyobrażam sobie, że ci wszyscy ludzie mnie obchodzą. Nie umiem. Mi by nie przeszkadzało, gdyby nigdy nie pojawili się w moim życiu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (50/2006)