Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dlatego dziś wolno postawić pytanie, konstatował Hohmann, czy także “naród żydowski, który my, Niemcy, przywykliśmy postrzegać wyłącznie w roli ofiar" nie ma swych ciemnych kart: “Widzieliśmy, jak silnie i z jakimi skutkami Żydzi kształtowali ruch rewolucyjny w Rosji i w krajach Europy Środkowej". Liczni Żydzi, dowodził Hohmann, “byli aktywni zarówno na szczeblu przywódczym, jak również w dokonujących egzekucji komandach Czeka. Dlatego Żydów można by w pewnym sensie nazwać narodem oprawców".
Fulda i jej okolice uważane są za region bardzo konserwatywny i spośród tych, którzy w Dzień Jedności Niemiec słuchali mowy Hohmanna, nikt nie zaprotestował. Mimo że zawierała ona ni mniej ni więcej, tylko prastare antysemickie klisze, którymi w Niemczech reagowano na komunizm. “To Żydzi wymyślili marksizm, to Żydzi od dziesiątków lat próbują przy pomocy marksizmu zrewolucjonizować świat" - pisał Joseph Goebbels, minister propagandy III Rzeszy, w październiku 1941 r. “Wielu Żydów zaangażowanych w bolszewizm czuło się niejako wiernymi żołnierzami światowej rewolucji" - mówił prawnik i poseł do Bundestagu Martin Hohmann w październiku 2003 r.
Dopiero trzy tygodnie później i dopiero po tym, jak mowa Hohmanna ukazała się na jego stronie internetowej (tam przeczytał ją pewien internauta z USA, po czym zwrócił na nią uwagę heskiego publicznego radia i TV), to skandaliczne przemówienie stało się przedmiotem publicznej kontrowersji, docierając w końcu do Berlina. Oliwy do ognia dolało ujawnienie, że wśród licznych listów z wyrazami poparcia, które otrzymał Hohmann, znalazł się list od wysokiego rangą oficera Bundeswehry: generała Reinharda Günzela, stojącego na czele Dowództwa Sił Specjalnych (Kommando Spezialkräfte), elitarnej formacji utworzonej w połowie lat 90. i wzorującej się na amerykańskiej jednostce “Delta". W liście swym generał dziękował gorąco Hohmannowi, że “wypowiadając takie słowa, zabiera Pan głos bez wątpienia w imieniu większości naszego narodu". Kiedy treść listu dotarła do wiadomości publicznej - ujawnił go sam Hohmann, pragnąc w ten sposób dowieść, jakie ma poparcie - czerwono-zielony rząd zareagował natychmiast: minister obrony zwolnił Günzela i przeniósł na wcześniejszą emeryturę.
Z reakcją nie spieszyły się natomiast władze chadecji; początkowo udzieliły Hohmannowi nagany, sądząc, że to wystarczy. Przewodnicząca CDU Angela Merkel oznajmiła, że przemyślenia posła są “nie do zaakceptowania" i “stoją w oczywistej sprzeczności z fundamentami", na których opiera się jej partia, postanowiła jednak zarazem dać Hohmannowi “ostatnią szansę". Mimo że “szans" Hohmann miał już wiele, gdyż mowa z Neuhof nie była w jego politycznej karierze czymś wyjątkowym. Podobne wątki przewijały się przez jego wystąpienia, i to nie tylko na heskiej prowincji. To na forum Bundestagu Hohmann nazwał pogardliwie “piętnem kainowym" dyskutowany wówczas projekt zbudowania w Berlinie Pomnika Pomordowanych Żydów Europy. Im więcej lat mija od czasów narodowego socjalizmu, tym bardziej historia “jest instrumentalizowana, by skłonić nas Niemców do określonych zachowań", mówił Hohmann. W jednym z przemówień wzywał pośrednio Związek Wypędzonych do oporu: “Bezprawie, jakim było wypędzenie, woła o pomstę" - mówił w 1998 r. na lokalnym “Dniu Stron Ojczystych" w Fuldzie.
“Czy aby nie przeoczyliśmy w którymś momencie znaku »stop«?" - pytał dziś retorycznie Wolfgang Bosbach, wiceprzewodniczący frakcji CDU/CSU w Bundestagu, gdy wszystkie te przemyślenia klubowego kolegi stały się własnością nie tylko działaczy CDU czy Związku Wypędzonych, ale całych Niemiec. W istocie trwało długo, zanim władze chadecji zdecydowały się - po raz pierwszy w historii tej partii - na wykluczenie posła z frakcji parlamentarnej (wkrótce Hohmann ma być pozbawiony również członkostwa w heskiej CDU, choć to procedura długotrwała i skomplikowana).
Najwyraźniej frakcyjnym kolegom - tym o poglądach bardziej konserwatywnych - sprawiło pewną trudność pozbycie się Hohmanna, mającego opinię sympatycznego. Wprawdzie za wnioskiem Angeli Merkel o wykluczenie Hohmanna głosowało 195 posłów frakcji CDU/CSU (o wiele więcej niż wymagane dwie trzecie), to zaskakująco duża grupa nie poparła przewodniczącej: 28 parlamentarzystów głosowało “przeciw" wyrzuceniu Hohmanna, a 16 wstrzymało się. Inna sprawa, że było to niewiele - zważywszy na nastroje. Od kiedy bowiem stało się oczywiste, że Hohmann zostanie usunięty, partyjne “doły" zawrzały. Oburzeni członkowie i sympatycy CDU zalewają centralę listami i mailami, protestując przeciw sposobowi, w jaki potraktowano posła z Fuldy. W gazetach pojawiły się apele (w formie płatnych ogłoszeń), podpisane przez postacie z tzw. prawego skrzydła CDU, których sygnatariusze demonstrują “krytyczną solidarność z Martinem Hohmannem" i wyrażają oburzenie z powodu “politycznego wyroku śmierci", jaki wydały nań władze chadecji, “ustępujące wobec kampanii medialnej".
Sprawa Hohmanna wpędziła CDU w kryzys; władze partii obawiają się nawet o jej spójność. Czy chadecji pod przywództwem Merkel uda się utrzymać dotychczasową równowagę między nowoczesnym liberalizmem a narodowym konserwatyzmem, zachowując zarazem dystans wobec skrajnej prawicy? To się okaże np. w czasie zjazdu CDU na początku grudnia w Lipsku: choć Merkel chce tam forsować swą koncepcję reformy systemów socjalnych, zjazd może zdominować także sprawa Hohmanna.
Kondycja chadecji ma tu jednak mniejsze znaczenie. Istotniejsza jest kondycja kraju. Pytanie brzmi: czy Niemcy są niereformowalni? Wiadomo, że podskórny, ukryty antysemityzm jest stale obecny na marginesach; dowodem choćby fakt, że statystycznie co 11 dni dochodzi w Niemczech do profanacji żydowskiego cmentarza. Skąd jednak biorą się ostatnio wystąpienia członków społecznej elity, nawiązujące do starych stereotypów antysemickich, włącznie z absurdalną tezą o Żydach jako “narodzie oprawców"?
Głosy takie jak Hohmanna, Günzela czy innych są symptomami nowego nacjonalizmu: Niemcy chcą wyjść wreszcie z cienia Auschwitz i są na etapie przewartościowywania swej pamięci zbiorowej. Motywem przewodnim jest coraz silniejsze, kolektywne pragnienie zrzucenia odpowiedzialności za historię. Przejawem tego jest również sposób, w jaki rozpamiętuje się własne ofiary (właśnie: sposób, a nie sam fakt takiego rozpamiętywania). “Sprawa Hohmanna pokazuje, z jakim ryzykiem proces ten jest związany" - pisał dziennik “Neue Zürcher Zeitung". Przeciwstawianie niemieckich ofiar nalotów czy wypędzenia ofiarom zbrodni popełnionych przez Niemców, czego przejawem jest też planowany w Berlinie pomnik niemieckich wypędzonych, może prowadzić - dowodzi szwajcarski komentator - do “zrównania ofiar i zbanalizowania historii", z jej ciągiem przyczynowym.
Po co zajmować się jednak nalotami, skoro można od razu uderzyć w podstawy pamięci? “Żydzi są żyjącymi pomnikami niemieckiej winy" - pisze tygodnik “Zeit". - “A poczucia winy najłatwiej pozbyć się przez projekcję własnego nieczystego sumienia na innych".
Przełożył Wojciech Pięciak