Historia mezaliansu

King Konga znają nawet ci, którzy nigdy nie oglądali filmu Meriana C. Coopera i Ernesta B. Schoedsacka z 1933 roku ani jego o 43 lata młodszego remake’u autorstwa Johna Guillermina. Przypomnijmy jednak historię gigantycznej małpy.

25.12.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Reżyser filmowy Carl Denham płynie z ekipą na wyspę Czaszki, by sfilmować ogromnego, 28-metrowego goryla. Wśród aktorów znajduje się Ann Darrow, aktorka z mizernym skutkiem próbująca zrobić karierę w Nowym Jorku. Uprowadzona przez tubylców, zostanie złożona w ofierze King Kongowi. Jasnowłosa piękność wpadnie jednak w oko bestii, która porwie ją w głąb dżungli, otoczy opieką i obdarzy miłością. Kiedy Ann zostanie odbita, King Kong ruszy w pościg za ukochaną. Denham uśpi go za pomocą gazu i zawiezie do Nowego Jorku. Tu goryl ponownie porwie ukochaną, a uciekając przed wojskiem wespnie się na Empire State Building i zginie od kul myśliwców - scena, która w kulturze popularnej funkcjonuje na równi z pożegnaniem Humphreya Bogarta i Ingrid Bergman z "Casablanki" czy podwianą sukienką Marilyn Monroe.

Opowieść o King Kongu żyje dziś bardziej jako kulturowy fenomen niż dzieło sztuki filmowej. Cóż więc skłoniło Petera Jacksona, twórcę filmowego "Władcy pierścieni", do opowiedzenia jej na nowo? Dla nowozelandzkiego reżysera "King Kong" jest hołdem złożonym kinu lat 30. oraz filmowi Coopera i Schoedsacka. Już czołówka ze stylizowanym liternictwem oraz motywem wachlarza, na tle którego prezentowane są nazwiska autorów, wskazuje, że mamy do czynienia z manifestem kinofila. Podobnych sygnałów jest wiele; na przykład Carl Denham, mówiąc o potencjalnych odtwórczyniach głównej roli w jego filmie, wspomina o niejakiej Fay (chodzi o Fay Wray, odtwórczynię głównej roli w "King Kongu" z 1933 r.). Z pietyzmem zrekonstruowano Nowy Jork lat 30.: ekskluzywne limuzyny, nocne lokale, neonowe napisy.

Zachowując wierność wobec pierwowzoru, Jackson przekłada historię King Konga na język współczesnego kina. Kolejny raz do boju ruszają graficy komputerowi, mistrzowie efektów specjalnych, montażyści. Prócz olbrzymiej małpy, wyspę Czaszki zamieszkują złowrogie dinozaury, oślizgłe robactwo, wielkie komary i nie mniejsze nietoperze-wampiry, i nawet monstrualny bohater filmu musi wciąż udowadniać swój prymat w dzikim świecie dżungli. Reżyser serwuje nam pojedynki gigantów, każe King Kongowi pokonywać w obronie ukochanej chmary krwiożerczych potworów i złowrogich nietoperzy.

Paradoksalnie właśnie w technicznej biegłości tkwi słabość filmu. Dysponując gigantycznym budżetem 207 milionów dolarów twórcy mogli sobie pozwolić na rozrzutność. Natłok wizualnych fajerwerków burzy płynność odbioru, wirtuozeria doprowadziła twórców do granicy filmowego blichtru. "King Kong" to kolejny dowód, że jedną z bolączek hollywoodzkich superprodukcji stanowi klęska finansowego urodzaju.

Jackson nie popełnia błędu autorów remake’u z 1976 r., którzy z romantycznej historii uczynili film efektowny, ale pozbawiony uroku. Dzieje King Konga przedstawia w konwencji melodramatu, także tutaj trzymając się ścieżki przetartej przez Coopera i Schoedsacka. Ocala sentymentalność mitu, ukazuje rodzenie się relacji między piękną Ann a jej małpim adoratorem, podpatruje ich wspólny zachwyt nad pięknem przyrody... Sięga po różne konwencje, w manierze komedii romantycznej filmuje scenę zabawy na zamarzniętym jeziorze, by chwilę później uderzyć w ton melodramatyczny, ukazując tragizm osobliwego mezaliansu.

We "Władcy pierścieni" Jackson pokazał, jak za pomocą współczesnych środków filmowych budzić emocje widza i umiejętnie nimi manipulować. W "King Kongu" jego styl ulega dramatycznemu uproszczeniu: razi emocjonalna nachalność i estetyczny kicz. To także wina Andrew Lesnie’ego, autora zdjęć. To, co w trylogii według Tolkiena budowało klimat niesamowitości, tworzyło fantastyczny świat, tu razi tanim efekciarstwem. Sceny na dachu Empire State Building miast wzruszenia budzą ironiczny uśmiech; twórcy raczą nas kolejnym już zachodem słońca, skąpanym w pocztówkowych barwach.

Opowieść o wielkiej małpie, która płaci życiem za nieszczęśliwą miłość, ma w sobie jednak pierwotną siłę i to ona ocala film Jacksona. Jackson wykorzystuje mit na swój sposób, na jego marginesie zapisuje komentarz do współczesnego świata mediów. Reżyser Carl Denham w interpretacji Jacka Blacka, znanego dotąd raczej z komedii klasy "B", jest cyniczny do granic szaleństwa, gotów poświęcić wszystko i wszystkich w imię swojego filmu. W najbardziej dramatycznych momentach nie wyłącza kamery; to niewątpliwa aluzja do współczesnej pogoni za sensacją i tanim poklaskiem. Ten wątek broni się dzięki talentowi Blacka, chybione natomiast wydają się ambitne wycieczki w stronę Conrada (czytelne, choć mało wyrafinowane nawiązania do "Jądra ciemności").

Każda epoka musi mieć swojego King Konga - pewnie takiego, na jakiego zasługuje. "King Kong" XXI wieku to film tyleż udany, co słaby. Trzygodzinna opowieść nierzadko dłuży się, gubi impet i emocjonalną siłę. Nie ma naiwnej siły pierwowzoru, brak jej też aktorskich kreacji na miarę Jessiki Lange, która przed 30 laty wcieliła się w rolę Ann. Reżyserska sprawność Jacksona wybija się na pierwszy plan, tłumiąc urok staroświeckiej historii. Nie mam wątpliwości - czarno-biały film Coopera i Schoedsacka pozostanie najdoskonalszą wersją filmowego mitu.

"KING KONG", reż.: Peter Jackson, scen.: Fran Walsh, Peter Jackson, Philippa Boyens (na podstawie historii Meriana C. Coopera i Edgara Wallace’a), mont.: Jamie Selkirk, zdj.: Andrew Lesnie, muz.: James Newton Howard, wyst.: Jack Black, Naomi Watts, Adrien Brody, Andy Serkis, Jamie Bell i inni. Prod.: Nowa Zelandia/USA 2005. Dystryb.: UIP

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2005