Heglowska konieczność

Umarł, ciesząc się większą sympatią Polaków niż Rosjan. Tak przynajmniej można sądzić po tym, jak żegnały go nasze media. Mamy mu za co być wdzięczni, ale, przyznajmy, konkurencję miał też nieszczególną. Polacy rzadko doznawali czegoś dobrego od władców zasiadających na Kremlu.

12.05.2007

Czyta się kilka minut

Dobra prasa, jaką miał w Polsce po śmierci, jest też zasługą jego następcy. Bo gdy pod koniec 1999 r. Jelcyn złożył urząd, nawet "Tygodnik" żegnał go cierpko, a od tamtego czasu pierwszy prezydent Rosji nie zrobił nic, co wpłynęłoby na zmianę oceny. Tyle że wszystkie wypowiadane dziś w Polsce pochwały Jelcyna są automatycznie krytyką (w dużej mierze zasłużoną) obecnego prezydenta Rosji.

Nudna i jednowymiarowa byłaby historia, gdyby Jelcyn występował w niej tylko jako "mocarz z Uralu", pogromca puczystów z 1991 r., człowiek, który zdemontował Związek Radziecki i przyznał, że ZSRR ponosi odpowiedzialność za mord w Katyniu.

Parlament 1993

Różnie można oceniać konflikt Jelcyna z parlamentem w 1993 r. Dziś przeważają opinie, że tłumiąc bunt deputowanych, nie miał wyjścia. Przypomnijmy: Radę Najwyższą aż w 85 proc. tworzyli komuniści, uprawiający politykę po radziecku i blokujący reformy. Prezydent rozwiązał parlament. Rada nie chciała się podporządkować. Jelcyn użył siły. W walkach w parlamencie i koło parlamentu zginęło - według opozycji - 156 osób, w większości przypadkowych. Parlament - tak, ten komunistyczny i antyreformatorski - kojarzył się przecież, zwłaszcza po puczu, z nowym ustrojem. Dla Rosjan rozkaz ostrzelania parlamentu, którego Jelcyn jeszcze sam bronił w sierpniu 1991 r., oznaczał więc rozbrat władcy z demokracją. Czy mieli szanować coś, przeciwko czemu prezydent skierował lufy?

Nowa konstytucja z 1993 r. dała prezydentowi przeogromne uprawnienia. Dalszy ciąg jest znany. Dodajmy, że wkrótce z parlamentem rozprawił się w sąsiedniej Białorusi Aleksander Łukaszenka, z którym Jelcyn ochoczo podpisywał jednoczące oba kraje dokumenty. Satrapie z Mińska pobicie (1995 r.) i rozgonienie (1996 r.) parlamentarzystów przyszło tym łatwiej, że przysłani w imieniu Jelcyna mediatorzy z Moskwy za każdym razem przypominali broniącym demokracji deputowanym, jak może skończyć się opór wobec prezydenta.

Czeczenia 1994

Jednym z przewidywanych już w trakcie walki z parlamentem następstw tego wydarzenia było uzależnienie się Jelcyna od generałów, którzy go wtedy poparli. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Gdy w Czeczenii rozpoczęły się walki między zwolennikami i przeciwnikami Dżohara Dudajewa, pierwszego prezydenta republiki, w konflikt zaangażowała się Moskwa. Jelcyn wydał dekret "O rozbrojeniu nielegalnych grup zbrojnych i przywróceniu konstytucyjnego porządku w Czeczenii". Idąca na Grozny armia rosyjska głosiła propagandowe hasło "zapobieżenia rozlaniu się separatyzmu i niestabilności na pozostałe republiki Kaukazu Północnego". Jelcyn liczył na Blitzkrieg, ale był to początek długiej i krwawej wojny, która kosztowała życie kilkudziesięciu tysięcy czeczeńskich cywili, o trzystu tysiącach uchodźców nie wspominając. Konsekwencją konfliktu była demoralizacja rosyjskiej armii, wzrost znaczenia "partii wojny" na Kremlu i wreszcie ataki czeczeńskich bojowników: już w czerwcu 1995 r. Szamil Basajew napadł na Budionnowsk, biorąc zakładników.

Nie może być wątpliwości: rok 1994 dał początek ludobójstwu w Czeczenii.

Wybory 1996

Trudna sytuacja w Czeczenii, nostalgia za komunizmem, pauperyzacja społeczeństwa sprawiła, że Jelcyn pod koniec pierwszej kadencji cieszył się zaledwie kilkuprocentowym poparciem społecznym. W państwie wzrosło bezrobocie, majątek narodowy rozkradano na oczach ludzi, którym jeszcze niedawno obiecywano sprawiedliwość (Borys Nikołajewicz grzmiał, że jeśli jego rodakom nie zacznie się w Rosji żyć lepiej, sam rzuci się na tory kolejowe). Demokracja zaczynała kojarzyć się z chaosem. Rosjanie zamarzyli za powrotem ZSRR (wg badań przeprowadzonych przez Ośrodek im. Lewady ok. 80 proc. ankietowanych chciało wskrzeszenia radzieckiego imperium).

Jelcyn wiedział, że ubiegając się o reelekcję, będzie musiał wykorzystać środki przekazu. Oligarchowie nie szczędzili ogromnych pieniędzy (także państwowych) na kampanię. Media prywatne i państwowe od rana do wieczora straszyły komunistami. Otoczenie Jelcyna, u którego ten zaciągnął zobowiązania, jeszcze bardziej urosło w siłę.

Oligarchowie

Współpracownicy Borysa Nikołajewicza zyskali miano "kremlowskiej rodziny". To im dostał się wielki kawałek zwycięskiego tortu. Szacuje się, że majątek narodowy wyprzedawano za znikomą część jego wartości. Na porządku dziennym było łapownictwo i pranie brudnych pieniędzy.

Borys Nikołajewicz chciał od ,,rodziny" jednego: lojalności. Media należące do oligarchów pracowały na prezydenta. A kiedy schorowany Jelcyn przebywał w szpitalach (lub "nadużył", co, biorąc pod uwagę, że Jelcyn nosił ze sobą "walizeczkę jądrową", trzymało świat w stałym napięciu), w rzeczywistości ster rządów w państwie przejmowali oligarchowie.

Nie ma sensu wymieniać wszystkich członków familii; ważny był mechanizm. Byli wśród nich Borys Bierezowski (właściciel telewizji ORT, "Niezawisimej Gaziety", "Nowych Izwiestii", tygodnika "Ogoniok", który wg szacunków magazynu "Forbes" z 1997 r. zgromadził majątek wart 3 mld dolarów), Roman Abramowicz (właściciel firmy naftowej Sibnieft), Władimir Gusiński (właściciel potężnego holdingu medialnego Media-Most, obejmującego stację NTV). To media oligarchów wesprą kampanię wyborczą Putina w 2000 r. - czego wkrótce pożałują.

Jedno nie ulega wątpliwości: wojny medialne między zwalczającymi się frakcjami oznaczały początek kłopotów z wolnością słowa w Rosji.

Czeczenia 1999

Po serii wybuchów w Moskwie, Bujnacku, Wołgodońsku, o które oskarżono czeczeńskich terrorystów, w społeczeństwie rosła - umiejętnie podgrzewana przez środki masowego przekazu - nienawiść do Czeczenów. Bojownicy Basajewa zaatakowali Dagestan - do dziś nie jest jasne, czy atak nie został uzgodniony na Lazurowym Wybrzeżu między Bierezowskim a Basajewem. Mianowanemu przez Jelcyna nowemu premierowi Putinowi ta sytuacja była na rękę (część analityków wysuwa wręcz śmiałą tezę, że wybuchy w stolicy inspirowały służby specjalne, którymi Putin kierował przed nominacją na szefa rządu): Kreml miał wszystko, czego było potrzeba do kampanii wyborczej - wojnę i przychylne media, które informowały o sukcesach w walce z terroryzmem. Rozpoczęła się antyczeczeńska nagonka.

Rosjanie poczuli, że potrzebują silnego władcy. Obrońcy. Rozpoczynając "drugą czeczeńską", Putin utorował sobie drogę na Kreml. Wszystko to za akceptacją coraz bardziej sterowanego przez otoczenie Jelcyna.

Putin

Trudno obciążać pierwszego prezydenta Rosji wszystkimi grzechami kolejnego. Ale z tą sukcesją wiążą się inne problemy.

Po pierwsze - co wytykano Jelcynowi tuż po jego ustąpieniu - prezydent nie skorzystał z okazji, by demokratycznie przekazać władzę. Procedura wyboru Putina w roku 2000 była tylko spektaklem i przyklaśnięciem podjętej wcześniej decyzji. Tradycja wyznaczania prejemnika i naznaczania go na zwycięzcę wyborów powstała właśnie w 1999 r.

Po drugie, zbyt często wskazywano na lojalność Putina względem Jelcyna i domniemywano, że zawarli kontrakt, który dawał schorowanemu prezydentowi, a przede wszystkim jego rodzinie, gwarancję, że prokuratura nie będzie się przyglądać gromadzonemu przez lata majątkowi.

Po trzecie, i najważniejsze, grzechem Jelcyna było nie tyle to, że oddał ster państwa konkretnemu następcy, ale to, że w Rosji, którą po sobie zostawił, Putin był wręcz heglowską koniecznością. Jeśli odchodzący prezydent nie dałby Rosjanom Putina, ci i tak pewnie znaleźliby sobie jakiegoś Władimira Władimirowicza. Nie dżudokę, to karatekę. W KGB pewnie było ich sporo.

O bilansie prezydentury Borysa Jelcyna pisała też w "Tygodniku"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2007