Hasła i realia

Spory na szczytach władzy nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. W Bytowie z trzech radnych PiS-u dwóch ma głosować za przekształceniem szpitala. I nie pomagają groźby wyrzucenia z partii. Liczy się interes lokalnej społeczności.

21.10.2008

Czyta się kilka minut

Najciekawsze - jak zwykle - jest to, czego nie widać. Poza obiektywami kamer w Sejmie rozgrywa się w tej chwili targ o głosy posłów lewicy. To oni zadecydują, czy prezydenckie weto w sprawie ustawy o zakładach opieki zdrowotnej zostanie odrzucone. Jest już nawet w tej sprawie wstępne porozumienie między PO i SLD. Nie wiadomo natomiast jeszcze, jak ostatecznie zachowają się posłowie lewicy - zagłosują przeciw wetu, czy może nie przyjdą na głosowanie. Tak czy inaczej finał parlamentarnej batalii o prawo szpitali do przekształceń w spółki zapowiada się emocjonująco.

***

Prezydent Lech Kaczyński ustawy nie podpisze, bo według niego doprowadzi ona do wyprzedaży publicznego majątku szpitali i ograniczy pacjentom dostęp do usług medycznych. Dlatego, według prezydenta, główną ideę przedstawioną w ustawie trzeba poddać pod ogólnonarodowe referendum. Prezydent w ten sposób chce uniknąć komentarzy, że po raz kolejny występuje w roli destruktora. Proponuje referendum, na które rządząca koalicja się nie zgodzi. Z tego klinczu jest jednak wyjście. Podczas drugiego czytania ustawy o ZOZ-ach Wojciech Olejniczak, szef klubu parlamentarnego SLD, zdecydowanie sprzeciwiał się prywatyzacji. Samego przekształcania w spółki już jednak tak jednoznacznie nie odrzucał. Co więcej, trzy dni po debacie udzielił "Gazecie Wyborczej" wywiadu, w którym wyraźnie dał sygnał, że lewica jest gotowa rozmawiać o kompromisie, w wyniku którego weto prezydenckie do ustawy o ZOZ-ach mogłoby zostać odrzucone. Co mogłoby być ceną tego kompromisu? Przede wszystkim usunięcie z ustawy zapisu mówiącego o tym, że samorządy, do których należy w Polsce większość szpitali, mogą zbyć się swoich udziałów w stu procentach. Pozostawienie 51 proc. udziałów w kieszeni miast, powiatów i sejmików wojewódzkich pozwoliłoby nie dopuścić do tego, co wydaje się budzić w posłach opozycji największy strach: do prywatyzacji. Niewykluczone jest jednak inne rozwiązanie: udziały co prawda będzie można sprzedać w całości, ale za to w rękach publicznych pozostawałyby nadal nieruchomości szpitala. W takiej sytuacji spółka mogłaby grunty i budynki tylko dzierżawić od samorządu.

Kolejny zapis, który może być ewentualnie negocjowany, to obligatoryjność przekształceń. Zakłada on, że wszystkie szpitale do końca 2010 roku muszą przekształcić się w spółki. Wyjątek stanowić będą jedynie szpitale resortowe, kliniczne i instytuty naukowe, które otrzymają status zakładów budżetowych. Zapis zmuszający szpitale do przekształceń pojawił się w projekcie dopiero w maju. Podobnie zresztą jak propozycja nieskrępowanego zbywania przez samorządy wszystkich udziałów. Poprzednia wersja, przedstawiona przez ministerstwo zdrowia w styczniu, tak radykalnych rozwiązań nie zakładała.

Wiele wskazuje na to, że dzięki wprowadzeniu w maju do projektu ustawy o ZOZ-ach zapisu o obligatoryjności przekształceń i możliwości zbycia stu procent udziałów większość parlamentarna PO-PSL przygotowała sobie tak bardzo potrzebne w tej chwili pole negocjacyjne do rozmów z lewicą w sprawie odrzucenia weta. Oficjalnie minister zdrowia Ewa Kopacz tłumaczy, że dzięki przymusowi przekształceń wszystkie szpitale będą miały na wolnym rynku równe szanse. W przeciwnym razie istniałaby groźba, że nieprzekształcone placówki po wprowadzeniu nowego systemu pójdą na dno. - Niby dlaczego? - pytają dyrektorzy tych szpitali, które już w tej chwili bez żadnych przekształceń dobrze funkcjonują. Dlaczego niby ma się przekształcać w spółkę Szpital Wojewódzki w Opolu, skoro od dziesięciu lat jest doskonale zarządzany i w tej chwili nie ma problemów finansowych? Skoro teraz dobrze daje sobie radę, to dlaczego w przyszłości miałby gorzej funkcjonować?

W Polsce na ponad siedemset szpitali w spółki prawa handlowego samorządy przekształciły już ponad 60 placówek. Stało się to na podstawie starych, od dawna obowiązujących przepisów. Nie dla wszystkich szpitali spośród tych 60 przekształcenie okazało się zbawienne. Szpital w Rabce nadal nie daje sobie rady z długami, pomimo że działa już jako spółka. Nie daje sobie rady także Szpital Bukowiec w Kowarach. Chociaż został przekształcony w spółkę i startował bez finansowych obciążeń, które przejął po zlikwidowanej placówce powiat, to zdążył już wygenerować nowy dług, w wysokości 5 milionów złotych, który przewyższa wartość budynków łącznie z gruntem. Co mają zamiar zrobić samorządy w Rabce i Kowarach? Ano rozglądają się za prywatnym inwestorem, który przejmie źle zarządzane spółki.

Takich przykładów jest więcej. Pokazują one, że samo przekształcenie nie rozwiązuje problemu. Spółka musi do tego być dobrze zarządzana. Cóż z tego, że mamy nową jednostkę organizacyjną, skoro cały czas kieruje nią ten sam nieudolny dyrektor, a nadzór sprawuje ten sam wykazujący się ignorancją samorząd? Dla wielu samorządowców, jak choćby tych z Rabki, ważniejsze i łatwiejsze jest finansowanie klubów sportowych, szkół i łatanie dziur w ulicach niż utrzymanie szpitala. Szpital pozostaje uciążliwym balastem. Ta uciążliwość wynika często z tego, że po prostu w radach powiatowych i miejskich brakuje kompetentnych ludzi, którzy potrafiliby w odpowiedni sposób pomóc - poprzez wybór właściwego kierownictwa i rozsądną dotację. Nieudane przekształcenia nieuchronnie muszą prowadzić do upadłości zakładów i przejmowania majątku przez prywatny kapitał. A to jest właśnie wodą na młyn przeciwników przekształceń.

***

Prawo i Sprawiedliwość straszy, że w prywatnym szpitalu trzeba będzie za leczenie płacić. W zeszłorocznej kampanii wyborczej PiS zasugerował nawet, że przekształcenia obejmą także ratownictwo medyczne i trzeba będzie płacić na przykład za przyjazd karetki. Z góry. To oczywiście bzdura wyssana z palca. Brzmi jednak nieźle i wywołuje zamierzony efekt - lęk przed przekształceniami, przed demonicznym prywaciarzem, który chce się dorobić na ludzkiej niedoli i na naszych ciężko wypracowanych składkach. Mało kto jednak zauważa, że do pacjentów wzywających pogotowie nierzadko przyjeżdżają karetki Falck, prywatnej firmy, wykonującej jedynie usługi za publiczne pieniądze. W niektórych miastach, takich jak Kostrzyn czy Ząbkowice Śląskie, już teraz pacjenci są leczeni w prywatnych szpitalach "za darmo" - w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. Mamy też w Polsce sprywatyzowane wszystkie apteki, a to przecież nie oznacza, że kupujemy w nich tylko leki "na sto procent". Straszak prywatyzacyjny jednak działa. Dlatego prezydent spokojnie zgłasza propozycję referendum, wiedząc, że większość społeczeństwa, nie rozumiejąc istoty przekształceń, na prywatyzację szpitali się nie zgodzi.

Rządowi premiera Tuska być może uda się odrzucić prezydenckie weto, ale zdecydowanie nie udaje się skutecznie przeciwdziałać sugestywnej antyprywatyzacyjnej kampanii PiS-u. W maju w Platformie Obywatelskiej na poczekaniu ktoś wymyślił hasło komercjalizacji. Zapewne chodziło o to, aby w prosty i komunikatywny sposób można było w mediach opisać trudny proces przekształcania w spółki. "Komercjalizacja" miała być też w swoim założeniu ideowym przeciwieństwem krytykowanej "prywatyzacji". Chęci były dobre, wyszło jednak fatalnie. Bo komercjalizacja też się niedobrze kojarzy. I trudno się dziwić, komercja to przecież nic innego jak chęć osiągnięcia zysku. Posłowie PiS-u grzmią więc z sejmowej trybuny, że zdrowie człowieka nie może być poddane ekonomii. Rząd nie potrafi wiarygodnie obronić się przed tym demagogicznym zarzutem, bo w rzeczywistości komercjalizacja, czyli przekształcenie w spółki, rzeczywiście może prowadzić do prywatyzacji.

Ze źle dobranego hasła rząd próbuje się wycofywać - podczas drugiego czytania projektu ze strony koalicjantów nie padało już słowo "komercjalizacja". Lecz na wycofanie się jest już za późno. Prezydent podchwycił zręcznie komercjalizację i umieścił ją w zaproponowanym przez siebie pytaniu referendalnym. Wokół sprzeciwu wobec prywatyzacji, a także komercjalizacji można doskonale mobilizować opinię publiczną.

***

Jak niewiele spory na szczytach władzy mają wspólnego z rzeczywistością, widać w terenie. W Płocku już kilka lat temu radni PiS-u z prezydentem miasta na czele postanowili przekształcić tamtejszy szpital w spółkę. Dziś argumentują, że nie było wówczas innego wyjścia - placówka zadłużała się nie tylko u dostawców leków i sprzętu medycznego, ale także u pracowników, którzy nie dostawali wypłaty podwyżek w ramach tak zwanej "ustawy 203". Dziś szpital jako spółka prawa handlowego funkcjonuje dobrze, a stuprocentowym właścicielem udziałów jest miasto. Nikt nie myśli o prywatyzacji. Przykład Płocka jest strasznie niewygodny dla PiS-u. Zupełnie nie pasuje do oficjalnej propagandy. W innych miastach działacze PiS-u też nie chcą za bardzo słuchać wytycznych z Warszawy zakazujących brania udziału w przekształceniach. Liczy się przede wszystkim interes lokalnej społeczności. W Bytowie z trzech radnych PiS-u dwóch ma głosować za przekształceniem szpitala. I nie pomagają groźby wyrzucenia z partii. Szpital w Kostrzynie także został przekształcony, a potem sprywatyzowany głosami radnych PiS-u. Te działania odbywają się za społeczną aprobatą, bo pacjenta tak naprawdę w pierwszej kolejności interesuje dostępność do usług, a nie kto jest właścicielem placówki, w której przyszło mu się leczyć.

Z tą opinią nie mogą się nie liczyć również posłowie lewicy, którzy właśnie decydują, za jaką cenę są w stanie poprzeć odrzucenie prezydenckiego weta.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2008