Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z kolei Polska Rada Centrów Handlowych uważa, że w złym. Według CBOS 61 proc. Polaków chce ograniczenia handlu w niedziele, ale jednocześnie 46 proc. z nich robi tego dnia zakupy.
Projekt wspomnianej ustawy wniosła Solidarność, jednak jej przeciwnicy „winę” przypisują Kościołowi. Metropolita katowicki abp Wiktor Skworc nie ukrywa, że od 2016 r. Episkopat pięciokrotnie udzielił poparcia inicjatywie zmierzającej do ograniczenia handlu w niedzielę. Tak to wyjaśnił: „Mam świadomość, że nie ma takiego bezpośredniego związku między wolną niedzielą a praktykami religijnymi, ale chodzi o świętowanie, aby ten dzień absolutnie się różnił od wszystkich innych, żeby rodzina była razem, żeby go razem przeżywała, żeby weszła w strefę przyrody, kultury, odpoczynku, budowania więzi społecznych”.
Troska o „święcenie dnia świętego” płynie z motywów religijnych, ale – zwrócił uwagę arcybiskup – „w konstytucji niemieckiej ws. wolnej niedzieli uzasadnienia są bardzo dalekie od motywacji religijnych. Podają motywację natury społecznej, bo mówiącej o tym, że wspólne świętowanie jest tworzywem budowania więzi społecznych”.
Wśród komentarzy do wystąpienia arcybiskupa są i takie: „Tu nie chodzi o wolny dzień dla ludzi, a o to, żeby zamiast do sklepu iść do kościoła i darmozjadom zanosić kasę” (użytkownik Leo w portalu money.pl, 28 października 2017 r.).
O handlu w niedzielę w Unii Europejskiej decydują same państwa członkowskie. Niemal całkowity zakaz handlu w niedzielę i święta obowiązuje w Niemczech i Austrii. Częściowe restrykcje wprowadziły Belgia, Francja, Grecja, Holandia, Luksemburg, Holandia i Węgry. We Francji np. w niedziele zamknięte są hipermarkety. Supermarkety w dużych miastach lub regionach turystycznych, jeśli mają dział spożywczy, pracują od 9 do 13. W 19 państwach UE zakupy można robić przez cały tydzień niemal bez ograniczeń.
Zwolennicy ograniczeń nie muszą się odwoływać – i często się nie odwołują – do religijnego nakazu święcenia dnia świętego. Wystarczy porozmawiać z pracownikami centrów handlowych, a jest ich ponad czterysta tysięcy, by stwierdzić, jak bardzo im doskwiera system pozbawiający wspólnego z najbliższymi świętowania niedzieli. Handlowcy oczywiście obawiają się spadku obrotów. Te obawy starał się rozproszyć abp Stanisław Gądecki, przypominając, że „faktycznie ludzie mają tylko tyle pieniędzy, ile mają, i jeżeli nie wydadzą ich w niedzielę, to wydadzą w innym dniu”.
U wielu osób dużą rolę odgrywają przyzwyczajenia, i to niekolidujące z udziałem w niedzielnej mszy. Jakaż to wygoda po mszy zajść do pobliskiej galerii i zrobić zakupy. Cóż, pewnie z czasem, jak mieszkańcy krajów z niedzielami bez handlu, przyzwyczaimy się do zakupów w sobotę.
Wpływu Kościoła (Episkopatu) na decyzje parlamentu i rządu bym nie przeceniał. Abp Skworc w zwlekaniu z podjęciem pracy nad ustawą dopatrywał się lekceważenia Episkopatu. Zresztą w kilku istotnych sprawach (np. korytarzy humanitarnych) rząd postulatów Episkopatu nie uwzględnił.
Kościół w kwestii niedzielnego powstrzymania się od pracy zawsze był dość elastyczny. Nie słyszałem, by wymagał tego od lekarzy na dyżurach, od strażaków, kierowców autobusów, motorniczych, pracowników pogotowia energetycznego, by nakładał na wierzących obowiązek zamykania w niedziele restauracji czy stacji benzynowych.
Tych, którzy, jak Leo, autor cytowanego wyżej wpisu, sądzą, że Kościołowi chodzi o to, aby ludzie „zamiast do sklepu szli do kościoła i darmozjadom zanosili kasę”, zapewniam, że chodzący do kościoła miewają także inne motywy, a wielu pracujących w niedzielę idzie na mszę np. w sobotę wieczorem. Biednemu Leo nie mieści się w głowie, że Kościołowi, kiedy broni niedzieli, nie chodzi o kasę, lecz po prostu o dobro ludzi. ©℗