Good bye, empire!

Celem Gorbaczowa nie była likwidacja, lecz umocnienie komunizmu przez reformy gospodarcze i polityczne. Dlaczego więc Moskwa oddała Polskę?

01.06.2009

Czyta się kilka minut

Zmiany - tzw. pierestrojka - zapoczątkowane przez Michaiła Gorbaczowa po objęciu przez niego w marcu 1985 r. stanowiska I sekretarza Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, dotyczyły także stosunku Kremla do europejskich państw komunistycznych. Już miesiąc później, podczas spotkania z ich przywódcami, Gorbaczow stwierdził, że "każda z bratnich partii samodzielnie określa swoją politykę i jest za nią odpowiedzialna przed swoim narodem". Dodał wszakże, że "doświadczenie wykazuje, że zadania narodowe rozwiązywane są szybciej i efektywniej, jeżeli jednocześnie uwzględniane są zadania i cele całej Wspólnoty" [tj. bloku wschodniego - red.], gdyż "interesy klasowe są wspólne".

Stanowisko Kremla było więc ambiwalentne ("samodzielnie", ale i "wspólnie"), a rozluźnianie kontroli i ograniczanie bezpośredniego wpływania na "bratnie partie" było stopniowe i nie zostało jednoznacznie skodyfikowane. Chodziło o to, aby zachęcić innych do działań reformujących gospodarkę (w tym do zmian w funkcjonowaniu Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, RWPG) i do sterowanej od góry liberalizacji. Tak aby cała Wspólnota - nazywana też Obozem, co było do tego czasu bardziej właściwe - podążała w jednym kierunku i w podobnym tempie.

Gorbaczow, Jaruzelski i inni

Reakcje liderów komunistycznych były zróżnicowane. Jedni uważali, że wystarczy "doskonalić" istniejące mechanizmy zarządzania gospodarką, a liberalizację traktowali jako zagrożenie dla systemu i swoich w nim pozycji. Inni gotowi byli podjąć wyzwanie, a nawet już wcześniej częściowo je podjęli, tyle że hamowała ich postawa poprzedników Gorbaczowa.

Do tych drugich należał Wojciech Jaruzelski, a konkretniej: część jego ekipy i zaplecza eksperckiego. W listopadzie 1986 r., w czasie rozmowy w cztery oczy podczas kolejnego spotkania przywódców Wspólnoty/Obozu, Jaruzelski powiedział: "Popatrz na kolegów - nic z nich nie będzie: Ceauçescu nie zrobi nic z tego, co omawialiśmy. Pozostali po prostu nie potrafią: są starzy, zacofani. Chodźcie (dawajtie), we dwóch »pociągniemy ten wózek«". Gorbaczow nie zaprzeczał.

Nie wiadomo, czy był to moment zwrotny w stosunkach polsko-sowieckich. Ale na pewno istotny w stosunkach Jaruzelski-Gorbaczow. Wyrażając tak daleko idące poparcie dla Gorbaczowa, lider PRL otwierał sobie bowiem pole działania, którego granice wyznaczały wspólnota ideologiczna, stan powiązań gospodarczych i geopolityka, a nie decyzje Kremla podejmowane wyłącznie we własnym interesie.

Jakkolwiek zdarzały się różnice - np. w sprawie wyjaśniania tzw. białych plam w historii stosunków polsko-sowieckich (władze PRL nastawały na szybsze działania, a Sowieci skutecznie je hamowali) - Gorbaczow w lipcu 1988 r. podczas pobytu w Polsce mówił swemu partnerowi, że: "nastąpiło faktyczne zbliżenie dwóch pojęć - socjalistycznej odnowy w Polsce i pierestrojki w ZSRR (...) przy całej specyfice działamy w jednym kierunku, mamy jednakowe cele".

Wzmocnić system, tylko inaczej

A celem było umocnienie systemu: zreformowanie go, przez jednoczesne podjęcie zmian w gospodarce (urynkowienie) i zmian politycznych, czyli - jak to określił Jaruzelski - "demokratyzację życia społecznego". Pierwszy sekretarz KC PZPR zapewnił sowieckiego przyjaciela, że "mamy dwie nieprzekraczalne granice. Tak jak Armia Czerwona [która] nie mogła się cofnąć za Moskwę lub Wołgę, [tak my] nie możemy dopuścić do pluralizmu związkowego (...) [i] do utworzenia partii opozycyjnej".

Jednak przy całym przywiązaniu do ideologicznych imponderabiliów, obaj liczyli się z rzeczywistością. Toteż gdy kilka tygodni po tej rozmowie w Polsce pojawiła się - druga już w 1988 r. - fala strajków i kierownictwo PZPR zdecydowało się na podjęcie rozmów z Lechem Wałęsą, Moskwa dała sygnał, że nie zgłasza sprzeciwu.

Wówczas to, gdy władze PRL zastanawiały się nad formą wznowienia dialogu z przywódcą zdelegalizowanej Solidarności, jedno z czołowych pism sowieckich, "Litieraturnaja Gazieta", wystąpiło z inicjatywą przeprowadzenia z nim wywiadu. Ponieważ Warszawa uznała, że komplikowałoby to dopiero rozpoczynającą się, delikatną rozgrywkę, wywiad nie został przeprowadzony. Ale ten i kolejne sygnały świadczyły, że Kreml popiera działania mające na celu prowadzenie rozmów - z założeniem, że będą one zmierzać m.in. w kierunku zaostrzenia podziałów wewnątrz opozycji solidarnościowej.

Wyrażono to wprost w rozmowach Gorbaczowa z Józefem Czyrkiem, członkiem Biura Politycznego KC PZPR, który zajmował się kontaktami z opozycją (23 września), oraz z nowo powołanym premierem Mieczysławem F. Rakowskim (21 października). Gorbaczow zaakceptował inicjatywę rozpoczęcia rozmów z Wałęsą i ich warunki ("Wałęsa - tak, Solidarność - nie"), a Moskwa wręcz podjęła ostrożne kroki dla nawiązania bezpośrednich kontaktów z opozycją. Nie chciała jednak podważać taktyki ekipy Jaruzelskiego, zatem gdy w październiku władze PRL zaprotestowały przeciw zaproszeniu do Moskwy Adama Michnika, który miał wziąć udział w festiwalu filmów Andrzeja Wajdy, Sowieci nie forsowali tego pomysłu.

Niemniej, kiedy w styczniu 1989 r. rzecznik rządu Jerzy Urban - osoba z najbliższego otoczenia Jaruzelskiego - podczas wizyty w Moskwie naciskał na swoich rozmówców, by nie podejmowali bezpośrednich kontaktów z opozycją, usłyszał, że "będą podchodzili do tej sprawy z należytą ostrożnością, tym niemniej widzą pozytywne strony takich kontaktów i uważają, że są one nieuniknione, chociażby z uwagi na przewidywany, rosnący udział różnych środowisk w polskim życiu publicznym".

Nie dopuścić do erozji... Tylko jak?

Choć na przełomie 1988 i 1989 r. wielokrotnie i w różnych miejscach sowieckiej elity władzy "wyrażano zatroskanie", a niekiedy i "zaniepokojenie" rozwojem sytuacji w Polsce, nie posuwano się do "ostrzeżeń" ani nawet do udzielania "porad" - o czym informowały Warszawę zarówno ambasada PRL, jak i oficjalna rezydentura MSW (Grupa Operacyjna "Wisła"). Najbardziej oczywistym i publicznym przejawem akceptacji dla działań ekipy Jaruzelskiego był fakt, że w dniu rozpoczęcia obrad Okrągłego Stołu w tygodniku "Nowoje Wriemia" ukazał się wywiad z Wałęsą.

Zresztą w tym czasie ścisłe kierownictwo sowieckie miało już na biurkach wielostronicowe opracowania - przygotowane przez Akademię Nauk, MSZ, Wydział Zagraniczny KC KPZR oraz KGB - o sytuacji w europejskich krajach komunistycznych oraz o stosunkach z tymi krajami. Aczkolwiek różniły się one w szczegółach, trzy z nich (opracowanie KGB nie zostało dotąd ujawnione) zakładały, najogólniej rzecz biorąc, nieuchronność zmian w kierunku gospodarki rynkowej opartej m.in. na związkach z Zachodem, osłabienie więzów wewnątrz RWPG i wprowadzenie zmian w systemach politycznych, w tym ewentualnie pluralizmu politycznego i wolnych wyborów. Stwierdzano, że ze strony sowieckiej "metody autorytarne [i] bezpośrednia presja siłowa, ewidentnie się przeżyły" (Wydział Zagraniczny KC), a nawet że "użycie przez nas siły (...) a w szczególności użycie siły militarnej jest całkowicie wykluczone nawet w najbardziej skrajnej sytuacji (z wyjątkiem przypadku zewnętrznej agresji na naszych sojuszników)" (MSZ).

Ostatnie sowieckie czołgi opuszczały właśnie Afganistan i nie było już możliwe, aby wysłać je nad Wisłę czy Dunaj, a siłownicy po tym blamażu mieli ograniczone możliwości wpływania na Gorbaczowa. Wedle analityków sowieckiego MSZ, głównym zadaniem było "nie dopuścić do erozji socjalizmu we wschodniej Europie". Ponieważ możliwości użycia w tym celu "środków wsparcia ekonomicznego i naukowo-technicznego są obecnie ograniczone", nie pozostawało nic innego jak "położenie nacisku na polityczną i ideologiczną pracę z naszymi przyjaciółmi".

"Polski eksperyment"

Jak wynika z działań podejmowanych - a raczej nie podejmowanych - przez adresatów tych dokumentów, mieli oni podobny lub taki sam pogląd. Konkluzja jest oczywista: good bye, Empire! O ile poprzednio, w czasach Obozu, więcej zależało od tego, co postanowi i zrobi Moskwa, teraz więcej zależało od tego, co zrobią w Warszawie, Pradze czy Sofii.

Wprawdzie wewnątrz sowieckiego establishmentu występowało pewne zróżnicowanie (np. wyżsi oficerowie byli bardziej wstrzemięźliwi) i obawy, czy PZPR jest "dostatecznie silna i zjednoczona", niemniej rezultaty obrad Okrągłego Stołu uznano - wedle ambasadora PRL w Moskwie - za "samodzielny polski eksperyment, mieszczący się jednak w nurcie poszukiwań współczesnego socjalizmu".

Także podczas rozmów na średnim, wysokim lub najwyższym szczeblu nie kwestionowano "eksperymentu" - nawet wówczas, gdy wyniki wyborów do Sejmu i Senatu ­z 4 czerwca postawiły pod znakiem zapytania możliwość realizacji taktyki wybranej przez Jaruzelskiego i jego ekipę.

W rzeczywistości Moskwa nie miała innych możliwości niż "ideologicznie pracować z przyjaciółmi". Tym bardziej że wspólnie z Waszyngtonem przyjęto zasadę unikania wszystkiego, co może prowadzić do wzrostu napięcia i destabilizacji, co musiałoby wywrzeć negatywny wpływ na stosunki między supermocarstwami. Tak więc Gorbaczow właściwie w milczeniu przyjmował do wiadomości kolejne fakty, takie jak wybór Jaruzelskiego na prezydenta zaledwie jednym głosem czy niepowodzenie misji utworzenia rządu przez gen. Kiszczaka.

Ambasador amerykański w Moskwie, Jack Matlock, w połowie sierpnia depeszował do swojej stolicy: wprawdzie utworzenie rządu przez Solidarność "może być dla Rosjan gorzką pigułką (...) [ale] przełkną ją, choć będą się bardzo dławić i krztusić". W tym samym czasie w rozmowie telefonicznej z Rakowskim Gorbaczow doradzał zachowanie spokoju.

Bez odwrotu

12 września 1989 r. rząd taki - w wersji soft, bo koalicyjny i z pozostawieniem w rękach PZPR resortów siłowych (oraz z bardzo silną pozycją głównego zarządcy stanu wojennego jako prezydenta) - uzyskał w Sejmie inwestyturę.

Z pewnością w moskiewskich gabinetach słychać było odgłosy "dławienia się i krztuszenia", ale na zewnątrz panowała pełna zażenowania cisza. Tydzień po ukonstytuowaniu się rządu Tadeusza Mazowieckiego "wielka czwórka" najważniejszych podwładnych Gorbaczowa - sekretarz KC KPZR Aleksander Jakowlew, szef MSZ Eduard Szewardnadze, minister obrony Dmitrij Jazow i szef KGB Władimir Kriuczkow - przygotowała notatkę "O sytuacji w Polsce, możliwych wariantach jej rozwoju [i] perspektywach stosunków polsko-sowieckich", która stała się podstawą identycznie zatytułowanej uchwały Biura Politycznego przyjętej 28 września.

Zakładała ona "konieczność współpracy ze wszystkimi konstruktywnymi siłami politycznymi w PRL", nakazywała - wymienionym pieczołowicie z nazwy - różnym ogniwom administracji państwowej i partii, związkom zawodowym, stowarzyszeniom twórczym, Akademii Nauk itd. utrzymywanie współpracy z ich polskimi odpowiednikami, zobowiązywała do przygotowania wizyt w Moskwie polskiego premiera, paru ministrów i prezydenta (a także Wałęsy), a nawet "zaktywizowanie naszej linii rozwoju kontaktów sowiecko-watykańskich". Ministerstwu Obrony i KGB dawano trzy miesiące na przygotowanie zasad "podtrzymania w nowych warunkach współpracy z ich odpowiednikami w PRL", a wspólnie z MSZ resorty te miały "przygotować nasze stanowisko w związku z możliwością postawienia przez nowy polski rząd sprawy dalszego ograniczenia lub [nawet] wyprowadzenia z terytorium PRL kontyngentu sowieckich wojsk".

O ile jeszcze przez kilka następnych tygodni sytuację można było uznać za dynamiczną, o tyle po zmianie konstytucji na Węgrzech (23 października) oraz po obaleniu muru berlińskiego (9 listopada) zmiana ustrojowa była już chyba nieodwracalna.

***

Lista powodów, dla których Moskwa przyjęła właściwie w milczeniu bieg wydarzeń w Polsce, jest długa. Skracając ją: Sowieci po prostu machnęli ręką na Polskę i inne "demoludy", zaabsorbowani zsuwającą się w przepaść gospodarką, nasilającymi się konfliktami narodowościowymi, pojawieniem się nurtów irredentystycznych w niektórych republikach związkowych oraz trwającą na tym tle walką frakcji, koterii i grup interesu w łonie elity władzy.

Można rzecz ująć jeszcze inaczej, sięgając do jej sedna, jak uczynił to - cytowany przez Ewę Czaczkowską - prymas Stefan Wyszyński. W 1974 r., a więc gdy komunizm był tuż przed apogeum swej potęgi, mówił on biskupom, że ustrój ten "to jest pył, który prędzej czy później rozwali się poprzez swoją naturę wewnętrzną, swoją słabość wewnętrzną". Dobrze jednak, że znaleźli się ludzie - z Solidarności i nie tylko - którzy działali na rzecz spełnienia się tej przepowiedni i dopomogli Opatrzności.

Prof. ANDRZEJ PACZKOWSKI (ur. 1938) jest historykiem, pracownikiem Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, członkiem Kolegium IPN. W latach 80. redagował podziemne Archiwum Solidarności. Autor książek; m.in.: "Droga do »mniejszego zła«. Strategia i taktyka obozu władzy, lipiec 1980 - styczeń 1982" (2002), "Wojna polsko-jaruzelska" (2006), "Trzy twarze Józefa Światły" (2009).

Artykuł oparto m.in. na zbiorach dokumentów: "Polska 1986-1989: koniec systemu" (tom III, red. A. Dudek, A. Friszke; Trio-ISP PAN, Warszawa 2002); "W Politbiuro CK KPSS po zapisam A. Czerniajewa, W. Miedwiediewa, G. Szachnazarowa (1985-1991)" (Gorbaczew-Fond, Moskwa 2006); "Zmierzch dyktatury" (red. A. Dudek, IPN, Warszawa 2009).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2009