Goliat triumfujący

W ostatnich tygodniach nastąpiły wydarzenia, których się spodziewaliśmy, i takie, których się nie spodziewaliśmy. Irak padł szybciej niż można było sądzić, zważywszy (bez wtrętu ironii), że dostarczycielami infrastruktury były dlań państwa europejskie - te, które teraz znajdują się po stronie przegranej, czyli Francja, Niemcy i Rosja.

27.04.2003

Czyta się kilka minut

Francja stworzyła w Iraku nowoczesną siec telefoniczną i, podobnie jak Rosja, dostarczała Saddamowi znacznych ilości broni. Rosyjskie rakiety przeciwpancerne pozwoliły Irakijczykom w pierwszych dniach wojny zniszczyć dwa czołgi typu Abrams. Wcześniej dokonała się w Iraku interwencj a kapitału niemieckiego, Niemcy budowali na przykład sławne bunkry Saddama. Jego pałace są natomiast raczej dziełem twórców miejscowych i odznaczają się szczególnym pomieszaniem stylu wschodniego z obrzydliwym mieszczaństwem.

Z przykrością - to dygresja - oglądałem w telewizji irackie autostrady, budowane między innymi przez polskie firmy. Jakość ich jest tak dobra, że siedemdziesięciotonowe Abramsy nie pozostawiają na nawierzchni żadnych śladów. My natomiast autostrad w ogóle nie mamy. Państwa wyzwolone spod dominacji sowieckiej odziedziczyły rozmaitej klasy infrastrukturę: Czesi niezłą, Węgrzy nienajgorszą, w Polsce jest z nią bardzo źle.

Kongres amerykański uchwalił wielomiliardową pulę na rzecz odbudowy Iraku, dołączając zastrzeżenie, że Francja, Niemcy, Rosja i Syria są z niej wyłączone. Mówi się już o możliwości amerykańskiego uderzenia na Syrię, gdyby się okazało, że dała ona schronienie irackim przywódcom. Polska jako uczestnik aliansu proamerykań-skiego weźmie oczywiście udział w odbudowie, kilkadziesiąt naszych firm już złożyło stosowne oferty. Gdyby nie fakt, że nasz kraj znajduje się w tak fatalnej, właściwie gnilnej sytuacji politycznej, można by wyrazić umiarkowane zadowolenie, że mocą postanowień naczelnych władz przyłączyliśmy się jednak do Ameryki. Obawiam się tylko, że Polacy, którzy są specjalistami od marnowania szans, także i tę szansę zmarnują.

Ze zdumieniem obserwowałem stopniowe znikanie olbrzymich dywizji Gwardii Republikańskiej Saddama; państwo jego rozsypało się jak domek z kart. Wcześniej ostrzegano, że walka o Bagdad okaże się powtórką Stalingradu i Amerykanie zapłacą obfitą daninę krwi za szaleńczą decyzję o wejściu do Iraku. Tymczasem suma amerykańskich ofiar jest niezwykle mała: stu kilkunastu zabitych, prawie wszyscy jeńcy uwolnieni. Zaspokojony też został amerykański głód postaci bohaterskich za sprawą dzielnej Jessiki Lynch. Ja zaś z zadowoleniem skonstatowałem, że odnaleziono pod Tikritem tę biedną Murzynkę, która w wojsku była po prostu kucharką i wraz z innymi żołnierzami dostała się do niewoli.

Fala straszliwych plądrowań, które nie oszczędziły dzieł sztuki i muzeów chroniących świadectwa początków cywilizacji w Mezopotamii, jest bardzo smutna. Zastanawiałem się, czy pobieglibyśmy okradać Wawel, gdyby Polska znajdowała się pod krwawą dyktaturą i ta dyktatura nagle upadła - chyba jednak nie. W Iraku tymczasem wypłynęły na wierzch objawy najbardziej fatalnego zdziczenia.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy oświadczył, że nie da na odbudowę Iraku grosza, jak długo ONZ nie będzie jej patronować. W Petersburgu Schroeder i Chirac wspólnie pompowali ważnością Putina, a Chirac gestykulując straszliwie domagał się, by wszyscy złożyli przysięgę na wierność Narodom Zjednoczonym. Tymczasem Narody Zjednoczone są już tak sfatygowane, że niektórzy zastanawiają się, czy aby nie czeka ich smutny los przedwojennej Ligi Narodów. W Iraku zaś potrzeba mocnej ręki; rabunki powojenne, jak piszą fachowcy, spowodowały więcej szkód materialnych aniżeli same walki.

Polityk, jak wiadomo, nigdy nie popełnia błędów. Zawsze ma sto procent racji i nie przyzna się, że choć trochę się pomylił, woli raczej dyskretnie się wycofać. Amerykańskie gołębie, które przed wojną wieściły straszliwą klęskę, pochowały się po kątach, głośno natomiast słychać tych, którzy uważają, że przepaść, jaką Francuzi wykopali między Europą i Ameryką, nigdy nie zostanie zasypana. Z drugiej strony oceanu jest podobnie. Nie mam szerszego dostępu do prasy francuskiej, czytam jednak gazety niemieckie i oglądamniemiecką telewizję; otóż natężenie propagandy antyamerykańskiej jest tam ogromne, a pozornie obiektywne relacje z frontu zanurzone były w kwaśnym antyamerykanizmie.

Myślałem naiwnie, że Niemcy i Francuzi, miast konsolidować się antyamerykańsko, po upadku Saddama spróbują raczej powstały wcześniej rozziew zasypać i oka-żą samokrytycyzm - ale nic z tego. Sytuacja jest śmieszna w swojej tragiczności; demonstranci w Berlinie, którzy wcześniej krzyczeli „no war!”, teraz wykrzykują „America go home”. Czyli: niech Amerykanie prędko wrócą do domu, by do Iraku mogły wejść od północy Turcja, od wschodu Iran, od zachodu Syria... Pomysł, by nieszczęsnych Irakijczyków zostawić na łasce losu, jest szalony, jednak większość pacyfistów tak właśnie rozumuje. Papież nigdy nie wygłaszał tez równie dziwacznych; owszem, przestrzegał przed wojną, trudno jednak, by zachęcał do jej prowadzenia. Czy z punktu widzenia moralności była to wojna sprawiedliwa? Dla jednych sprawiedliwa, dla drugich - niesprawiedliwa i jest to najrozsądniejsza rzecz, jaką można dziś o niej powiedzieć.

Okrutnej łatwości, z jaką padł reżim Saddama, nikt się nie spodziewał. Państwa muzułmańskie nie bardzo wiedzą, jak przełknąć tę nieprzyjemną dla nich sytuację. W Iranie tłum zaatakował iracką ambasadę i zdzierał ze ścian portrety Husajna, krzycząc równocześnie „śmierć Ameryce!”. Chaos panuje zatem nie tylko na irackim pobojowisku, ale i w ludzkich głowach.

Z tego, co dotąd powiedziałem, nie wynika, żeby dusza moja była pełna najwyższego zachwytu dla prezydenta Busha i jastrzębi z jego otoczenia. Nie uważam też, by należało się zachwycać tym, że doszło do tego, do czego doszło. Najrozsądniej postępują ci, którzy uważają, że skoro mleko zostało już rozlane, należy się skupić na naprawianiu szkód poniesionych przez naród iracki, oczywiście w miarę możliwości, bo ofiar już nie wskrzesimy. Nie można przy tym nie zauważyć potężnej dawki optymizmu, jakiej zażył amerykański kompleks zbrojeniowy. Goliat wstał i jest mocniejszy niż przedtem, aczkolwiek sytuacja ekonomiczna Ameryki nie jest aż tak różowa.

A w bezkrwawej wojnie niemiecko-rosyjsko-francuskiej ze Stanami Zjednoczonymi szkody ponosi zarówno Ameryka, jak i tak zwana stara Europa. Jedynym, który z tego starcia wychodzi z uśmiechem, jest prezydent Putin.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2003