Gniew ludu

Irakijczycy wyszli na ulice, by obalić rząd, który zaledwie półtora roku temu wybrali. Młodzież, udręczona biedą i beznadzieją, zwróciła się przeciwko politycznej elicie wyrosłej w czasach wojny i traktującej władzę jako wojenny łup.
w cyklu STRONA ŚWIATA

04.10.2019

Czyta się kilka minut

W trakcie protestów w Bagdadzie, 4 października 2019 r. / Fot. AHMAD AL-RUBAYE / AFP / EAST NEWS /
W trakcie protestów w Bagdadzie, 4 października 2019 r. / Fot. AHMAD AL-RUBAYE / AFP / EAST NEWS /

Zaczęło się we wtorkowe popołudnie od pokojowej i niezbyt licznej demonstracji w śródmieściu Bagdadu. Wzięło w niej udział około tysiąca osób, głównie młodych, którzy skrzyknęli się przy pomocy mediów społecznościowych, a na miejsce zgromadzenia wybrali plac Tahrir. Wznosili antyrządowe okrzyki, żądali ustąpienia premiera z ministrami, którym zarzucają korupcję i niechęć do reform. Policja nie interweniowała. Wkroczyła do akcji, gdy młodzi ruszyli z placu Tahrir, by przez most na Tygrysie przedostać się do tzw. Zielonej Strefy (podczas inwazji na Irak Amerykanie nazywali tak ufortyfikowaną część Bagdadu, w której mieściła się większość ministerstw, urzędów i zagranicznych ambasad). Przegrodziła demonstrantom drogę, wybuchły uliczne walki. Demonstranci rzucali kamieniami; policjanci odpowiadali granatami z gazem łzawiącym. Użyto armatek wodnych. W końcu padły strzały.

Władza musi upaść

Nazajutrz do rozruchów doszło nie tylko w Bagdadzie, ale w całym niemal kraju. Najgwałtowniejsze zamieszki wybuchły na zamieszkanym przez szyitów południu – w Diwaniji, Nasiriji, Amarah, Basrze, a także w Kut, Samawie, Kirkuku, Tikricie i Nadżafie, jednym z najświętszych szyickich miast. Demonstranci, teraz już wielotysięczne tłumy, szturmowali i palili urzędy, niszczyli samochody, wznosili na ulicach barykady. Policja odpowiadała ogniem. Zaskoczone władze wprowadziły godzinę policyjną i zakaz poruszania się samochodami. Zwolnieni z niego są jedynie kierowcy pogotowia ratunkowego oraz wodociągowego i energetycznego, a także podróżni, zmierzający do lub z bagdadzkiego lotniska, i pątnicy, ściągający do Iraku na największą na świecie pieszą pielgrzymkę, w której co roku bierze udział około 20 milionów ludzi. W tym roku pielgrzymka do Karbali i święto Arbain, kończące 40-dniową żałobę po rocznicy śmierci wnuka Proroka Mahometa, imama Husajna wypadły akurat w czas antyrządowej rebelii w Iraku. Władze zablokowały internet, a policyjne patrole w Bagdadzie zamknęły mosty na przepływającym przez miasto Tygrysie oraz ulice wiodące do Zielonej Strefy.

Według wstępnych danych w pierwszych czterech dniach rozruchów zginęło prawie 50 osób, ponad tysiąc zostało rannych, a znawcy irackiej polityki są zgodni, że to najpoważniejsze wystąpienia antyrządowe, odkąd premierem został Adil Abdul Mahdi. Komentatorzy zauważają też, że zawołaniem demonstrantów w Bagdadzie, Nasiriji i Basrze jest hasło: „Ta władza musi upaść – tego chce lud”, wznoszone podczas Arabskiej Wiosny roku 2011, a w tym roku w czasie ulicznych rewolucji w Algierii i Sudanie.

Podobnie też jak podczas Arabskiej Wiosny i tegorocznych rewolucji w Algierze i Chartumie, a także niedawnych wystąpień w Kairze, demonstranci organizują się za pomocą mediów społecznościowych, nie mają przywódców i odcinają się od starych, politycznych elit, którym zarzucają korupcję, prywatę i niekompetencję. Demonstranci żądają ustąpienia władz i całej klasy politycznej, ale powodem ich gniewu i buntu nie jest polityka, lecz fatalna sytuacja życiowa i brak perspektyw. Wystrzegają się też podkreślania różnic religijnych, jak podczas wystąpień w latach 2012 i 2013, kiedy sunnici, stanowiący trzecią część 40-milionowej ludności kraju narzekali na prześladowania ze strony liczniejszych (dwie trzecie ludności) i rządzących szyitów. W roli samozwańczego obrońcy sunnitów wystąpiło wtedy Państwo Islamskie, które wkrótce zajęło jedną trzecią Iraku, ogłosiło powstanie kalifatu i przeniosło wojnę do sąsiedniej Syrii.

Co to za pokój

Po prawie półwieczu tyranii, wojen (wojna z Iranem 1980-88, najazd na Kuwejt z 1990 i odwetowa, pierwsza inwazja USA w 1991, inwazja Amerykanów w latach 2003-11, wojna domowa z samozwańczym kalifatem 2015-17) i międzynarodowych sankcji, od dwóch lat 40-milionowy Irak cieszy się względną stabilizacją i pokojem. Młodzież z Bagdadu i szyickiego południa wyrosła po epoce Saddama Husajna i amerykańskiej wojny uważa jednak, że marny to pokój, a wszelkie, wynikające z niego dobrodziejstwa są zawłaszczane przez polityczną elitę.


Czytaj także: Inga Rogg: Fanatycy i rabusie


„Nie robią niczego, by poprawić nasze życie. To władza politycznych partii i zbrojnych milicji. Nie chcemy ich i niczego od nich nie chcemy. Niech tylko oddadzą nam nasz kraj” – skarżyli się demonstranci z Bagdadu zagranicznym dziennikarzom. Narzekali, zwłaszcza studenci i absolwenci akademii, że mimo zdobytego wykształcenia nie mogą znaleźć pracy, odpowiadającej ich kwalifikacjom i aspiracjom. Według Banku Światowego co czwarty absolwent irackich akademii pozostaje bezrobotnym, a Transparency International zaliczyła w zeszłym roku Irak do tuzina najbardziej skorumpowanych państw świata.

Korupcja i kumoterstwo są skutkiem półwiecza tyranii Saddama Husajna i ćwierćwiecza wojen, zwłaszcza tych ostatnich, z Amerykanami i kalifatem. Prywatne milicje zbrojne i pospolite ruszenia, które brały udział w walkach i wyszły z niej zwycięsko, przekształciły się w polityczne partie, a komendanci i watażkowie w polityków. O władzę lub choćby w niej udział walczą, jak walczyli na wojnie, a polityczne zwycięstwo uważają za należne im prawo do wojennego łupu. Uczestniczą w polityce tylko po to, by uzyskać dostęp do państwowego skarbca i państwowych posad dla siebie i swoich podkomendnych. 

Demonstranci z Bagdadu skarżą się, że na przyzwoitą, a nawet jakąkolwiek pracę mogą liczyć jedynie ludzie z politycznymi koneksjami, a zajęci walką o władzę i korupcją politycy nie dbają ani o to, by państwo, urzędy i służby publiczne działały jak należy, ani o to, żeby odbudować zniszczone wskutek wojen miasta, drogi, mosty, linie energetyczne. W rezultacie, mimo trwającego drugi rok pokoju i rekordowego wydobycia ropy naftowej (irackie złoża należą do czterech najbogatszych na świecie), zamiast poprawiać się, życie szarego obywatela w Iraku staje się coraz bardziej nieznośne. Zwłaszcza podczas upalnych, letnich miesięcy, gdy brakuje nawet wody i prądu.

Premier zakładnikiem

Zwykle do antyrządowych wystąpień dochodziło dotąd właśnie latem. Jak w zeszłym roku, w Basrze, gdzie podczas ulicznych rozruchów zginęło ponad 30 osób. Fakt, że teraz do protestów doszło znośniejszą do życia jesienią, wielu w Bagdadzie uznało za dowód, że sprawy w irackich państwie idą bardzo źle.

Adil Abdul Mahdi został wyznaczony na szefa rządu w październiku 2018 roku. Dobiegający osiemdziesiątki szyita, były wiceprezydent z lat 2005-11, cieszył się dotąd opinią polityka uczciwego, niezależnego, niewplątanego w wojenne i polityczne intrygi. Za dowód jego niezależności brano nawet to, że nie chcąc wikłać się w partyjne uzależnienia, zdecydował się nie startować w zeszłorocznych, majowych wyborach do parlamentu.

Premierem został dlatego, że żadna ze startujących w wyborach partii nie zdobyła wystarczającej większości, żeby rządzić samodzielnie: Mahdi – niezależny, ale jednocześnie pozbawiony własnej partii – wydawał się wymarzonym ugodowym kandydatem. W ten oto sposób został szefem koalicyjnego rządu, utworzonego przez zwycięzcę wyborów, szyickiego duchownego Muktadę al Sadra i jego sojuszników, komunistów oraz ruchu al Fatah, politycznego przymierza pospolitego ruszenia Sił Mobilizacji Ludowej, które wygrało wojnę z kalifatem.

Zwolennicy Mahdiego uważali, że jako polityk niezależny i opowiadający się za rządami technokratów, a nie partyjnych dygnitarzy, będzie korzystał na rywalizacji koalicjantów, wygrywał ich przeciwko sobie z korzyścią dla własnego programu reform, który obiecywał rodakom obejmując urząd. Sceptycy twierdzili, że zawdzięczając awans szefom politycznych partii, Mahdi będzie jedynie ich bezwolnym zakładnikiem.

Pierwszy rok rządów Mahdiego dowiódł, że rację mieli sceptycy. Poza kłótniami o posady i pieniądze, koalicjanci kłócili się o zagraniczne sojusze, w które ich zdaniem powinien wchodzić Irak. Pospolite ruszenie al Fatah opowiada się za jak najbliższym przymierzem z Iranem i za swojego duchowego przywódcę uważa irańskiego ajatollaha Alego Chamenei. Muktada al Sadr, uchodzący za irackiego nacjonalistę, duchowego przywódcę widzi w irackim wielkim ajatollahu Alim Sistanim, sprzeciwia się nadmiernemu uzależnieniu Iraku od teherańskich ajatollahów i domaga rozbrojenia pospolitego ruszenia oraz podporządkowania go irackim władzom. Politycznym rozgrywkom w Bagdadzie bacznie przyglądają się – i kibicują swoim faworytom – Irańczycy i Amerykanie, których waśnie grożą wybuchem regionalnego konfliktu na całym Bliskim Wschodzie.

Na zarzuty, że okazał się przywódcą słabym i bezwolnym, Mahdi odpowiada, że w pierwszym roku rządów wszystkie siły i uwagę poświęcił na to, by Irak nie został wciągnięty do amerykańsko-irańskiej, zimnej, jak na razie, wojny. W telewizyjnym orędziu przyznał, że młodzi demonstranci mają powody do niezadowolenia, a ich żądania są ze wszech miar słuszne i je popiera. Powinni jednak zrozumieć, że potrzebuje czasu, by wyremontować irackie państwo, że nie da się tego zrobić w rok, a może nawet nie w dwa. Apeluje o wsparcie tych, którzy dziś występują przeciwko niemu i domagają się jego ustąpienia. Potrzebuje go także po to, by uwolnić się spod kontroli politycznych partii, którym zawdzięcza posadę.

Los irackiego premiera leży w rękach buntowników z Bagdadu, Nasiriji i Basry, ale także jego najważniejszego, politycznego dobrodzieja Muktady al Sadra. Muktada również orzekł, że buntownicy mają słuszne powody do niezadowolenia z rządu. On również nie jest z niego zadowolony. Według znawców irackiej polityki, Muktada ma za złe Mahdiemu, że nazbyt ulega przywódcom pospolitego ruszenia i bardziej się liczy z ich zdaniem niż z opinią sadrystów, było nie było, zwycięzców wyborów i najsilniejszej partii w kraju. Kiedy Mahdi obejmował urząd, Muktada dawał mu rok na przeprowadzenie reform. Jeśli wycofa dziś poparcie i doprowadzi do upadku jego rządu, przywódca sadrystów liczy, że będzie miał najwięcej do powiedzenia przy wyborze nowego premiera.

Słaby premier i rząd, także całe państwo irackie urządzają za to sąsiedni Iran i popierane przezeń pospolite ruszenie irackich szyitów. I z tej strony Mahdiemu nie powinno grozić niebezpieczeństwo.

Polecamy: Strona świata - specjalny serwis "TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej