Największy ajatollah

Ali as-Sistani, do którego w gości wybrał się Franciszek, jest dla muzułmańskich szyitów przewodnikiem i duchowym przywódcą równie ważnym, jak dla katolików papież.
w cyklu STRONA ŚWIATA

05.03.2021

Czyta się kilka minut

Papież Franciszek i ajatollah Sistani na bilbordzie zapowiadającym papieską pielgrzymkę, Nadżaf, 4 marca 2021 r. / Fot. ALI NAJAFI / AFP / EAST NEWS /
Papież Franciszek i ajatollah Sistani na bilbordzie zapowiadającym papieską pielgrzymkę, Nadżaf, 4 marca 2021 r. / Fot. ALI NAJAFI / AFP / EAST NEWS /

Sistani nosi zaszczytny tytuł wielkiego ajatollaha i mardży, pasterza i przewodnika po życiu duchowym i doczesnym. U szyitów takie tytuły przyznaje się tylko ludziom cieszącym się największym szacunkiem z racji ich mądrości. Zarówno tej życiowej, jak i pochodzącej z uczonych ksiąg. Choć zdarza się – rzadko, bo rzadko, ale jednak – że mędrcem i przewodnikiem ogłoszony zostaje ktoś „za zasługi”, a nie z powodu powszechnego poważania, ajatollah „z urzędu” nigdy nie cieszy się wśród wiernych uwielbieniem ani szacunkiem.

Droga do Nadżafu

Sistani, wkraczający właśnie w dziesiątą dekadę życia, zasłużył sobie na szacunek i tytuł wielkiego ajatollaha jak mało kto. Przyszedł na świat w irańskim Meszhedzie, w rodzinie muzułmańskich duchownych, sędziów i uczonych. Jego zwolennicy twierdzą, że choć urodził się i wychował w Iranie, jest Arabem, a jego ród wywodzi się prosto od Husajna, wnuka Proroka Mahometa, umiłowanego przez szyitów imama-męczennika, poległego w bitwie pod Karbalą.

Z woli ojca już jako pięciolatek poszedł do jednej z meszhedzkich medres, a naukę pisania i czytania zaczął od Koranu. Na dalszą naukę ojciec posłał go do świętego miasta Kom, gdzie nastoletni Sistani kontynuował studiowanie Świętej Księgi pod opieką wielkiego ajatollaha Husajna Brudżerdiego. Kiedy skończył 20 lat, przeniósł się z Komu do irackiego Nadżafu, jednego z najświętszych miejsc świata szyitów, by studiować tam w muzułmańskich akademiach, podległych wielkiemu ajatollahowi Mohammedowi Abu al-Kasimowi al-Choeiemu. Ukończył akademię jako trzydziestolatek i z pierwszym tytułem „uczonego w Piśmie pierwszego stopnia”, pod kierunkiem wielkiego ajatollaha, nauczyciela i przewodnika, zaczął służbę badacza, nauczyciela i kapłana. A gdy w 1992 roku wielki ajatollah Abu al-Choei umarł, kapłani i ulemowie wybrali 63-letniego Sistaniego na jego następcę: nowego wielkiego ajatollaha, pomazańca Bożego, przewodnika wiernych i zwierzchnika akademii Nadżafu.

Co Bogu, co cesarzowi?

Podobnie jak jego nauczyciel i wychowawca, jako wielki ajatollah i mardża Sistani jest wyznawcą tej szkoły szyickiej myśli, która uważa, że najdoskonalszą formą istnienia państwa na ziemi jest republika muzułmańska, rządząca się prawami i nakazami koranicznymi, jednak kapłani powinni trzymać się jak najdalej od polityki i władzy, kusicielki. Akademie Nadżafu nauczały, że rolą kleru jest samodoskonalenie poprzez nieustanne zgłębianie mądrości Świętej Księgi, duchowe przewodnictwo i opieka nad wiernymi, a także dbałość o to, by ustrój muzułmańskiej republiki był zgodny ze wskazówkami Koranu. Obowiązkiem kapłanów jest przestrzegać, doradzać i podpowiadać – naucza Nadżaf. Ale mieszanie kapłańskiej posługi ze sprawowaniem władzy jest niedopuszczalne.


Czyta także: Pokój nad Eufratem - Anna i Karol WIlczyńscy o pielgrzymce papieża Franciszka do Iraku


Co innego głosili ajatollahowie i akademie z irańskiego Komu, którzy utrzymują, że w muzułmańskiej republice kapłanom i religijnym sędziom, jako „uczonym w Piśmie”, należy się także władza świecka. Irańska rewolucja z 1979 roku pod przewodem ajatollaha Ruhollaha Chomejniego sprawiła, że doktrynę tę wciela się do dziś w praktyce. Sistani i Nadżaf wytrwale, uparcie i ortodoksyjnie pozostają wierni szyickiej tradycji nakazującej kapłanom trzymać się z dala od polityki i skupiać się na roli duchowych przewodników dla wiernych.

Mimo doktrynalnych różnic między Kom i Nadżafem, a także ich rywalizacji o rząd dusz nad liczącą niespełna ćwierć miliona wspólnotą szyitów na świecie (ogólną liczbę muzułmanów szacuje się na ponad półtora miliarda), zarówno Sistani, jak Chomejni, a także jego następca Ali Chamenei, obecny Najwyższy Przywódca irańskiej republiki muzułmańskiej, unikali jak ognia krytyk, wzajemnych żali i jawnej konfrontacji.

Tchórz czy pustelnik

Zgodnie z wyznawanymi naukami, Sistani wystrzegał się więc wszelkich kontaktów z polityką: skupiał się na wierze i zbawieniu. Jego zwolennicy uważali to za przykład wierności zasadom i odporności na pokusy władzy. Przeciwnicy, których – mimo otaczającego go szacunku – Sistaniemu nigdy nie brakowało, zarzucali mu tchórzostwo i oportunizm.

Dzięki ostentacyjnemu dystansowaniu się od polityki Sistani uniknął prześladowań, jakie spadły na szyickich duchownych pod rządami wojskowych dyktatorów, którzy w 1958 roku obalili monarchię. Dopiero ostatni z tyranów, Saddam Husajn, osadził go w areszcie domowym, zabronił mu wygłaszać kazania i wydawać edykty, fatwy, a w końcu kazał zamknąć meczety i akademie, w których nauczał. Saddam, który nastał w lipcu 1979 roku, niespełna pół roku po triumfie muzułmańskiej rewolucji w Iranie, obawiał się wpływów ajatollaha i tego, by i jemu nie przyszło do głowy podburzyć irackich szyitów, stanowiących dwie trzecie ludności kraju, przeciwko rządzącym w Bagdadzie sunnitom. Najchętniej pozbyłby się Sistaniego, jak wszystkich innych przeciwników – obawiał się jednak, że śmierć czy nawet uwięzienie cieszącego się tak wielkim szacunkiem ajatollaha wywołałyby otwarty bunt.

Nad Irakiem i Iranem przetaczały się dziejowe burze, a Sistani, pochłonięty własnymi myślami w Nadżafie, zgłębiał tajemnice Świętej Księgi i szarijatu. Kiedy w Iranie ajatollahowie kroczyli na czele rewolucyjnych pochodów, obalili szacha i przejęli władzę, nie odciął się od rewolucji, ale i nie udzielił jej swojego błogosławieństwa. Milczał też, gdy w 1980 roku podjudzony przez Zachód Saddam Husajn najechał zbrojnie na Iran, rozpętując barbarzyńską, 8-letnią wojnę, która pochłonęła milion ludzkich istnień i wykrwawiła oba wojujące państwa.


Polecamy: Strona świata - specjalny serwis "TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego


Saddam, z wyrachowania, oszczędził Sistaniego, ale nie zawahał się przed zgładzeniem innego wielkiego ajatollaha, konkurenta Sistaniego, Mohammeda as-Sadra, który poglądami był bliższy irańskim kapłanom. W 1999 roku Sadr został zamordowany wraz z dwoma synami. Czwarty syn ajatollaha, 46-letni dziś Muktada, znany z porywczości i niewyparzonego języka, zarzucał Sistaniemu tchórzostwo i oportunizm – wady, za których brak jego ojciec i bracia zapłacili życiem.

Głos

Kiedy w 2003 roku amerykańskie wojska najechały na Irak, obaliły Saddama i usadziły na tronie w Bagdadzie przywiezionych na czołgach polityków z irackiej diaspory, Sistani nie mógł dłużej milczeć w sprawach polityki.

Uwolniony z aresztu domowego nie udzielił błogosławieństwa swoim wyzwolicielom, Amerykanom, ale i nie przeklął ich jako najeźdźców. Nie wezwał rodaków, by chwycili za broń i wzniecili zbrojne powstanie. Nie udzielił audiencji amerykańskiemu „wicekrólowi”. Nie zgadzał się na plany Jankesów, by podzielić Irak na części szyicką, sunnicką i kurdyjską, a także na to, by rząd w Bagdadzie wyznaczali Amerykanie, a nie wybierali Irakijczycy w wolnych wyborach. Kiedy zaś, także pod jego naciskiem, Amerykanie urządzili w końcu w 2005 roku wybory, ogłosił, że udział w głosowaniu jest religijnym obowiązkiem każdego pobożnego muzułmanina. Wezwał kobiety, by szły głosować, nawet jeśli ich mężowie spróbują im tego zabronić.

Jego entuzjazm wobec wyborów brał się nie z przekonania, iż demokracja jest najdoskonalszą formą rządów, ale z tego, że jedynie w wolnych wyborach szyici, stanowiący większość mieszkańców kraju, mieliby szansę na wygraną i przejęcie władzy w Bagdadzie. Dlatego udzielił błogosławieństwa zawiązanej za jego namową koalicji szyickich partii, a ta zwyciężyła w elekcji i utworzyła pierwszy rząd w Iraku.

Rok wcześniej uchronił Irak i Nadżaf przed krwawą wojną, gdy pod jego nieobecność – wyjechał do Londynu leczyć serce – Muktada as-Sadr podniósł w mieście zbrojny bunt przeciwko Amerykanom, a pokonani i zdziesiątkowani schronili się w meczecie imama Alego, najświętszej z szyickich świątyń, nad którą opiekę roztacza mieszkający w pobliżu Sistani. Wielki ajatollah szybko zakończył leczenie, wrócił do kraju i wraz z irańskimi ajatollahami, o których przyjaźń zabiegał Muktada, przekonał go, by złożył broń i oszczędził świątynię przed zniszczeniem. Wzywał do spokoju i opamiętania, także gdy w Falludży miejscowi sunnici wzniecili powstanie przeciwko Amerykanom. 

O opamiętanie i powstrzymanie się od odwetu błagał również, gdy na przełomie lat 2006 i 2007 wyrosłe z al-Kaidy Państwo Islamskie wzniecało w Iraku wojnę domową między sunnitami i szyitami. Zagraniczni dziennikarze, a także przywódcy irackich chrześcijan, uznali, że swoimi wysiłkami na rzecz pokoju w Iraku i niedopuszczenia do wojny między sunnitami i szyitami na całym Bliskim Wschodzie Sistani zasługiwał na Pokojową Nagrodę Nobla.

Wojny nie udało się jednak uniknąć, a kiedy partyzanci samozwańczego kalifatu zajęli Mosul i Tikrit, a później podchodzili pod rogatki Bagdadu, w 2014 roku Sistani wydał kolejną fatwę, w której wezwał wiernych, by stawali z bronią do walki, tworzyli pospolite ruszenie, które odeprze barbarzyńców i ocali świątynie. Na wezwanie Sistaniego zgłosiło się sto tysięcy ludzi, szyitów, ale także sunnitów, Jazydów i chrześcijan, którzy podzieleni na brygady wkrótce rozgromili armię kalifatu.

Znany z niechęci do publicznych wystąpień (nie podróżuje, w ogóle prawie nie opuszcza Nadżafu, nie spotyka się z dziennikarzami, a nawet kazania czytają za niego w meczecie wyznaczeni kapłani), po raz ostatni zabrał głos w sprawach publicznych pod koniec 2019 roku, gdy w Iraku wybuchła uliczna rewolucja przeciwko korupcji, pysze i nieudolności rządzących z Bagdadu. Kiedy władze i bojówkarze ze sprzyjającej władzom partii Muktady as-Sadra zaczęli brutalnie tłumić rozruchy (zginęło ponad pół tysiąca ludzi), Sistani potępił rządzących i wezwał do zaprzestania przemocy, a premierowi poradził, by ustąpił z urzędu. Ten zaś bez słowa podał się do dymisji.

Od obalenia Saddama, każdy z pretendentów do tronu w Bagdadzie zabiega u wielkiego ajatollaha o błogosławieństwo, a jeśli go nie otrzymuje, jego szanse na długie i szczęśliwe rządy są znikome.

Utrapieni przyjaciele

Sistani uchodzi za ostatnią, a przynajmniej najpoważniejszą przeszkodę, która strzeże Irak i irackich szyitów przed popadnięciem w całkowitą zależność od ajatollahów z Kom i Teheranu, a co za tym idzie: od ich politycznej doktryny i wizji świata.

Jednego nienawistnego wroga Irańczyków, Saddama, obalili inni wrogowie, Amerykanie, którzy w dodatku zaprowadzając demokratyczne porządki otworzyli irackim szyitom prostą drogę do przejęcia władzy w Bagdadzie. Wspierając swoich irackich protegowanych lub tamtejszych polityków życzliwych Teheranowi, ajatollahowie z Kom próbują przejąć władzę nad Bagdadem.

Polityczną siłą, która wymknęła się spod kontroli Sistaniego, stały się brygady z pospolitego ruszenia, które powołał na wojnę z kalifatem. Po zwycięstwie, opłacane i zbrojone przez irańskich Strażników Rewolucji, przemieniły się we wpływowe i bogate polityczne partie, które przed dwoma laty, w wolnych wyborach, zdobyły większość w bagdadzkim parlamencie. Wymuszając dymisję popieranego przez nie premiera i rządu oraz namaszczając nowego, który na czerwiec wyznaczył termin nowych, przyspieszonych wyborów, Sistani ściągnął cugle Irańczykom.

Ajatollahowie z Teheranu i Kom, onieśmieleni powagą Sistaniego (i mającego tysiącletnią tradycję Nadżafu) oraz poparciem, jakim się cieszy wśród szyitów w Iraku, ale także Iranie i na całym świecie, nie próbują otwarcie przeciwko niemu występować. Wiedzą jednak, że ma już jednak 90 lat, nie domaga na zdrowiu (w zeszłym roku złamał nogę) i powoli dożywa swoich dni. Kiedy go zabraknie, ajatollahowie z Teheranu (jeśli, ma się rozumieć, wciąż będą w nim rządzić) postarają się, by na następcę Sistaniego i kolejnego mardżę, duchowy, życiowy i polityczny drogowskaz dla irackich szyitów, został wybrany ktoś, kto będzie pilnie przysłuchiwał się temu, co się mówi w Kom.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej