Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kapitulacja dokonuje się niepostrzeżenie, nikt nie reaguje nawet dyskomfortem, o proteście już nie mówiąc. Pytanie: czy sytuacja nie dojrzewa już do jakiegoś "nie"? Na razie mam na myśli bardzo niski pułap kultury masowej: reklamy w telewizji. I to w telewizji publicznej, a więc tej, która nadal przyznaje się do pełnienia misji.
Jeśli misja, to może jednak zaistniałaby jakaś bariera niezgody, przynajmniej na wyjątkową beznadziejność poziomu? Odrzucenie ostentacyjnego nabierania konsumenta, np. w pochwale zysków bankowych (warto zauważyć, że od niedawna reklamom tym towarzyszy ostrzegawcza uwaga samego banku) albo w wizji owych czarodziejskich pigułek "trafiających w ból natychmiast" (ciekawe, co na to lekarze?). Do czyjego poziomu inteligencji adresowana jest szaleńcza jazda nowego typu auta po zatłoczonych ulicach? Jakim prawem reklamę wygłasza "facet przebrany za księdza", i to w konfesjonale? Kto powie "dosyć, dziękujemy"?
Innym przykładem zgody na spadający poziom są oczywiście seriale. Im dłuższe, tym gorzej. Jeden z nich od przeszło tysiąca odcinków sławi rodzinę jako wartość. W tej rodzinie jest wszystko: szczęśliwe małżeństwa i zdrady jak najbardziej przygodne, serie rozpadających się związków i św. Paweł cytowany w internecie, a zakonnica towarzyszy bez słowa zdziwienia przygodom erotycznym swoich kuzynek. Jaką wodę w mózgu mają od lat konsumenci serialu i czy ktoś w TVP czuje choć trochę dyskomfortu?
Na innym już poziomie troski o jakość był dla mnie ostatnio wywiad z filozofem Dariuszem Karłowiczem ("Gość Niedzielny" nr 13/08), który z triumfem ogłosił zawstydzający pono dla intelektualistów fakt, że "Dzienniczek" s. Faustyny ma więcej przekładów niż nobliści polscy albo Lem czy Kapuściński. Co za powód do triumfu, nie pojmę. Za to chętnie przeczytałabym esej samego filozofa na temat "Dzienniczka" jako ewangelizacji "bez opakowania". Nie ma co namawiać do tej pracy Ministerstwa Kultury. Po prostu wziąć i napisać.