Germańskie reality show

Mit średniowiecza zawsze pociągał Niemców. Fascynacja epoką, po której pozostały katedry i tysiące zamków - i w której, być może, szukać należy klucza do niemieckiej duszy - przybierała różne formy w XIX wieku bądź w Trzeciej Rzeszy. Dziś folklor miesza się z turystycznym biznesem, ale także z kulturą ambitniejszą.

25.12.2005

Czyta się kilka minut

Przedstawienie "Nibelungów" podczas festiwalu w Wormacji, 2004 r. /
Przedstawienie "Nibelungów" podczas festiwalu w Wormacji, 2004 r. /

Siegfried. Dumne, niemieckie imię. Bardziej niemieckiego być nie może. Jego spol-szczona wersja (Zygfryd) nie oddaje, niestety, ładunku historyczno-emocjonalnego, na który składa się połączenie dwóch słów: najpierw mamy Sieg, czyli zwycięstwo, potem Frieden, pokój. Dlatego posługujmy się na użytek tego tekstu wersją niemiecką.

Siegfried. W żadnej innej kulturze europejskiej nie występuje porównywalne imię męskie. Nawet najbardziej zbliżone - rosyjski Władimir - nie może ścigać się z Siegfriedem; tam przed "pokojem" mamy tylko "sławę", a nie zwycięstwo.

S i e g f r i e d jest wyjątkowy. Jeśli spojrzeć na tę wyjątkowość, a także na kontekst historyczny, to kto wie: może imię Siegfried to klucz do niemieckiej duszy?

Heros znad Renu

Wywodzi się ono ze świata niemieckich legend i podań. Konkretnie z "Pieśni Nibelungów": średniowiecznego eposu liczącego 2400 strof, spisanego około 1200 r. Jego bohaterem jest mężny Siegfried, germański heros "o barach szerokich na dwóch mężów", "wierny i mężny", blondyn o niebieskich oczach.

Siegfried, królewski syn z miasta Xanten nad Renem, wyrusza, by zabić smoka. Ukrywa się w dole i czeka, aż bestia znajdzie się nad nim, wtedy uderza od dołu. Zabija potwora, wycina mu serce i kąpie się w jego krwi, co czyni go nieśmiertelnym: nie ima się go oręż (jak Achillesa z "Iliady"). Jedno jest tylko miejsce, w które uderzając zabić go można: podczas krwawej kąpieli do pleców Siegfrieda przykleił się liść lipy. Ale na razie zwycięski mocarz wkracza do smoczej jaskini, by posiąść legendarny skarb: okryty klątwą skarb Nibelungów.

Wraz ze skarbem podąża Siegfried wzdłuż Renu do miasta Wormacja, gdzie rządzi Gunther, król Burgundów (Burgundowie to plemię germańskie, które podczas wczesnośredniowiecznej wędrówki ludów ruszyło znad polskiego dziś wybrzeża Bałtyku i dotarło nad Ren). Tam Siegfried czyni starania o rękę pięknej Krymhildy, siostry Gunthera. Król się zgadza, ale stawia warunek: on sam chętnie poślubiłby niejaką Brunhildę, ale nie ma szans, gdyż mocarna niewiasta postanowiła, że mężem jej zostać może tylko ten, kto pokona ją w zapasach. Słabowity Gunther żąda od Siegfrieda, by pokonał dla niego Brunhildę.

A Siegfried, który może wszystko, podejmuje się zadania. Przykryty peleryną, która czyni go niewidzialnym (znajdowała się w skarbie Nibelungów), staje za plecami Gunthera i wspiera go podczas zapasów z Brunhildą. Ale to nie koniec kłopotów: pokonana Brunhilda wychodzi za mąż za Gunthera, ale odmawia spędzenia z nim nocy poślubnej. I znowu pomaga Siegfried, w swojej pelerynie-niewidce... Tego jednak nie może znieść Krymhilda: dręczona zazdrością, nie tylko wyjawi szwagierce po latach tajemnicę jej zamążpójścia, ale nazwie ją "dziwką Siegfrieda".

Siegfried wiecznie żywy

Tragiczny los musi się spełnić, jak w antycznej tragedii. Hagen von Tronje, rycerz z burgundzkiego dworu, przygotowuje plan zgładzenia herosa. Wyciąga od Krymhildy tajemnicę Siegfrieda i podczas polowania wbija mu w plecy oszczep: w miejsce, które podczas kąpieli w smoczej krwi zakrywał liść. Siegfried umiera. Jedynie uderzając od tyłu można go było pokonać; tak umierają germańscy bohaterowie. A zdradziecki Hagen zatapia skarb Nibelungów (saga mówi o 144 wyładowanych wozach) w Renie. Tak kończy się pierwsza część eposu (kolejne będą równie tragiczne).

Autor "Pieśni" nie jest znany. Wiadomo, że spisując epos dokonał swobodnego połączenia wielu podań przekazywanych od pokoleń. Ale największą popularność "Pieśń" osiągnąć miała kilka wieków później: po tym, jak w 1755 r. odkryto najstarszy jej rękopis, stała się ulubioną legendą Niemców, "Iliadą Północy". Pożółkły pergamin opowiadający o niebieskookim Siegfriedzie, "okrutnej żądzy śmierci" i o "powrocie germańskiej chwały", zawładnął Niemcami raz na zawsze.

Zwłaszcza w XIX w. kult Siegfrieda wydał szczególne owoce. Gdy w 1870 r. armia pruska pokonała Francję, "Siegfriedem naszych czasów" ochrzczono Bismarcka, który doprowadził i do tej wojny, i do zjednoczenia niemieckich księstw - przy okazji uruchamiając procesy prowadzące do I wojny światowej. Kiedy wojna ta została przegrana, Niemcy wymyślili "legendę o ciosie w plecy" (Dolchstosslegende). Winni klęski mieli być politycy, którzy niezwyciężonej w boju armii zadali - jak Siegfriedowi - cios od tyłu: obalili cesarza, zawarli rozejm i proklamowali demokrację. A gdy republikę zastąpiła Rzesza, znów pojawiło się imię Siegfrieda: zbudowany w latach 1936-39 pas umocnień, mający chronić Niemcy przed "odwiecznym francuskim wrogiem", nazwano "Linią Siegfrieda".

To było tylko preludium. W Trzeciej Rzeszy popularnością cieszyło się wszystko, co germańskie. Postać Siegfrieda służyła odtąd jako archetyp Aryjczyka, a germańskie runy zawłaszczyła SS. Podobnie jak język: Triuwe, średniowieczna wierność (dziś: Treue), słowo-klucz dla bohaterów "Pieśni Nibelungów", stało się kluczowym elementem propagandy. Do "wierności na wzór Nibelungów" wzywał Göring żołnierzy ginących w Stalingradzie.

Ale Siegfried - to nie tylko polityka i wojna. Także literatura i sztuka, zwłaszcza romantyczna. Friedrich Hebbel pisze dramat "Nibelungowie", wystawiany na wszystkich bodaj niemieckich scenach i przyjmowany entuzjastycznie. W tamtej epoce nie ma autora, który nie zająłby się "tematem Siegfrieda". Żaden jednak nie wznosi kultu bohaterów na takie wyżyny, jak w drugiej połowie XIX w. kompozytor Richard Wagner. Jego "Idylla Siegfrieda" doprowadza do omdlenia mieszczańskie córki, a muzyczny dramat "Pierścień Nibelungów" - składający się z czterech bombastyczno-monumentalnych części ("Złoto Renu", "Walkiria", "Siegfried" i "Zmierzch bogów") - podbija światową publiczność. Odkąd w 1876 r. na scenie w Bayreuth "Pierścień" po raz pierwszy wystawiono w całości, to bawarskie miasto stało się Mekką miłośników Wagnera, którzy co roku pielgrzymują na festiwal wagnerowski - kiedyś monarchistycznej arystokracji, potem nazistów, dziś niemieckiej i światowej socjety.

Reality A.D. 1419

Skoro o współczesności mowa: wprawdzie po 1945 r. rodzicom odeszła ochota na nadawanie synom imienia Siegfried, ale magnetyczna siła germańskich bohaterów trwa do dziś. Siegfried jest w komiksie, filmie, a także - jak powiedziano - na scenie. W wodach Renu koło Wormacji nurkują poszukiwacze skarbów, z nadzieją, że profesjonalny sprzęt wykryje legendarny skarb. Ukazała się nawet książka pt. "Podróż śladami Nibelungów - busem przez średniowiecze". Działa "Towarzystwo Nibelungów", którego przewodniczący Volker Galle uważa, że Siegfried to "centralna postać w historii niemieckiej kultury".

Od 2002 r. w nadreńskiej Wormacji - gdzie Siegfried pojął za żonę królewską siostrę - odbywa się co roku Festiwal Nibelungów: u stóp średniowiecznej katedry, na zaimprowizowanej scenie, prominentni aktorzy odgrywają unowocześnioną wersję dramatu Hebbela. Reżyser Dieter Wedel mówi, że jest on aktualny w czasach globalizacji, gdy pytanie, jacy są Niemcy, jest ponownie aspektem publicznej debaty.

W istocie mit średniowiecza zawsze fascynował Niemców, z tym tylko że dziś fascynacja przybiera inne formy. I nic w tym dziwnego, gdyż cały kraj przepełniony jest śladami tajemniczej epoki, która rozpoczęła się około roku 500 po Chrystusie w czasach wędrówki ludów, a zakończyła około roku 1500, wraz z wystąpieniem Marcina Lutra. Średniowieczne zamki - na terenie obecnych Niemiec jest ich siedem tysięcy (po części w ruinie, po części w doskonałym stanie) - poruszają fantazję i przyciągają tłumy turystów. Średniowiecze jest trendy. Prawie pół miliona zwiedzających przekroczyło w 2004 r. bramę słynnego zamku Wartburg koło Eisenach, gdzie najpierw tworzył miłosne pieśni Walther von der Vogelweide, a potem Luter tłumaczył Biblię z greki na niemiecki.

Na zamkach folklor miesza się z kulturą ambitniejszą i turystycznym biznesem. W Runneburgu w Turyngii katapulta miota ku uciesze gawiedzi gliniane kule. Do Kaltenbergu pod Augsburgiem, gdzie odbywa się największy turniej rycerski, ściąga co roku 120 tys. gości. 200 tys. przyciąga Muzeum Przestępczości w średniowiecznym Rothenburgu, gdzie wystawiono narzędzia tortur. Bo i muzea doszlusowują do tego, co jest na topie. Największa wystawa otwarta zostanie wkrótce w Berlinie, w Niemieckim Muzeum Historycznym [odpowiednik polskiego Muzeum Narodowego - red.]. Przygotowania idą pełną parą. Atrakcją będzie oryginalna średniowieczna brama miejska, przewieziona w częściach z Bawarii.

Ale co tu mówić o muzeach, skoro nawet telewizja - i to publiczna - postanowiła wyprodukować, jakżeby inaczej, średniowieczne reality show. W pierwszym programie ARD oglądać można właśnie kolejne odcinki, podczas których grupa 12 osób, zamkniętych w jednym z zamków, usiłuje przetrwać w warunkach, w jakich żyli ludzie w - przyjętym jako data umowna - 1419 roku. Dwunastkę chętnych do podróży w czasie wybrać trzeba było z licznego grona: kandydatów było aż 15 tysięcy.

Siegfried, czyli Hermann?

W naszych czasach, gdy żyje się szybko, a relacje międzyludzkie stają się bardziej płytkie, człowiek - nie tylko w Niemczech - skłania się do ucieczki w świat baśni. Średniowiecze (lub quasi-średniowiecze) wydaje się tu idealne - i idealnie daje się sprzedawać, czego przykładem komercyjne sukcesy "Władcy Pierścieni" lub przygód Harry’ego Pottera. Festiwale czy filmy pokazują jednak świat upiększony. Lepszej odpowiedzi na pytanie, jak było, udzielić mogą archeolodzy i historycy.

Także Siegfried i "Pieśń Nibelungów" stały się ostatnio przedmiotem badań. I nawet wywołały poważny spór historyków: jedni badacze twierdzą, że "germański Herkules" to postać legendarna, inni uważają, że znaleźli dość poszlak, aby postawić tezę, iż Siegfried istniał, a epos o pogromcy smoków opowiada o wydarzeniach historycznych - tyle że w konwencji epoki. Wedle tej teorii legendarny Siegfried to nie kto inny, tylko germański wódz Hermann, który 2000 lat temu rzucił wyzwanie bestii, czyli Rzymowi. Zabity przez Siegfrieda smok miałby być literacką metaforą, za którą kryją się właśnie niosące śmierć i zniszczenie rzymskie legiony, a skarb Nibelungów to łupy: rzymskie złoto i srebro.

Działo się to w 9 roku po Chrystusie, za rządów cesarza Augusta. Granicą państwa rzymskiego, które podbiło już Galię i Brytanię, był Ren: za rzeką rozciągał się świat barbarzyńców, "posępne puszcze", jak pisał Tacyt, w których żyli Longobardowie, Cheruskowie i inne plemiona germańskie. Ekspansja imperium miała dwa oblicza: Rzymianie eksploatowali skolonizowane tereny, ale nieśli też postęp, budowali drogi i miasta, jak Xanten czy Wormacja.

Przez wiele lat plemiona germańskie koegzystowały z potężnym sąsiadem. Ich wodzowie biesiadowali z rzymskimi wodzami, a synów wysyłali do Rzymu, dobrowolnie lub jako zakładników, których życie gwarantowało zawarte układy. Był wśród nich Hermann, syn wodza Cherusków. W Rzymie, gdzie zwano go cywilizowanym imieniem Arminius, uczył się sztuki wojennej; otrzymał nawet rzymskie obywatelstwo. Potem jednak wrócił do swoich - i gdy legiony pod wodzą Varrusa przekroczyły graniczną rzekę, by podbić obszar między Renem a Łabą, on to, Hermann alias Arminius, stanął na czele germańskiej armii.

Legiony zostały wciągnięte w pułapkę: zwiadowcy, rekrutujący się z Germanów i będący szpiegami Hermanna, wyprowadzili ciężkozbrojną piechotę na bagna i w leśne ostępy. Nękany partyzanckimi atakami, Varrus nakazał odwrót za Ren. Wtedy Germanie uderzyli - i koło obecnego miasta Osnabrück doszło do starcia, które do historii przeszło jako bitwa w Lesie Teutoburskim. Trwała trzy dni, a gdy się skończyła, na germańskiej ziemi leżało 25 tys. poległych Rzymian. W ręce zwycięzców wpadły bogate łupy. Skarb Nibelungów?

Niemieckie pytanie

Zwolennicy teorii, że Hermann to Siegfried, twierdzą, iż "Pieśń Nibelungów" (a także pokrewne sagi) opowiada o tych właśnie wydarzeniach. W smoczej jaskini Siegfried zdobył nie tylko skarb, ale także żelazny napierśnik, miecz i hełm - taka broń wpadła w ogromnej ilości w ręce Germanów po bitwie. Podobnie jak kosztowności, które dziś oddaje ziemia, jak np. "zastawa z Hildesheim": odkopany pod tym miastem zbiór srebrnych naczyń. A to tylko jedno z wielu nadreńskich znalezisk z epoki.

Ale to nie wszystko. Ci, którzy dowodzą historyczności Siegfrieda, mają w ręku jeszcze jedną kartę: Siegfried i Hermann umarli podobną śmiercią, zdradzeni przez bliskich. "37 lat trwało życie jego, 12 jego panowanie, do dziś barbarzyńcy śpiewają o nim pieśni" - pisał Tacyt o tym ostatnim.

A sprawa jest poważna. Bo jeśli pewnego dnia znajdzie się ostateczny dowód, że Hermann był pierwowzorem Siegfrieda, a "Pieśń Nibelungów" opiewa zwycięstwo nad Rzymianami, trzeba będzie inaczej spojrzeć na bieg niemieckiej historii.

Bitwa w Lesie Teutoburskim uważana jest bowiem za jedno z tych starć, które zdecydowały o losach świata: zatrzymała rzymską ekspansję na prawy brzeg Renu. Dlatego niemieccy narodowcy z XIX w. stylizowali ją jako akt wyzwolenia z rzymskiego jarzma i symboliczny początek germańsko--niemieckich dziejów. Dla nich Hermann - któremu postawiono wtedy gigantyczny pomnik, stojący do dziś - awansował na pierwszego niemieckiego bohatera.

Ale możliwa jest inna interpretacja. Bitwę w Lesie Teutoburskim traktować można również jako klęskę: klęskę rzymskiej misji cywilizacyjnej w Europie Środkowej i początek kulturowej oraz politycznej "osobnej drogi", jaką pójść mieli Niemcy. Drogi innej od tej, jaką podążyli Francuzi lub Brytyjczycy - kraje zachodnie, będące kiedyś pod wpływem rzymskiej cywilizacji. Niemców ich "osobna droga" doprowadzić miała do katastrofy lat 1933-45.

Często mówiono, że Niemcy to "spóźniony naród". Może "Pieśń Nibelungów" opiewa zatem nic innego, jak tylko ich wczesne polityczne pomyłki? Kimże więc był Siegfried? Bohaterem? Czy może symbolem anty-cywilizacji?

Przełożył Wojciech Pięciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2005