Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zaniepokojony, że się pomyliłem - i uradowany, że Hamas zmienił zdanie - sięgnąłem do tych źródeł. "Palestine Monitor" z 1 sierpnia 2009 r. istotnie pisze, że "przywódca Hamasu na wygnaniu Chaled Meszal jednoznacznie ogłosił uznanie przez to ugrupowanie Izraela w granicach z 1967 r." i na dowód przytacza wypowiedź Meszala dla "Wall Street Journal" z dnia poprzedniego: "W porozumieniu z innymi ugrupowaniami palestyńskimi ustaliliśmy, że akceptujemy państwo palestyńskie w liniach [zawieszenia broni obowiązujących do] 1967 r.". Przywódca Hamasu gotów więc jest uznać Palestynę (miło z jego strony), ale o Izraelu, wbrew "Monitorowi" i Wielgoszowi, milczy. "WSJ" dodaje, że jego wypowiedź, choć "zdaniem wielu bliskowschodnich dyplomatów może oznaczać ważny krok w kierunku uznania Izraela", uznania takiego nie stanowi.
A Aziz Dweik? Istotnie, "Jerusalem Post" z 21 stycznia 2010 r. podała, że dzień wcześniej, podczas spotkania z brytyjskim milionerem Davidem Abrahamsem, szef palestyńskiego parlamentu miał oświadczyć, iż Hamas "zaakceptował prawo państwa żydowskiego do istnienia i będzie gotów unieważnić swą kartę, wzywającą do jego zniszczenia". Tyle że tego samego dnia oburzony Dweik zdementował te doniesienia (w wypowiedzi dla palestyńskiej agencji Maan), stwierdzając, że "izraelskie media wielokrotnie zniekształcały jego poglądy". Dweikowi byłoby pewnie przykro, że do grona tych oszczerców, wmawiających mu pokojowe poglądy, dołączył naczelny polskiej edycji "Le Monde Diplomatique".
W swej polemice Wielgosz pisze, iż "wygląda na to, że Gebert żyje w jakiejś innej rzeczywistości" niż on. W tej kwestii wypada się z nim zgodzić i na tym polemikę zakończyć.