Gdzie jest polski Gary Smith

W polityce gesty bywają równie ważne co traktaty i trzeba docenić gest Horsta Köhlera: nowy prezydent Niemiec złamał obyczaj poprzedników i z pierwszą planowaną wizytą zagraniczną (nieplanowaną był pogrzeb prezydenta Austrii) pojechał nie do Francji, ale Polski.

25.07.2004

Czyta się kilka minut

Zarazem podróż ta - z całą jej arytmetyką i symboliką (Köhler spędził w Warszawie i Gdańsku prawie dwa dni, a w Paryżu, gdzie następnie poleciał, cztery godziny; był też na Westerplatte; mówił o miejscu swego urodzenia: zabranej Polakom wsi na Zamojszczyznie, dokąd władze III Rzeszy przesiedliły z Besarabii jego rodziców) oraz z jej politycznymi deklaracjami (prezydent skrytykował Powiernictwo Pruskie i zaznaczał, że projekt Centrum Wypędzonych nie może być forsowany przeciw Polsce) - ukazała znowu ograniczone możliwości polityków przełamania tego, co wydaje się już fatalistyczną kwadraturą koła. Podobnie było jesienią 2003 r., gdy Aleksander Kwaśniewski i poprzedni prezydent Niemiec Johannes Rau apelowali o wspólną dyskusję o historii, która zastąpiłaby dwa monologi (Köhler nawiązywał do tamtego apelu). Choć więc i tym razem prezydenci powiedzieli wszystko, co mogli, to pewnie znów niewiele z tego wyniknie.

Ale to nie ich wina. Sytuacja jest poważna. Jak, niech zaświadczy taki fakt: niedawno w czterech niemieckich pismach politologicznych dla elit - miesięcznikach “Aussenpolitik" i “Osteuropa" (odpowiedniki “Foreign Affairs"), historycznym dwumiesięczniku “Deutschland Archiv" i w roczniku “Ansichten" - ukazały się artykuły, których autorzy diagnozowali zapaść w stosunkach polsko-niemieckich. Sam w sobie wniosek ten, choć sformułowany równocześnie przez osoby dobrze poinformowane i przychylne Polsce, nie byłby niczym niezwykłym, bo to, że Polska i Niemcy oddalają się od siebie, jest oczywiste. Niezwykłe i niepokojące jest coś innego: lektura tych tekstów pozostawia wrażenie, że ich autorzy są bezradni: nie mają żadnych nowych recept, jak tę zapaść przezwyciężyć.

Tymczasem kryzys ogarnia kolejne sfery. Emocjonalne spory dotyczą już nie tylko pomnika wypędzonych czy interpretacji historii, nie tylko polityki zagranicznej (Irak, konstytucja UE) czy gospodarki (niemieckie naciski na uśrednienie podatków w Unii). Kryzys elit przenosi się na społeczeństwa. Jak mówił Janusz Reiter, Niemcy nie rozumieją dziś Polaków, a Polacy stracili zaufanie do Niemców.

Ale dlaczego? Przecież różnice zdań cechują nie tylko relacje polsko-niemieckie; wystarczy spojrzeć na Niemców i Brytyjczyków. A jednak elity brytyjskie i niemieckie potrafią rozmawiać, a spory nie przeradzają się w “wojnę pozycyjną", której temperatura każe się zastanawiać, czy odmieniane na wszelkie sposoby w minionym 15-leciu pojednanie faktycznie się dokonało. Może więc sprawy sporne ostatnich lat nie są przyczyną kryzysu (jak się zwykło uważać), ale jego symptomem? Różnica jest o tyle istotna, bo gdyby trafna była odpowiedź druga, przyczyn należałoby szukać gdzieś głębiej.

Na przykład w tym, że po 1945 r. w Niemczech (zachodnich, po 1990 r. zjednoczonych) nigdy - nigdy! - nie odbyła się społeczno-polityczna debata o polityce wobec Polski, w tym o historii (debatowano za to o stosunku do Żydów, Francuzów czy Amerykanów). Przed 1989 r. w zachodnioniemieckich dyskusjach o “Wschodzie" wątek polski pojawiał się jako pochodna polityki wobec ZSRR (pomijając głosy środowisk niszowych, o których powstają dziś prace magisterskie). Z kolei po 1989 r. elity szybko uznały, że pojednanie i ogłoszona wówczas “wspólnota interesów" są oczywiste. Jednak oczywistości się skończyły. Także w Polsce, gdzie po osiągnięciu celów po 1989 r. najważniejszych (NATO i UE) zapanowała konfuzja co do dalszych priorytetów polityki zagranicznej.

Być może inaczej być nie mogło. Polacy koncentrowali się na reformach i wejściu w struktury Zachodu, a Niemcy borykali z faktem, że zjednoczenie stworzyło nową jakość: naród, który musi określić swą tożsamość (jej elementem jest pamięć) i miejsce w świecie, gdy równocześnie pogłębia się kryzys modelu gospodarczo-socjalnego.

Co teraz można zrobić? Najpierw trzeba się przyzwyczaić, że w relacjach polsko-niemieckich powstała “nowa rzeczowość" (określenie Henninga Tewesa), i że nic nie będzie już automatyczne. Potem można się postarać, by zniszczenia na linii Warszawa-Berlin były choć trochę twórcze.

Tylko jak? Posłuchajmy, co reporterowi “Frankfurter Allgemeine" (z 29 czerwca), pytającemu o receptę na zapaść w stosunkach niemiecko-amerykańskich odpowiedział Gary Smith, szef berlińskiego biura American Academy (to jedna z wielu instytucji amerykańskich, prowadzących w stolicy Niemiec polityczny lobbing w dobrym znaczeniu tego słowa). W przyszłości, odpowiedział Smith, między Niemcami a Amerykanami nic już nie będzie oczywiste i nie można mieć nadziei, że Niemcy i USA będą dalej “naturalnymi partnerami". Ale że on, Smith, jest optymistą, sytuację tę postrzega jako szansę. Na początek stworzył w swojej berlińskiej Academy forum dyskusyjne i zorganizował szereg spotkań, np. niemieckich i amerykańskich analityków od Bliskiego Wschodu. Czy coś z tego wynikło? To mniej istotne. Ważniejsze, że Niemcy i Amerykanie mieli gdzie porozmawiać. A temat zawsze się znajdzie...

Czy polski Gary Smith nie mógłby zorganizować podobnej dyskusji, np. analityków polskich i niemieckich na temat Ukrainy? Tylko że w Berlinie nie ma ani polskiego Smitha, ani takiej polskiej Academy. Nie ma polskiej instytucji, która byłaby odpowiednikiem kilkudziesięciu ośrodków amerykańskich, żydowskich, francuskich, brytyjskich... Przez 15 lat żaden polski rząd, “od lewa do prawa", nie wpadł na to, że warto wydać trochę pieniędzy na stworzenie takiej instytucji. Owszem, byłby to mały krok, ale od czegoś trzeba zacząć. Kiedy więc dziś narzekamy, że nawet niemieckie elity niewiele wiedzą o Polsce, kierujmy pretensje także do samych siebie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2004