Francja, matka i macocha

We Francji mieszka ponad 600 tysięcy Żydów i kraj ten jest największym na świecie - po USA i Izraelu - skupiskiem społeczności żydowskiej. Mimo to Francuzi przegapili narodziny nowego antysemityzmu, francuskiego i muzułmańskiego zarazem. Teraz za to płacą.

01.08.2004

Czyta się kilka minut

Liczby są szacunkowe, bo Francja nie prowadzi rejestru obywateli według wyznania czy innej przynależności grupowej. Część francuskich Żydów mieszka tu od wieków, inni przybyli z Europy Wschodniej w XIX w., wielu schroniło się przed hitleryzmem w latach 30. XX w. Fala emigracji żydowskiej nastąpiła także w II połowie minionego stulecia, po utracie przez Francję kolonii.

Ale Francja bywała dla Żydów także macochą - a w czasie II wojny światowej przedsionkiem ich zagłady. Przed 62 laty, 16 lipca 1942 r., francuska policja (bez udziału Niemców) urządziła łapankę na Żydów w regionie paryskim. Ponad 12 tys. ludzi, w tym 4 tys. dzieci, umieszczono na terenie welodromu Vél d’Hiv. Wielu trafiło do komór gazowych w Auschwitz (w sierpniu wyruszył pierwszy transport: dzieci, oddzielonych od rodziców).

W sumie z Francji do KL Auschwitz wywieziono 11 tys. żydowskich dzieci. W lipcu na paryskim Gare du Nord urządzono wzruszającą wystawę fotografii tych dzieci. Podróżni udający się do Brukseli czy Lille stawali twarzą w twarz z tymi, których 60 lat temu wieziono na śmierć.

Ale mimo Holokaustu antysemityzm przetrwał i daje o sobie znać. Przez wiele lat ton nadawał mu Jean-Marie Le Pen, przywódca nacjonalistycznego Frontu Narodowego, który złą sławę zdobył zdaniem, iż “komory gazowe były detalem historii". Dziś Le Pen złagodniał: zaprasza Żydów w szeregi Frontu i twierdzi, że walczy o ideały judeo-chrześcijańskie. Rasistowskie tradycje przejęły grupki neofaszystowskie, atakujące werbalnie i czynnie nie tylko Żydów, ale także imigrantów z krajów arabskich, Afryki i Europy Wschodniej.

Jednak najbardziej widoczny jest dziś inny antysemityzm: arabsko-muzułmański, “przenoszący" konflikt bliskowschodni wprost nad Sekwanę. Od ponad trzech lat, czyli od początku drugiej “intifady", liczne są tu podpalenia synagog, żydowskich szkół i przedszkoli, niszczenie cmentarzy, pomników i budynków należących do społeczności żydowskiej. Lista jest długa: w 2002 r. płonęły synagogi w Lyonie, Marsylii, Montpellier, pod Paryżem i Strasburgiem, klub sportowy w Tuluzie, a rok później szkoła żydowska w Gagny pod Paryżem. W tym roku zbezczeszczono m.in. pomnik żydowskich żołnierzy pod Verdun i cmentarz żydowski w Alzacji.

Na porządku dziennym są zaczepki i groźby wobec osób noszących kipę czy inne symbole żydowskie lub po prostu wyglądających “jak Żyd". Żydzi płacą za to codziennym niepokojem, zwłaszcza o swe dzieci. Media regularnie donoszą o ekscesach, a politycy (od lokalnych po szczyty władzy) piętnują je i obiecują opiekę policyjną. Powszechnie uważa się, że wielu sprawców tych napaści - podobnie zresztą jak podpaleń samochodów, napadów i rozbojów nie związanych z antysemityzmem - to młodzi francuscy Arabowie z ubogich przedmieść, zamieszkanych przez imigrantów i ich dzieci, urodzone już we Francji.

Przenoszenie całej winy na pięciomilionową mniejszość arabsko-muzułmańską byłoby uproszczeniem i zrzucaniem odpowiedzialności jednostek na całą grupę religijno-etniczną. Jednak to właśnie młodzi Arabowie - pozbawieni korzeni, czujący się we Francji jak w obcym kraju i pozostający pod wpływem radykalnych imamów - obwiniają Żydów, a za nimi i chrześcijan, o wszystkie swe niedole. Szczególnie o niedolę Palestyńczyków. Propaganda szerzona w osiedlowych meczetach i domach modlitwy często zrównuje dramat konfliktu palestyńsko-izraelskiego ze społecznym odrzuceniem francuskich Arabów.

Niska pozycja społeczna imigrantów z północnej Afryki nie dopuszcza ich do korzystania z owoców świata zachodniego na równi z rdzennymi Francuzami czy przybyszami z innych krajów. Jest ona wynikiem wieloletnich zaniedbań władz, dość wrogiego stosunku przeciętnego pana Dupont (francuskiego Kowalskiego) do Arabów, ale i zamykania się tej społeczności we własnej kulturze i obyczaju. Trudno policzyć, ilu wykluczyło się na własne życzenie, a ilu zostało wepchniętych do osiedlowych “gett". Wielu z nich na co dzień spotyka się z rasizmem, antyislamizmem i antyarabizmem. Ich prymitywną reakcją jest ślepy bunt i szukanie kozła ofiarnego. Efekt: między społecznością arabsko-muzułmańską a żydowską we Francji wykształca się swego rodzaju walka - irracjonalna, ale głęboka - o “prymat ofiary".

Sytuacja mniejszości muzułmańskiej to także porażka republikańskiej Francji. Francuzi długo sądzili, że integracja arabskich imigrantów dokona się sama, że najważniejsze narzędzie tego procesu - republikańska oświata - wchłonie ów żywioł i przerobi go na społeczność Francuzów pochodzenia arabskiego (poniekąd na wzór asymilacji Żydów).

Autor wydanej w roku powieści “Lehaďm", Michaël Sebban, wciela się w żydowskiego nauczyciela filozofii z liceum w podparyskiej “arabskiej" dzielnicy. Mimo nieustannych prób znalezienia wspólnego języka z uczniami dochodzi on do wniosku, że na ich integrację jest za późno. Ci młodzi, niepotrzebni nikomu ludzie nie czują się u siebie, tęsknią do krainy przodków, którą znają z opowiadań rodziców. A że takiej krainy nie ma - podążający baśniowym tropem chłopcy łatwo padają łupem fundamentalistów. Część zadowoli się potem lżeniem Żydów lub tych, których za Żydów uważają. Inni sięgną po bardziej radykalne metody. Sebban pokazuje, że szkoła nie jest w stanie wchłonąć tej młodzieży i zaproponować jej realnej alternatywy, sama zaś ulega przemocy z ich strony.

Powszechne przekonanie o udziale arabskich “blokersów" w antysemickich napaściach przekształciło się ostatnio w społeczną psychozę, czego dowodem historia 23-letniej Marie-Léonie, mieszkanki podparyskiego osiedla (patrz tekst obok - red.). Sprawa ta pokazała, do jakiego stopnia antysemityzm ciąży francuskiemu społeczeństwu. A że wkrótce potem oliwy do ognia dolał Ariel Szaron, wzywając francuskich Żydów do jak najszybszego przyjazdu do Izraela, reakcja Paryża była bardzo, bardzo gwałtowna.

Bo choć na razie z Francji do Izraela emigruje co roku tylko około dwóch tysięcy Żydów, dla Francji jest to dużo. Za dużo.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2004