Franciszkowa rewolucja peryferii

W Rzymie u boku papieża po raz kolejny spotkali się współcześni wykluczeni. Geneza Światowych Spotkań Ruchów Ludowych zaczęła się kilkanaście lat temu w stolicy Argentyny.

07.11.2016

Czyta się kilka minut

Juan Grabois (pierwszy z prawej) podczas konferencji prasowej pierwszego Światowego Spotkania Ruchów Ludowych, 24 października 2014 r. / Fot. Massimiliano Migliorato / EAST NEWS
Juan Grabois (pierwszy z prawej) podczas konferencji prasowej pierwszego Światowego Spotkania Ruchów Ludowych, 24 października 2014 r. / Fot. Massimiliano Migliorato / EAST NEWS

Wiadomość o jego nominacji przemknęła przez katolickie media i zgasła. W lipcu 33-letni Juan Grabois, lider argentyńskiej organizacji Confederacion de Travajadores de la Economía Popular (czyli CTEP, co na polski przetłumaczyć można jako Konfederacja Pracowników Ekonomii Ludowej), został konsultorem Papieskiej Rady Iustitia et Pax. Zwykle nominacji konsultorów nawet nie zauważamy, ale tym razem wybrzmiało zdziwione pytanie: „Ten komunista?”. W odpowiedzi Juan Grabois tłumaczył, że to, co robi, to nie komunizm, lecz społeczna nauka Kościoła. Przekornie jednak, tuż po nominacji, zmienił profilowe zdjęcie na portalu społecznościowym na takie, gdzie ubrany w koszulkę z Che Guevarą pije z kubka z wizerunkiem papieża Franciszka.

Przyjaźń z Bergogliem

Ich biuro, rzecz jasna, nie jest w centrum przy reprezentacyjnej ulicy Buenos Aires, lecz w okolicy dworca Constitucion, gdzie doradza się turystom, żeby nie chodzili. Jak to przy dworcu – gęsto od ludzi i handlu. Co w tym strasznego, oprócz zalewu lichych, a drogich ciuchów i butów? Robi się bardziej wielonarodowo, od ulicznych sprzedawców z koszyka można kupić paragwajskie bułeczki czipas, za sobą zostawiam europejskie i obsadzone platanami bulwary centrum. Te zamożne dzielnice, tak jak biedniejsze ulice, wszędzie wyglądają podobnie do swoich odpowiedników.

Parę przecznic od dworca na fasadzie bocznej uliczki znajduję logo CTEP, a w holu wita mnie kolejka do lekarza, bo w swojej siedzibie mają przychodnię. Jeszcze tylko schody i siadam w skromnym biurze Gabrieli Bonus, rzeczniczki organizacji. Pod oknem stoi wieszak z kartonowego recyklingu, efekt nowego przedsięwzięcia, cartonieros, o którym nie zdąży mi jednak opowiedzieć. Moment na wizytę jest najmniej odpowiedni. Za tydzień CTEP współorganizuje Światowe Spotkanie Ruchów Ludowych w Rzymie, pod auspicjami Watykanu, więc wszystko na biurku Gabrieli się pali. Juana Grabois nie ma, bo na co dzień mieszka w miejscowości San Martín de los Andes, gdzie jest szkoła działaczy społecznych: Escuela Nacional de Organización Comunitaria y Economía Popular, a teraz już szykuje rzymską konferencję. Parę minut, kilka pytań, wystarczy. Czekam na wolny moment, sącząc nieumiejętnie gorzką mate z kubka Gabrieli.

– Czy jesteście kryptokatolicką organizacją? – pytam, gdy w końcu mogę.

– Ja nawet nie jestem katoliczką, a nasi członkowie są wyznawcami różnych religii – patrzy na mnie zdziwiona Bonus. – Czemu o to pytasz?

Pytam, bo w materiałach mają mnóstwo cytatów z papieży, encyklik i dokumentu Rady Biskupów Ameryki Łacińskiej (CELAM) z Aperecidy, co jednak jest nietypowe jak na świecką, pracowniczą organizację.

– Jeszcze jako arcybiskup Buenos Aires kard. Jorge Bergoglio wspierał naszą organizację i był chyba jedyną osobą publiczną, która wspierała to, co robimy. To miało ogromne znaczenie, zwłaszcza dla naszych członków, którzy są na przykład mieszkańcami slumsów, a arcybiskup znajdował czas, by chrzcić ich dzieci. Odtąd trwa jego przyjaźń z organizacją.

Czym więc jest CTEP, któremu tak do kard. Bergoglia, a dziś papieża Franciszka, blisko?

Ekonomia ludowa

CTEP nie był klasyczną lewicową organizacją, raczej eksperymentem, odpowiedzią na sytuację społeczną po kryzysie lat 2001-02. Organizacja powstała dziesięć lat później, w 2011 r. Konfederacja zrzesza inne organizacje, które z kolei zrzeszają pracowników ekonomii ludowej. Mowa tu o tych wszystkich, którzy wymykają się pracowniczym statystykom, a ich praca jest nierejestrowana i niechroniona prawem pracy. Pracują gdzie się da, żeby utrzymać siebie i rodziny. To kobiety sprzedające chleb z koszyka na rogach ulic, mężczyźni, którzy w metrze czy restauracji kładą obok ciebie gumę do żucia lub chusteczki, zachęcając do kupna, ci, którzy grzebiąc w śmietnikach, zajmują się nieformalnie recyklingiem, drobni farmerzy itd.

W czterdziestomilionowej Argentynie pracuje tak 5 milionów ludzi. Nie mają umów, żadnego zabezpieczenia w razie wypadku, ubezpieczenia zdrowotnego. To nie praca na czarno, to praca, której nie sposób zarejestrować – służąca przetrwaniu. Czym innym jest praca kobiety, która wstaje o 4.30, żeby upiec chleb i sprzedać na ulicy, a czym innym tej, która wstając o tej samej porze, idzie pracować w piekarni. Owszem, druga ma gwarancję świadczeń, ubezpieczenie, ale praca jest ta sama.
Zgodnie z prawem CTEP nie jest związkiem zawodowym, choć nie ukrywają, że do tego dążą. Dziś reprezentują 140 tys. swoich członków, ale też interesy tego sektora. Pracownicy ekonomii ludowej nie żyją w osobnym ekonomicznym obiegu. Wręcz przeciwnie, są zależni od głównego nurtu ekonomii i konsumpcji w klasach wyższych. Gdy bowiem konsumpcja staje się mniejsza, trudniej zarobić na śmieciach zbieranych w zamożnej dzielnicy, pojawiają się konflikty o zyski i terytorium. Wykluczeni pracownicy nie są przecież aniołami, nie zawsze się solidaryzują. Czasem wyzyskują siebie nawzajem lub stosują przemoc.

W CTEP wierzą, że to państwo ma zagwarantować godność pracy poza rynkiem pracy. Ani rynek, ani tradycyjny sektor publiczny nie mają woli i możliwości, żeby wchłonąć tych wykluczonych pracowników. Jako CTEP chcą być traktowani przez rząd jako partner, tak jak związki zawodowe reprezentujące konkretne grupy pracowników – wspólnie programując politykę społeczną, bo w tej materii rozwiązania projektowane odgórnie nie działają.

Cartonieros

Co łączy CTEP i Bergoglia? Zaczęło się chyba od segregujących śmieci. Cartonieros to ludzie, którzy żyją z wygrzebywania ze śmietników tego, co można recyklingować czy sprzedać do skupu. W 14-milionowej aglomeracji Buenos Aires to działalność na masową skalę. Jednak do 2002 r. taka działalność – zgodnie z prawem jeszcze z czasów dyktatury – była nielegalna. Wtedy zmieniło się prawo, ale też Argentyna przeżywała kryzys ekonomiczny. Jednocześnie cartonieros zaczynają się zrzeszać, nie są już podporządkowani pośrednikom i skupom, negocjują stawki bezpośrednio z firmami, wspólnie opłacają ciężarówki.

W 2005 r. kardynał Bergoglio odprawia w katedrze mszę, wpisującą się w kontekst sporu z zarządem miasta o dzieci pracujące w tej branży. To wtedy kard. Bergoglio poznaje studenta prawa, Juana Grabois.

– Przysłuchiwaliśmy się potem jego homiliom. Brzmiały, jakbyśmy mieli wiele wspólnego – wspominał potem Grabois. – Zaprosił nas później do siebie na spotkanie.

Od tej pory co roku między 2008 a 2012 r. organizowali mszę w intencji kraju bez niewolników i wykluczonych. Bergoglio wstawiał się za prześladowanymi aktywistami, mówił wprost lub przez pracowników do wykluczonych z rynku robotników, do mieszkańców slumsów, nalegając, by zlikwidować pracę dzieci. Wspólnych tematów było wystarczająco dużo. Grabois zauważa, że podobnie krytycznie myśleli o hegemonii nieludzkiego kapitalizmu i potrzebie oddolnej samoorganizacji, która może być odpowiedzią. Również o pracy niewolniczej, przemycie narkotykowym, wykluczeniu w mieście i na rynku pracy. Ot, wspólne tematy oddolnej pracowniczej organizacji i lokalnego arcybiskupa.

Zdziwiło ich, że ich arcybiskup został papieżem, ale nie zaskoczyło, gdy zaczął mówić światu o strukturalnych przyczynach problemów, które go nękają. O tym, że wyczerpywanie się surowców naturalnych, ekstremalna niesprawiedliwość, rabunek poprzez wojny mają wiele wspólnego z idolatrią pieniądza. Franciszek mówi o kontrkulturze, którą trzeba stworzyć, żeby zatrzymać konsumpcję i wyzysk. Grabois wtóruje, mówiąc o radykalnej zmianie paradygmatów. Wcześniej zmianę paradygmatów ćwiczył, organizując argentyńskich pracowników z marginesu, dziś z Franciszkiem w Watykanie może o wiele więcej.

„Chodzi o bycie chrześcijaninem”

„Podczas pontyfikatu Benedykta byłoby nieprawdopodobne, by ktoś taki został wpuszczony w bramy Watykanu” – pisał o Juanie Grabois tygodnik „Economist”, podsumowując rok pontyfikatu Franciszka. Ich zaskakująca przyjaźń wzbudzała zainteresowanie mediów. Sam wielokrotnie zaprzeczał, że mediuje między prezydentem Argentyny a papieżem czy że to on odwiódł Franciszka od przyjęcia darowizny na cele charytatywne od rządu Argentyny. Wyjaśnia, że nie ma specjalnego dojścia, że jest przedstawicielem ruchów ludowych, a nie reprezentantem Watykanu.

O tym, co może załatwić u papieża Juan Grabois, chętnie spekulują argentyńskie media. Ale i bez tego nie da się ukryć, że odniósł sukces – inny niż spodziewany po młodym prawniku. Prowadzi swoją eksperymentalną organizację wykluczonych pracowników, wcześniej jako dwudziestoparolatek pomagał organizować się cartonieros, potem zakładał nocne przedszkola dla dzieci tych, którzy pracują nocami. W końcu jest synem legendarnego peronistycznego przywódcy Roberta „Pajarita” Grabois, więc zaangażowanie w politykę musiał wynieść z domu.

O swojej nominacji na doradcę Papieskiej Rady Iustitia et Pax mówił: „Ta nominacja formalizuje pracę, jaką już wykonywałem, budując relację między Kościołem Franciszka i ruchami ludowymi. Jest to docenienie wszystkich oddolnych organizacji walczących o ziemię, domy i pracę, które wcześniej spotkały się w Rzymie i Santa Cruz de la Sierra”. Podkreślał, że nie zmieni to nic w jego codziennym zaangażowaniu ani niezależności aktywisty: „Ta pozycja pozwoli mi podnieść głos najmniejszych, a o to dokładnie prosił mnie Franciszek”.

Juan Grabois widzi w papieżu Franciszku najsilniejszy głos sprzeciwu wobec paradygmatu, który powoduje wykluczenie co najmniej połowy ludzkości. Gdy Franciszek spotyka się z krytyką głównych argentyńskich mediów, Grabois tłumaczy, że to jasne, bo jego głos zagraża kapitałowi i ładowi, do którego media te przywykły. Zarówno swoim, jak i Franciszka krytykom odpowiadał w wywiadzie przeprowadzonym zaraz po nominacji przez brytyjski „The Tablet”: „To niesamowite, że gdy ktoś zaczyna mówić, iż żyjemy w systemie zbudowanym na maksymalizacji pieniądza, na monetarnej idolatrii, i przypomina, że konieczna jest strukturalna zmiana, która przemieni naszą kulturę i nasz sposób myślenia, to przyczepia mu się łatkę marksisty lub komunisty. To nieprawda, tu chodzi zwyczajnie o bycie chrześcijaninem”.

Wykluczeni przyjechali do Rzymu

Nie była to informacja z pierwszych stron gazet. W 2014 r. kard. Peter Turkson, przewodniczący Papieskiej Rady Iustitia et Pax, abp Marcelo Sánchez Sorondo, szef Papieskiej Akademii Nauk Społecznych, i nikomu nieznany Juan Grabois zorganizowali w Rzymie pierwsze światowe spotkanie ruchów ludowych. Zjechali się na nie liderzy ruchów działających na marginesach ekonomii z pięciu kontynentów. Rozmawiali o przyczynach nierówności, społecznego wykluczenia, szukali rozwiązań problemów: braku ziemi, bezdomności, bezrobocia. „Tierra, techo y trabajo” (ziemia, dach, praca) – potrójne „t” to hasło każdego kolejnego spotkania.

„Dziękuję za to, że wy, którzy na własnej skórze doświadczacie nierówności i wykluczenia, przyjęliście zaproszenie do debaty na temat wielu poważnych problemów społecznych gnębiących współczesny świat” – zwrócił się do nich papież Franciszek w 2014 r., podczas pierwszego spotkania. „To spotkanie ruchów ludowych jest znakiem, wielkim znakiem: przyszliście, by przedstawić w obecności Boga, Kościoła, ludów rzeczywistość, o której często się nie mówi. Ubodzy nie tylko znoszą niesprawiedliwość, ale też z nią walczą!”. Podkreślał, że już nie czekają na pomoc, która nie nadchodzi, albo jak nadchodzi, to paternalizuje, sami się organizują i działają, solidarni między sobą.

„Solidarność jest słowem, które nie zawsze się podoba; powiedziałbym, że parokrotnie zrobiliśmy z niej brzydkie słowo, którego nie można wymawiać; lecz słowo jest czymś o wiele większym niż parę sporadycznych aktów wielkoduszności. Znaczy mówienie i działanie w kategoriach wspólnoty, priorytetu życia wszystkich nad przywłaszczaniem sobie dóbr przez niewielu. To także walka ze strukturalnymi przyczynami ubóstwa, nierównością, brakiem zatrudnienia, ziemi i mieszkań, negowaniem praw społecznych i pracowniczych” – można by powiedzieć, że grzmiał papież. Solidarność, pojmowana w swoim najgłębszym sensie, jest sposobem kształtowania historii, i to właśnie robią ruchy ludowe.

Mówił do zbieraczy kartonu, pracowników recyklingu, wędrownych sprzedawców, krawców, rzemieślników, rybaków, rolników, murarzy, górników, pracowników uratowanych przedsiębiorstw, członków spółdzielni wszelkiego rodzaju i osób pozbawionych praw pracowniczych. Niezwykłe to było zgromadzenie, jak na dawną salę synodu.

Kilkakrotnie podkreślał, że nie przyszli tu w myśl żadnej ideologii, że chce dołączyć do ich oburzonego głosu, wspierać ich w walce, wysłuchać głosu, którego na ogół słucha się mało, bo przeszkadza swoim domaganiem się zmian. Podkreślał: „Bez waszej obecności, bez udania się naprawdę na peryferie, dobre propozycje i projekty, o których często słyszymy na międzynarodowych konferencjach, pozostają w sferze idei, są tylko projektami”. Ale zastrzegał też, że nie zamierza tych głosów i wysiłków przejąć, czego przecież mogliby się obawiać ze strony tak silnego patrona. Wspomniał, że słyszał od nich samych pragnienie – tu możemy się domyślać, że chodzi o Juana Grabois jako pomysłodawcy – by doświadczenia solidarności zrodzone w najniższych warstwach planety łączyły się ze sobą i były lepiej skoordynowane. Podkreślał, że nie jest dobrze zamykać ruch w sztywnych strukturach ani tym bardziej próbować go wchłonąć, kierować nim lub panować nad nim, bo wolne ruchy mają swoją dynamikę. „Owszem, musimy próbować iść razem” – konkludował w 2014 r.

I poszli. Niecały rok później podczas papieskiej wizyty w Boliwii odbyło się w Santa Cruz drugie spotkanie. Prasa cytowała słowa papieża, który przytaczając Bazylego z Cezarei, nazwał pieniądze łajnem diabła. Wtedy Franciszek marzył: „Widzę Kościół z drzwiami otwartymi dla was wszystkich, który się angażuje, towarzyszy, programuje w każdej diecezji, w każdej komisji Iustitia et Pax rzeczywistą, stałą i zaangażowaną współpracę z ruchami ludowymi”. I dodawał: „Zachęcam wszystkich biskupów, kapłanów i osoby świeckie, w tym organizacje społeczne na peryferiach miast i na wsi, do pogłębienia tego spotkania”. Papieskie „I have a dream...”, które chyba wielu z nas umknęło. Tymczasem następca św. Piotra podkreślał: „Nalegam, powiedzmy to bez lęku: chcemy zmiany, prawdziwej zmiany, zmiany struktur. Ten system jest już nie do wytrzymania, nie mogą go znieść chłopi, pracownicy, wspólnoty, narody (...) Nie znosi go już ziemia, siostra Matka Ziemia, jak mawiał św. Franciszek”.

„Nie dajcie się zastraszyć!”

Głosząc Ewangelię, Kościół nie może i nie powinien być obcy temu procesowi zmiany, który rozpoczęły oddolne ruchy. Zachęcał, żeby się nie poddawać. Owszem, cierpimy na nadmiar diagnozy, który prowadzi nas do pesymizmu. Wydaje się, że nic nie da się zrobić, może tylko zadbać o rodzinę, przyjaciół? „Co mogę zrobić ja” – pytał papież i odpowiadał: „Dużo! Możecie wiele zrobić (...). Śmiem twierdzić, że przyszłość ludzkości jest w dużej mierze w waszych rękach, w waszej zdolności do organizowania i wspierania twórczych alternatyw w codziennym dążeniu do trzech »t«: trabajo, techo, tierra. (...) Nie dajcie się zastraszyć!”.

Zastraszyć się nie dali i spotkali się teraz ponownie w Rzymie. Z Niemiec przyjechały organizacje solidarności z uchodźcami, z Hiszpanii i Włoch kooperatywy. Jednak większość członków przybywa z daleka, z marginesów świata i swoich społeczeństw. Są więc zjednoczeni mieszkańcy slumsów, związki zawodowe pracowników ekonomii nieformalnej z Angoli i sprzedawców warzyw z Burkina Faso i z Argentyny – silna reprezentacja, podobnie z Brazylii, Boliwii, Kolumbii, Gwatemali. Z Indii Slum Dwellers International i Waste Pickers Collective. Przyjechały reprezentantki Ruchu Kurdyjskich Kobiet i Ligi na rzecz Praw Kobiet z Konga. Togo, Zambia, Tajlandia, Zimbabwe, Senegal, Rwanda – dwustu przedstawicieli różnych organizacji, głównie z rozwijającego się świata. Razem z papieżem snują plany światowej rewolucji. Jak zalecał Franciszek: z odwagą, inteligentnie, wytrwale, ale bez fanatyzmu, z pasją, ale bez przemocy.

A wy jak spędziliście weekend? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Teolożka i publicystka a od listopada 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Zajmuje się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim oraz teologią feministyczną. Studiowała na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie i na Uniwersytecie Hebrajskim w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2016