Fiksacja

Po przeczytaniu tekstu Jakuba Halcewicza-Pleskaczewskiego i Tomasza Jędrzejewskiego ("TP" nr 24/06) zdecydowałam się zabrać głos w sprawie polskiego systemu edukacji.

Jestem nauczycielką języka obcego z kilkuletnim stażem. Wciąż rozmyślam nad doskonaleniem warsztatu; na sercu leży mi nie tylko edukowanie, ale też wychowanie młodych ludzi. Mam nawet ciekawe pomysły, ale nigdy ich nie realizuję. Dlaczego? Ponieważ ta "pozytywna nauczycielska postawa" coraz częściej wypierana jest przez myśli typu: kiedy popełniłam błąd? Dlaczego zmagam się z tak beznadziejną sytuacją? Po co mam się angażować, jeżeli moja osoba i moje starania są wszystkim obojętne? Dlaczego zarabiam ok. 1100 zł netto miesięcznie? Tylko na bilety komunikacji miejskiej wydaję 150 złotych; nie udaje mi się też znaleźć banku, który udzieliłby mi pożyczki mieszkaniowej. Mój dodatek motywacyjny wynosi 6 zł 88 groszy brutto. W gimnazjum trzy lekcje tygodniowo każdy nauczyciel na etacie prowadzi za darmo; gdy ktoś ma pół etatu, odrabia dwie lekcje.

Pracuję na pół etatu w gimnazjum i prywatnej szkole wyższej. Gdy kończyłam studia, zaproponowano mi pisanie doktoratu. Odmówiłam, bo nie było mnie na to stać. Teraz myślę o emigracji zarobkowej. Szkoda tylko, że tyle lat zmarnowałam, ślęcząc nad słownikami - by czyścić toalety, nie potrzeba tak starannej znajomości języka. Muszę jednak przełknąć żale i pocieszyć się myślą (jeżeli ta myśl w ogóle może cieszyć), że nie dbając o uczniów i studentów z prawdziwym naukowym zacięciem, straci na tym mój kraj.

Najgorszym dniem tygodnia jest środa. Najpierw lekcje w gimnazjum, choć właściwie trudno tak je nazywać. Do normy należy: jedzenie w czasie zajęć, chodzenie po klasie, słuchanie muzyki, wysyłanie SMS-ów. Gdy proszę uczniów do odpowiedzi, obrzucana jestem przekleństwami, a nawet groźbami. "A zna pani pana Bogdana?" - zapytała mnie kiedyś niezadowolona uczennica. "Słucham?" - odpowiedziałam pytaniem. "Nie zna pani? To niech pani uważa, bo go niedługo pozna!". Innym razem, gdy chciałam sprawdzić pracę domową, usłyszałam: "Jaka praca domowa! Patrzcie, k..., obudziła się ze snu zimowego!". Problemy nękające polskie szkoły nie wynikają tylko z relacji uczeń-nauczyciel, nauczyciel-MEN. Nieraz słyszałam skruszonego rodzica mówiącego: "Chciałbym, ale nie mam czasu zaangażować się w sprawy szkoły". Też bym chciała, by rodzice nie musieli pracować po 10 godzin; by u uczniów rozwijać nie tylko umiejętności techniczne, ale przygotowywać programy kształtujące ich ducha; by wszyscy, nie tylko zamożni uczniowie, mieli możliwość sensownego spędzania wolnego czasu i odkrywania pasji.

Po sześciu lekcjach prowadzę zajęcia w prywatnej szkole wyższej, gdzie... nikt nikogo nie zna. Każde nasze spotkanie trwa chwilę. Potem wychodzimy, biegniemy do kolejnej pracy, mijamy nowych ludzi i wymieniamy puste żarciki. Ale czy możliwa jest budowa innych relacji między ludźmi spotykającymi się sporadycznie i nie wiadomo jak długo jeszcze? Wykładowcy w szkołach prywatnych zatrudnieni na umowę-zlecenie zmieniają się nawet co semestr. Jednak nawet ci najwytrwalsi, przypuszczam, czują się upokorzeni. Nie uchybiając grupie studentów zdolnych, chętnych do pokonywania trudności i ponoszenia wyrzeczeń, gros słuchaczy nie nadaje się na uczelnię. Talenty giną wśród tych, którzy rozmawiają jedynie o paznokciach, funkcjach telefonów komórkowych, serialach telewizyjnych. Na zajęciach właściwie mówię do siebie (bo któż mnie słucha) i zamiast studentów (nie chcę ich kłopotać, wymuszając odpowiedź, której raczej i tak nie otrzymam). Poza tym, nie mogę zniechęcać słuchaczy do szkoły, by nie narazić jej i siebie na straty materialne. Kto jednak za kilkanaście lat zajmie nasze miejsce, jeśli utrzymamy dotychczasowy, zatrważająco niski poziom nauczania?

Do domu wracam z koleżanką - nauczycielem akademickim. W kolejce SKM rozmawiamy jak zwykle o niczym. Nagle ona wyjmuje z torebki i rozkłada tuż przed moimi oczami różowe majteczki. "Kupiłam dziś od studentki" - informuje mnie entuzjastycznie. "Za dwie dychy. Myślisz, że za drogo?". "Nie wiem" - bo naprawdę nie wiem. Wiem natomiast, że w mojej torbie czeka powieść Mary McCarthy "Ptaki Ameryki". Chcę ją przeczytać i żałuję, że nie mogę tego robić, ponieważ cały dzień spędzam na mało efektywnych zajęciach.

Zróbmy coś, by zmienić polski system edukacyjny! Jeśli utrzymamy tę fikcję, ja "sfiksuję".

AGNIESZKA

(nazwisko i adres do wiadomości redakcji)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2006