EMO ETC.

Generałowie zawsze walczą w poprzedniej wojnie. Ta boleśnie prawdziwa maksyma ma maksymalne zastosowanie nie tylko w teatrze działań militarnych, ale również na scenie życia codziennie rodzinnego.

15.04.2008

Czyta się kilka minut

W związku z tym, jako ojciec córek w wieku wciąż jeszcze szczęśliwie odległym od dorastania (7, 7, 5), postanowiłem wypuścić się na śmiały generalski rajd po czyhających je niechybnie niezadługo zagrożeniach. Kiedy za lat parę moje pociechy wejdą w burzliwy okres nastolactwa, będę przynajmniej na bieżąco z tym, co było modne poprzednio. Czyli aktualnie. Czyli teraz. Czyli emo.

Media, jak to media - biją na alarm. Alarmujące artykuły w prasie polskiej, brytyjskiej i każdej innej elektryzują wstrząśniętych rodziców, ich rodziców oraz rodziny ich wszystkich. Rozchodzący się koncentrycznie krąg fali przerażenia uderzył także i mnie, ojca nieświadomego dotąd, wręcz z głową w chmurach. Oto nadciągają oni. Jest ich coraz więcej. Wkrótce wtargną i do twojego domu… Tak! Ja też ich widziałem. Chowają się po kątach, ale trudno nie zauważyć. W Warszawie gromadzą się na przykład przy wyjściu ze stacji metra Centrum. Emodzieciaki. "Najważniejsze jest to, jak spędzają czas. Nie robią nic innego, tylko przytulają się i całują. Wszyscy ze wszystkimi. Trudno się do nich zbliżyć komuś z zewnątrz, bo są potwornie nieśmiali i łatwo się płoszą. Mają emocje na wierzchu". To cytat z polskiej gazety. Brzmi wystarczająco przerażająco? Te przytulanki? Te emocje na wierzchu? Straszne? Jeśli nie, to dobijmy się gazetą meksykańską, która donosi o obfitych w ofiary zamieszkach na ulicach: emodzieciaki stały się celem masowych brutalnych napaści. Często są obiektem agresji ze strony rówieśników, przeważnie zaś są przedmiotem autoagresji. Idealny przedstawiciel emo: seryjny samobójca.

Emotional hardcore. W skrócie emo. Ruch narodził się jako sprzeciw wobec (niewątpliwie nazbyt) afirmującej bezproblemowe życie subkultury hiphopowej. W efekcie na każdego młodziana pozującego na obwieszonego złotem gangsta-rapera przypada na świecie przynajmniej jeden emocjonalnie rozdygotany kilkunastoletni żywy trup z asymetryczną czarną grzywką. Do twarzy im z cierpieniem, bez względu na płeć intensyfikowanym makijażem. Reakcją na kult sukcesu i wysportowanego ciała stał się kult wewnętrznego rozmamłania i zewnętrznego wystylizowania, czyli raczej nieświadomy literackości swych korzeni werteryzm. "Okaż wewnętrzną rozpacz, wyglądając na kogoś, kto jest zbyt pogrążony w smutku, aby jeść". Stąd starannie podniszczone trampki, dżinsy rurki, czarny makijaż, cała ta tłumna afirmacja własnej wyjątkowości, rozpaczy, depresji i samobójstwa. Cóż, młodzież lubi się zrzeszać.

Ilu emodzieciaków potrzeba, żeby wkręcić żarówkę? Żadnego, oni wolą siedzieć w ciemnościach i łkać. Prowadzą pełne bólu życie w więzieniach domów nierozumiejących ich rodziców. Czytają produkowaną przez siebie masowo rozpaczliwą poezję. Czują i rozumieją więcej, a przynajmniej tak im się wydaje. Pogrążają się w beznadziejnej muzyce zespołów typu Panic! At the Disco. Słuchają piosenek o tym, że chcieliby być martwi. Większość z nich wygląda, jakby już byli martwi. "Gotycka" pozostałość. Noce spędzają przed komputerem, płaczliwie dopieszczając swoje smutne profile na serwisach społecznościowych, ewentualnie blogi. W ciągu dnia uprawiają zbiorowy Weltschmertz. Odpowiednio wyeksponowane blizny są jednym z niewielu powodów do satysfakcji z przebywania na tym padole łez i niezrozumienia. Blizna to, bądź co bądź, bajer. Darwin przewraca się w grobie, a mass media huczą we wszystkich językach, że cmentarnie wystylizowani samoużalacze obojga płci (a właściwie płci nieokreślonej) w dżinsach rurkach i czarnym obuwiu to największe zagrożenie cywilizacyjne od czasu Adolfa Hitlera, który notabene najprawdopodobniej też był emo - wskazuje na to jego grzywka oraz popełnione samobójstwo. W każdym razie, Werter to emo na sto procent.

W internecie rodzice mogą znaleźć specjalny test dla dziecka. Jeśli na przykład:

"- Na zwykłe pytania typu: Jak tam w szkole? czy Co byś chciał na obiad? pociecha odkrzykuje: W ogóle mnie nie rozumiecie! Zostawcie mnie w spokoju! Dajcie mi prawo do szczęścia!, po czym biegnie do swojego pokoju, żeby popłakać.

- Do szkoły nie nosi plecaka, lecz torbę, w której jest więcej kosmetyków niż książek. (Dotyczy tylko chłopców, u dziewcząt pojawia się to bez względu na subkulturę.)

- Pisze pamiętnik, w którym wiodącą rolę pełnią mroczne wiersze i planowanie samobójstwa.

- Zdecydowana większość ubrań w jego szafie jest w paski lub szachownicę.

- Nie pamiętasz, jak wygląda jego twarz. 3/4 jest skryte pod grzywką.

- Giną ci kosmetyki. W szczególności tusz do rzęs i lakier do paznokci.

- Często giną ci żyletki. W każdej formie, nawet wkłady do maszynki".

To masz problem, rodzicu. Jeśli jeszcze nie masz, to istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że już za chwileczkę, już za momencik…

Jako ojciec potencjalnych emo byłbym naprawdę przerażony i zrozpaczony (co czyniłoby ze mnie autentycznego emorodzica). Zwłaszcza po wysłuchaniu koszmarnego emohitu pod tytułem: "Jedyna różnica między męczeństwem a samobójstwem to lepszy PR". Zaprawdę, stałbym na skraju przepaści jako człowiek, ojciec i meloman, stałbym nad otchłanią, powiadam, gdybym nie był pewien, że ten ruch nie przetrwa. Młodzież zaś sobie poradzi. Przypominamy sobie szaleństwo lat 90.? Tzw. grunge. Moda prosto z Seattle. Kraciasta koszula drwala, gruba wełniana czapka noszona nawet w upalne dni ku przerażeniu fryzjerów i epidemiologów. Ulubiona rozrywka: kąpiele błotne. Higienicznie rzecz biorąc, emo jawi się jako postęp. Muzycznie rzecz rozpatrując, jest to, niestety, niewąski regres. Nirwana kontra Panic! At The Disco? Nie ma o czym mówić. Cóż, nevermind. Dojrzewająca młodzież przetrwała Goethego, przetrwała death metal, przetrwała Nirvanę, da sobie radę z emo. Młodzież przetrwa wszystko. A przynajmniej - taką mam nadzieję. Jako generał.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reżyser teatralny, dramaturg, felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Dyrektor Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Laureat kilkunastu nagród za twórczość teatralną.

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2008