Dziesięć procent demokracji

Birmańska opozycja żyje nadzieją na następne wybory powszechne, które na pewno wygra – jeśli tylko do nich rzeczywiście dojdzie.

03.09.2012

Czyta się kilka minut

Birmańska opozycjonistka opuszcza na mocy amnestii owiane złą sławą więzienie Insein pod Rangunem, 3 stycznia 2012 r. / Soe Than WIN / AFP / EAST NEWS
Birmańska opozycjonistka opuszcza na mocy amnestii owiane złą sławą więzienie Insein pod Rangunem, 3 stycznia 2012 r. / Soe Than WIN / AFP / EAST NEWS

Już od roku w Birmie trwa polityczna odwilż. Junta wojskowa, rządząca krajem od pół wieku, przeprosiła się najpierw z Aung San Suu Kyi – symbolem birmańskich dążeń do wolności, laureatką pokojowej Nagrody Nobla – którą do tej pory nazywała „czarownicą demokracji”. Generałowie wypuścili więźniów politycznych i, ku zaskoczeniu obserwatorów, porozumieli się z partyzantką Karenów, aktywną w górach wschodniej Birmy od 1948 r. Zrezygnowali nawet z prestiżowego, wartego 3,6 mld dolarów projektu budowy gigantycznej tamy Myitsone na rzece Irawadi, która miała zaopatrywać w energię elektryczną przede wszystkim sąsiednie Chiny.

Co najważniejsze jednak, junta zezwoliła na wolne wybory (odbyły się 1 kwietnia), które wygrała opozycyjna Narodowa Liga na Rzecz Demokracji pani Suu Kyi. Następnie rząd uwolnił kurs narodowej waluty, rozpoczął reformy rynkowe i otworzył kraj na kapitał zagraniczny. Kilka dni temu świat obiegła wiadomość o zniesieniu cenzury prewencyjnej.

Zachód docenił zmiany. Do Naypyidaw, stolicy kraju, ruszyły pielgrzymki dyplomatów (w maju oficjalną wizytę złożył m.in. minister Sikorski), chcących zapewne dojrzeć w Birmie – oficjalnie nazywanej Myanmarem – symbol uniwersalizmu liberalnej demokracji, a także po to, by rozmawiać z generałami o „nowym Eldorado Azji” (Birma posiada duże rezerwy ropy naftowej, gazu ziemnego, a także pokłady kamieni szlachetnych). Wydawać by się mogło – historia sukcesu, Burmese dream.

NIESPOKOJNE PROWINCJE

Na tle ostatniego półwiecza wydarzenia w Birmie to rzeczywiście przełom. Od 1962 r. krajem rządziła wojskowa junta, która szybko z najbogatszego społeczeństwa Azji uczyniła najbiedniejsze. Wszystko dzięki „birmańskiej drodze do socjalizmu”, którą firmował generał Ne Win. Z zamierzenia miała to być „trzecia droga”. Doprowadziła tylko na autarkiczne bezdroża.

Eksperymenty ideologiczne zakończyły się po protestach studenckich w 1988 r. Ne Win zrezygnował, a bohaterką ulicy została Aung San Suu Kyi, córka założyciela Birmy, generała Aung Sana [prowadził on negocjacje z Brytyjczykami w sprawie niepodległości kraju – przyp. red.]. Zapatrzona w Gandhiego, chciała przy pomocy jego metod demokratyzować kraj. Ale filozofia non violence w Birmie poniosła klęskę. Nowa ekipa wojskowych, za nic mając opinię świata, krwawo stłumiła kolejne protesty, a Suu Kyi osadziła w areszcie domowym. Zachód nałożył na kraj sankcje, które społeczeństwo tylko jeszcze bardziej zubożyły. Armia wyżywiła się sama, rada z możliwości, jakie dał jej dziki kapitalizm oraz handel ze znacznie mniej pryncypialnymi niż Zachód sąsiadami.

W ciągu ostatniego roku wypuszczono wprawdzie więźniów politycznych, ale nie wszystkich. Uczyniono to w ramach amnestii, czyli łaski generalskiej, która – jak pokazał przypadek Suu Kyi – jest zmienna. Najsłynniejsza kobieta Azji w ciągu ostatnich 20 lat była kilka razy zwalniana z aresztu domowego, zawsze jednak tam wracała, gdy okazywała się nieposłuszna generałom.

Porozumienie z Karenami to tylko doraźne ugaszenie pożaru konfliktu między środkową częścią kraju (zamieszkaną przez etnicznych Birmańczyków) a zróżnicowanymi etnicznie prowincjami na peryferiach. Jedną trzecią ludności kraju stanowią, dotąd prześladowane, niebirmańskie mniejszości. Konflikt ten tli się od początku powstania państwa.

Gdy z walki zrezygnowali Karenowie, wybuchł Arakan – prowincja, w której mieszkają tzw. bezpaństwowcy Rohingya. W czerwcu tego roku, w największych starciach od dekady, spalili ponad 20 wsi. W odpowiedzi Birmę ogarnęła nacjonalistyczna gorączka, która oddala możliwość trwałego porozumienia się z mniejszościami. Według najważniejszego portalu opozycyjnego Irrawaddy.orgrozejm z grupą Szanów jest bardzo kruchy i ciągle dochodzi do przypadków jego łamania. Dodajmy jeszcze, że większość ze 134 oficjalnie uznanych przez państwo mniejszości etnicznych nosi zadawnione urazy wobec etnicznych Birmańczyków.

WOLNOŚĆ W KLATCE

Kwietniowe wybory były wprawdzie wolne, ale stanowiły głosowanie uzupełniające (wybierano tylko 10 proc. składu parlamentu). Pozostali deputowani to wojskowi lub ich poplecznicy. Nie jest to więc sejm konrtaktowy – opozycja pozostaje pod kontrolą. Prezydent Birmy Thein Sein oświadczył niedawno z ironią tym dziecięciu procentom posłów, że jeśli nie podoba im się rola kontrolowanego przez armię Trybunału Konstytucyjnego, mogą przegłosować wprowadzenie poprawki do konstytucji... Aung San Suu Kyi ma swobodę działania, ale jej partia nie posiada struktur, zaplecza ani realnego wpływu na politykę. Musi się godzić na kompromisy i równocześnie bronić się przed realną groźbą zepchnięcia na margines. Opozycja żyje nadzieją na wybory powszechne w 2015 r., które na pewno wygra – jeśli tylko do nich rzeczywiście dojdzie.

Cenzura została zniesiona i choć dziennikarze nie muszą już wysyłać tekstów do urzędu przed publikacją, to muszą to wciąż robić po ich wydrukowaniu. Oficjalnie po to, aby można było sprawdzić, czy nie naruszają prawa. W praktyce jest to furtka do kontroli wolności słowa. Jest więc jak w chińskiej przypowieści o ptaszku w klatce: jest wolny, ale wciąż w klatce.

Klucze do klatki mają wciąż, formalnie emerytowani, generałowie. Ostatnie zmiany w Birmie to ich ucieczka do przodu. Biorą przykład z nieodległej Indonezji, chcąc podobnie jak ich tamtejsi odpowiednicy zamienić się w demokratów i biznesmenów: uwłaszczyć się i stać się pełnoprawnymi obywatelami globalnego świata, z wszystkimi jego możliwościami. Chcą zmienić wszystko po to, aby w istocie pozostało bez zmian. Na razie idzie im doskonale.

W POGONI ZA AZJĄ

W Birmie trwa transformacja na wzór tych, które miały miejsce w byłych republikach Związku Radzieckiego po 1991 r. Podobne wychodzenie z siermiężności, groteska pierwszych reklam i produktów, nieudolność pomieszana z entuzjazmem w udawaniu obcych wzorców, zachłyśnięcie się masową kulturą Zachodu. Ale wodze procesu liberalizacji wciąż trzyma wojskowa oligarchia.

Kilka miesięcy temu mój znajomy Aung Myint-U, ongiś sympatyk opozycyjnej Narodowej Ligi na Rzecz Demokracji, a dziś rzutki biznesmen, cieszył się i z radością pokazywał mi w Rangunie nowe reklamy. „Kapitał nadchodzi” – mówił z entuzjazmem. Nie był w tym oczekiwaniu osamotniony. Podobnie jak on myśli w Birmie wielu. Paradoksalnie bowiem nowy układ sił – przynajmniej na razie – sprzyja większości. Birma łapie oddech po latach dyktatury i rozpoczyna pościg za szybko rozwijającymi się krajami kontynentu. Zwykli ludzie cieszą się, że kraj się otwiera, że mogą wreszcie zarabiać pieniądze, próbować się wyrwać z biedy i naśladować swoich sąsiadów w tym, co mieszkańcy tego regionu Azji bardzo lubią: zakupach i konsumpcji.

A sterujący procesem zmian generałowie – tak na wszelki wypadek – do słowa „demokracja” dodają wciąż przymiotnik: „zdyscyplinowana”.  


MICHAŁ LUBINA jest doktorantem Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ i ekspertem ds. Birmy w Centrum Studiów Polska--Azja. Aktualnie prowadzi badania na pograniczu chińsko-birmańskim.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2012