Dziennik jednego roku

Jerzy Pilch: DRUGI DZIENNIK. 21 czerwca 2012 – 20 czerwca 2013

17.12.2013

Czyta się kilka minut

„Wytężyć rozum celem wychwycenia jego utraty. Wytężyć rozum celem prześledzenia i opisania zaburzenia wiodącego do utraty rozumu. Być kronikarzem własnego zaniku. Ustalić kalendarium zaniku”.

Mocny cytat, a niejeden równie mocny można w tej książce znaleźć. I od razu dopowiedzenie: kronika zaniku jest zarazem świadectwem jego powstrzymywania. Sposobem na powstrzymywanie zaniku okazuje się przetwarzanie go w literaturę, która jest tyleż świadectwem, ile grą. Z tym że pod pojęciem gry nie należy rozumieć beztroskiej, odprężającej rozrywki – idzie raczej o Bergmanowskie szachy.

Dziennik, który z konieczności staje się zapisem wydarzeń bardziej wewnętrznych niż zewnętrznych, zyskuje na tym więcej niż traci. Nabiera intensywności, wzmaga się precyzja autoanalizy. Przeszkody tylko ją wzmacniają. „Widzę belkę, co tam belkę, widzę stertę belek w moim oku i ani mi się śni je wyjmować, nie tyle zresztą je widzę, ile czuję ich dojmująco przykrą i dotkliwie bolesną obecność. Zakłócają spojrzenie – tylko zakłócone spojrzenie jest ciekawe. Widzisz, czujesz źdźbło w swoim oku, oko z źdźbłem stoi znacznie wyżej od oka bez źdźbła. Więcej się dowiesz, słuchając kłamstw zakręconych niż prawd prostackich. Tylko kłamstwa są ciekawe. Tylko ból jest ciekawy”.

Rozwijając ten motyw, Pilch mnoży paradoksy, odsłania się, by za chwilę podważyć własną szczerość ironicznym wtrętem, uderza w ton patetyczny po to tylko, by go natychmiast zakwestionować. Ustawia i przed sobą jako autorem, i przed swoim czytelnikiem prawdziwy tor przeszkód. Zapis z 11 września 2012: „Nie zachorowałeś po to, żeby wyzdrowieć. Trzeba dać świadectwo. (Pękania ze śmiechu)”.

Już „Bezpowrotnie utracona leworęczność” (1998), choć powstawała jako cykl felietonów, okazała się zwartą i konsekwentnie skomponowaną całością. Podobnie było z poprzednim tomem „Dziennika” – dopiero lektura całości pozwalała dostrzec i docenić przemyślaną konstrukcję, przeplatanie się i uzupełnianie wątków. W „Drugim dzienniku” rzecz była chyba oczywista od razu, na etapie jego powstawania. Zwłaszcza że aktualiów w nim mało: morderczy passus o braciach Karnowskich, piękne wspomnienia o Albrechcie Lemppie i Krzysztofie Kozłowskim, niewiele więcej.

„Kronika dochodzenia do bezwładu”? Dziennik uwewnętrzniony? Owszem, ale także obserwacja zachowań innych, podszyta groteską typologia reakcji otoczenia na cudzą chorobę. No i oczywiście, jak zawsze u Pilcha, dziennik lektury. Pisarstwo innych traktowane już to jako stały punkt odniesienia (Tołstoj, Czechow, Babel, Thomas Mann), już to jako pocieszający materiał porównawczy (dzienniki Grassa i Lechonia; o tym ostatnim: „Nawet jako przygotowanie do samobójstwa rzecz wygląda marnie”). I jeszcze – lektura jako makabryczna przestroga.

Z „Kruchego domu duszy” Jürgena Thorwalda, książki o dziejach chirurgii mózgu, wydobywa Pilch historię Fullera Albrighta, profesora endokrynologii z bostońskiego szpitala. Chory od dwudziestu lat na Parkinsona, zdecydował się w 1956 r. na operację i po zabiegu zapadł w komę trwającą do śmierci, która przyszła dopiero po kolejnych trzynastu latach. „Można było odnieść wrażenie – pisze Thorwald – że potężna siła woli nadal egzystowała w ciele tego żywego nieboszczyka i zmuszała całe otoczenie do posłuszeństwa”. „Faktycznie – komentuje Pilch – siła potężna i nagrody godna. Niepodobna jednak nie zauważyć, że z historii, zwłaszcza z końcówki tej historii, wynika i taki morał: Gdy wybije godzina, najpotężniejszą siłą woli życia nie przedłużysz. Ale śmierć spaprać możesz. Zastanów się, czy cię to interesuje”.

Nie wspomniałem o kolejnym wątku „Drugiego dziennika” i kolejnym tropie wewnętrznych wędrówek autora – powrotach do przeszłości i do rodzinnej Wisły. Ten stały u Pilcha wątek – najważniejszy jest tym razem portret zmarłego rówieśnika i przyjaciela z czasów szkolnych – doczekał się, o czym wiedzą czytelnicy „Tygodnika”, ciągu dalszego, przybierającego kształt nowej książki. Czekamy! (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, ss. 282.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2013