Dzieło

Andrzej Franaszek: MIŁOSZ. BIOGRAFIA - jak napisać w tej małej rubryce coś sensownego o księdze, która liczy sobie ponad 750 stron tekstu i blisko 200 stron przypisów (drobnym drukiem)? Stanowiącej rezultat dziesięcioletnich badań, przekopywania archiwów, podróży, spotkań i rozmów? Rozmów także z samym Czesławem Miłoszem, który zdążył jeszcze zaakceptować osobę przyszłego biografa.

10.05.2011

Czyta się kilka minut

Nastrój poprawia mi świadomość, że o dziele - bo to jest DZIEŁO! - mojego uczonego kolegi będą jeszcze w "Tygodniku" pisały inne, znamienitsze pióra. Mógłbym więc ograniczyć się wyłącznie do zestawu superlatywów. Bo Andrzej Franaszek napisał książkę nie tylko fascynującą i wciągającą (nie przerażajcie się objętością, czyta się ją znakomicie), nie tylko pełną arcyciekawych szczegółów i nowych ustaleń rozjaśniających fragmenty życiorysu Miłosza otoczone dotąd mgłą niedopowiedzeń, ale, co bardzo istotne, w najgłębszym sensie uczciwą.

Pozostać lojalnym zarówno wobec portretowanej postaci, jak i wobec czytelnika, który od biografa oczekuje "całej prawdy" (choć na tym świecie osiągnąć się jej przecież nie da), zdobyć się na dystans, o który tak trudno, gdy kogoś szczerze podziwiamy, a równocześnie uniknąć rodzącego się wtedy niebezpieczeństwa pychy i łatwego osądu - to zadanie właściwie niemożliwe. Autor biografii Miłosza zbliżył się jednak do ideału. Może dlatego, że nigdy nie zapomina o tym, co najważniejsze i co sprawia, że ta biografia w ogóle nas zajmuje: o wierszach, esejach i powieściach Miłosza, które odmieniły nasze widzenie świata.

"Nie przychodzi mi nawet do głowy - pisze Andrzej Franaszek w zakończeniu - że wiem »wszystko« o życiu - jeśli mogę tak go nazwać - swego bohatera, wydaje mi się też, że nie odczuwam chęci górowania nad nim, o którą tak chętnie [i - to już wtrącenie Lektora - często zasadnie] pomawia się biografów. Wiele jest jeszcze faktów, które zostaną rozjaśnione, i takich, które na zawsze pozostaną w ukryciu. Czasem nie zgadzam się z Czesławem Miłoszem, jednak bez zamiaru »osądzania« go, mając świadomość, że nic łatwiejszego, niż komentować czyjeś decyzje z bezpiecznego dystansu. Zresztą najtrudniejsze wydaje mi się co innego. Łatwo odnaleźć pot­knięcia, jak jednak oddać geniusz? Ten moment, gdy nad niepewnością, udręką, pokusami zawisa niedosiężna nuta, linia słów? Może nie da się go opisać, można tylko odkrywać na własną rękę".

Jeszcze jeden cytat, tym razem z wywiadu, jakiego Andrzej Franaszek udzielił Donacie Subbotko z "Gazety Wyborczej": "Najpierw podchodziłem do niego jak do świętego starca, który zdobył mądrość i spokój, potem zrozumiałem, że człowiek ten nie stał zgoła ponad nieszczęściem, że był w nim dogłębnie zanurzony". I w książce stale obecna jest ta przepaść pomiędzy "dzieckiem szczęścia", którym Miłosz także przecież bywał, a kimś, kto musi uporać się z kolejnymi osobistymi tragediami. Również - dramatyczne napięcie pomiędzy dążeniem do jasności a świadomością istnienia ciemnego nurtu naszej egzystencji, owego "to" ze wspaniałego późnego wiersza.

Książka jest ogromna, a równocześnie czujemy, że wiele tematów można by pociągnąć dalej i że sam autor narzucił sobie ostrą dyscyplinę, by jego narracja nie rozpełzła się w niekończących się dygresjach. To oczywiście pochwała, nie zarzut: pochwała zdolności kompozycyjnych i umiejętności roztropnego wyboru. Całość bowiem jest dzięki temu spójna i wyważona, o co niełatwo, gdy pisze się o człowieku, którego życie traktować można, jak zauważa Franaszek, jak kronikę minionego wieku. Wieku dramatów dotykających całe narody i nierozwiązywalnych dylematów, przed jakimi stawiał jednostki.

Podkreślam: całość - bowiem w niektórych recenzjach zauważyłem tendencję, by z książki Franaszka wyłuskiwać wątki i fakty, które piszącemu akurat odpowiadają, a następnie używać ich w charakterze maczugi - przeciw Miłoszowi. Nie winię oczywiście autora za stronniczość recenzentów, a tym bardziej za ich głupotę, apeluję tylko do czytelników: nie sugerujcie się tym, co niektórzy piszą, czytajcie sami! (Wydawnictwo Znak, Kraków 2011, ss. 960.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2011