Dzieła, kwoty i obroty

Sztuka najnowsza nie jest już traktowana jako sposób na szybki, spekulacyjny zarobek.
z Londynu

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Praca Gabriela Orozco / fot. Robert Zakrzewski /
Praca Gabriela Orozco / fot. Robert Zakrzewski /

Upadek Lehman Brothers, załamanie rynku giełdowego, recesja - wszystkie te wydarzenia wymusiły pytanie: czy i jak kryzys ekonomiczny wpłynie na inne sfery życia - od kształtu polityki po funkcjonowanie kultury? W przypadku sztuk wizualnych pytanie to dotyczy zarówno dziedzin, które są bezpośrednio zależne od giełdowych wahnięć i krachu na rynku nieruchomości (dotyczy to rynku sztuki), ale także mecenatu i sponsoringu instytucji oraz przedsięwzięć artystycznych.

Kryzys zmieni sposób postrzegania gospodarki i mechanizmów wolnego rynku. Podejmowane są próby ponownego definiowana roli państwa. Rozmaite, niepodważalne do niedawna pewniki zostały zanegowane, a głosy dotychczas uważane za marginalne zaczęły pojawiać się w głównym nurcie debaty publicznej. Być może zmiany nie będą tak radykalne, jak niektórzy sądzili. Skala kryzysu nie okazała się tak wielka, jak pierwotnie oceniano. Po pierwszym szoku uspokaja się również sytuacja na rynku sztuki. Ostatnie dwa lata nie przyniosły zresztą radykalnej rewizji hierarchii artystycznych. Nie doszło do spektakularnych przecen wartości samych dzieł. Raczej dominuje wyczekiwanie przerywane od czasu do czasu doniesieniami o spektakularnych cenach osiąganych na aukcjach nie przez gwiazdy sztuki najnowszej, lecz przez klasyków, jak "Nu au Plateau de Sculpteur" Pabla Picassa sprzedany w tym roku za 106,5 mln dolarów czy "Walking Man I" Alberta Giacomettiego za 104,3 mln dolarów.

Ostatnie aukcje potwierdzają małą stabilizację: u Christiego w Londynie rzeźba "Cavaliere" klasyka Marina Mariniego sprzedała się za 4,5 mln funtów, a para rzeźb "Kaikai Kiki" z 2005 r. modnego Takashiego Murakami za 1,9 mln. Na tej samej aukcji tryptyk Romana Opałki z 1965 r. sprzedano za 803 tys. funtów - to najdroższy obraz polskiego artysty sprzedany na aukcji. Ubiegłotygodniowe wieczorne aukcje sztuki współczesnej u Sotheby’ego przyniosły łącznie 40 mln funtów, co uznano za dość przeciętny wynik. Sztuka najnowsza nie jest już traktowana jako sposób na szybki, spekulacyjny zarobek.

Damien Hirst, symbol artysty biznesmena, którego prace w 2008 r. sprzedano na aukcjach za 270 mln dolarów, czy Charles Saatchi, uchodzący za współtwórcę sukcesu Young British Artist, przestali być wyznacznikami tego, co najważniejsze we współczesnej sztuce (chociaż nadal ich rola jest istotna).

Targi, które nie chcą być tylko targami

Pytanie o stan rynku zawsze bywa stawiane przy okazji targów sztuki. Nieprzypadkowo, bo kondycja rynku w znacznej mierze jest zależna od aktualnego stanu światowej ekonomii, a targi są dobrym barometrem. Jedne z najważniejszych targów, odbywające się od 8 lat w Londynie Frieze Fair Art zostały pomyślane jako impreza dalece wykraczająca poza marketingowy cel. Stworzone przez Amandę Sharp i Matthew Slotovera, założycieli wychodzącego od 1991 r. magazynu "Frieze" (jednego z najciekawszych pism poświęconych sztuce współczesnej), są rzadkim przypadkiem pokazującym związki rynku i krytyki. Impreza nad Tamizą nie ogranicza się zresztą do pokazu poszczególnych galerii. Towarzyszą jej dodatkowe prezentacje, wykłady, dyskusje, pokazy filmowe. Wyróżnia ją otwarcie dla szerokiej publiczności. Specyfika Londynu sprawia, że corocznie w ciągu czterech dni odwiedza Frieze 60 tys. osób (wstęp jest płatny).

Stałym elementem są już Frieze Projects, w ramach których powstają prace przeznaczone specjalnie dla targów. Ich kuratorka SarahMcCrory wybrała dzieła wkraczające bezpośrednio w przestrzeń targowej hali, często włączające do akcji publiczność.

Innym stałym punktem jest również Sculpture Park przygotowywany w otwartej przestrzeni Regent’s Park. W 2010 r. David Thorp wybrał prace 12 artystów bardzo różnie definiujących granice tego, co może zostać uznane za rzeźbę. Wśród parkowej zieleni Tomas Saraceno ustawił geometryczną konstrukcję odbijającą otaczającą przestrzeń, a Jeppe Hein na jednym z drzew zwiesił lustro, które "łapało" wizerunki przechodzących. Wolfgang Ganter i Kaj Aune usypali na trawniku górę ze zniszczonych przedmiotów i - by pozbawić widza złudzeń - nazwali ją "Trash". Natomiast Gavin Turk wykonał 15 barwnych rowerów, które widzowie mogli wypożyczać i tym samym wprawiać te swoiste rzeźby w ruch.

Trzeba też wspomnieć o Outset/Frieze Art Fair Fund, w ramach których corocznie zakupuje się na targach dzieła przeznaczone dla Tate Gallery, co dodatkowo podkreśla znaczenie tej imprezy. Od 2003 r. zbiory Tate powiększyły się o prace pół setki artystów. Wśród ubiegłorocznych nabytków znalazły się filmy Zbigniewa Libery i Artura Żmijewskiego. W tym roku wybrano jedynie trójkę twórców: Amerykanów Lornę Simpson i Jimmiego Durhama oraz przedstawiciela słowackiej neoawangardy Júliusa Kollera.

Wielkie nazwiska i odkrycia

Jednak Frieze to przede wszystkim przegląd najważniejszych działających dziś na świecie galerii. W tym roku wzięły w nich udział 173 galerie pochodzące z 29 krajów. Pokazały one prace ponad 1000 artystów. Dominują wystawcy z Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, ale coraz silniej zaznacza się obecność galerii z Azji i Ameryki Południowej.

Nie brakowało dzieł głośnych i modnych artystów. Jeżeli w ubiegłym roku - w cieniu kryzysu - można było znaleźć dużą liczbę drobniejszych dzieł, często na papierze (rysunki, grafiki, kolaże), to w tym roku wróciły duże formaty: obrazy, rzeźby, rzadziej instalacje czy prace wideo. Wiele było też fotografii, często pokaźnych rozmiarów, z przewijającymi się m.in. pracami Darrena Almonda, Thomasa Ruffa, Wolfganga Tillmansa czy Jeffa Walla. W kilku miejscach można było zobaczyć przerafinowane, wielkoformatowe zdjęcia Isaaca Juliena z motywami zaczerpniętymi z dawnych Chin, ale też fotografie zmarłego przed laty Roberta Mapplethorpe’a. Trudno uznać dziś fotografię za sztukę tanią i powszechnie dostępną. Spektakularne "Dortmund" Andreasa Gursky’ego - zdjęcie kibiców na trybunie stadionu - oferowano za 270 tys. euro.

Można zrozumieć narzekania niektórych, że trudno na Frieze o zaskoczenia. Stąd próby poszukiwania wśród wystawianych prac twórczości wyłamującej się z mainstreamu lub lokującej się na jego obrzeżach, czego podjęła się m.in. Rachel Spence, recenzując targi dla "Financial Times". Tyle że okazało się, iż to produkcja, którą można zobaczyć w dziesiątkach galerii w każdym mieście. Wyprawa na Frieze nie jest do tego konieczna. Ciekawszy od popularyzacji kolejnych wcieleń pop-surrealizmu był chociażby wybór dokonany przez nowojorską Broadway 1602, która kilka drobnych rzeźb Aliny Szapocznikow zestawiła z pracami Evelyne Axel, zmarłej w 1972 r. i dziś zapomnianej przedstawicielki pop-artu, oraz z filmami i zdjęciami Anny Molskiej.

Na Frieze intrygowała zaskakująca czasami obecność dzieł historycznych. Nie chodzi tu o dzieła klasyków XX wieku, lecz artystów wciąż dyskutowanych, reinterpretowanych, czasami na nowo odkrywanych (organizatorzy targów szczególny nacisk kładą na to, by pokazywano w Londynie aktualną twórczość). Kilka świetnych prac Christo z lat 60. proponowała Annely Juda Fine Art z Londynu. Galería Juana de Aizpuru z Madrytu oferowała "One and Three Shovels" Josepha Koshuta, a nowojorski Salon 94 rzeźbę z filcu Roberta Morrisa z 1974 r. To prace o muzealnej już klasie.

Od ubiegłego roku w ramach Frieze pojawiła się Frame, czyli sekcja poświęcona indywidualnym prezentacjom artystów, przygotowana przez zaproszone na targi galerie, które nie działają dłużej niż sześć lat (wybrane przez kuratorów w 2010 r. to Cecilia Alemani i Daniel Baumann). Dominowały tu prezentacje młodych artystów, czasami o antykomercyjnym charakterze. Mocnym akcentem była propozycja Altman Siegel Gallery z San Francisco, która pokazała Amerykanina Shannona Ebnera ciekawie badającego granicę między językiem, rzeźbą i fotografią. Intrygujące były też prezentacje artystów starszego pokolenia. Galeria Nanzuka Underground przypomniała Keiichiego Tanaami, reprezentanta japońskiego pop-artu, sięgającego po tamtejszą kulturę masową i tworzącego barwne, przekraczające nieraz granice obrazy, rzeźby i filmy. To twórczość zapowiadająca Murakamiego, jedną z gwiazd współczesnej sztuki (i niekiedy od niego ciekawsza).

Przy każdych targach, nie tylko Frieze, pojawia się również pytanie o wpływ na rynek instytucji publicznych i wielkich imprez, zwłaszcza biennale weneckiego. Nie są to oczywiście proste zależności. Trudno pokazać jednoznaczny ciąg przyczynowo-skutkowy, jednak pewne związki zwracają uwagę. Przez Frieze przewijał się chociażby wiele razy Liam Gillick, wystawiony w 2009 r. w niemieckim pawilonie w Wenecji. Nagrodzony wówczas skandynawski duet Michael Elmgreen-Ingar Dragset wystawiało na poprzednim Frieze aż 6 galerii! Natomiast nowojorska Reena Spaulings Fine Art całą swą przestrzeń przeznaczyła na prace Klary Lindén, Szwedki wystawianej właśnie w Serpentine Gallery, jednej z najbardziej prestiżowych instytucji artystycznych nad Tamizą (to zresztą jedna z najciekawszych pozycji na tegorocznym Frieze).

Ciekawy obraz wpływów i układów sił na scenie artystycznej przedstawia coroczna lista 100 najbardziej wpływowych osób przygotowywana przez "Art Review" i ogłoszona w najnowszym, listopadowym numerze pisma. To nie jest jedynie snobistyczna zabawa (uchodzi za najbardziej miarodajną), chociaż i w ten sposób można pomysł redakcji traktować. Tegoroczne "The Power 100" otwiera Larry Gagosian, właściciel słynnej nowojorskiej galerii. Obok niego w pierwszej dziesiątce znaleźli się inni ważni galerzyści: Iwan Wirth i Dawid Zwirner, ale na drugim miejscu szefujący Serpentine Gallery Hans Urlich Obrist, a dalej dyrektorzy Musem of Modern Art - Glenn D. Lowry i twórca Tate Modern Nicholas Serota. Są tu kolekcjonerzy Eli Broad i François Pinault, ale także kuratorki Roselee Goldberg i Bice Curiger - Szwedka po raz pierwszy ujęta w tym zestawieniu. Mianowanie jej szefową przyszłorocznego biennale wystarczyło, by zajęła 6. miejsce, co pokazuje, jak wielką uwagę skupia właśnie ta impreza. Lista "Art Review" pokazuje jeszcze inne trendy: w sztuce nadal rządzą mężczyźni (73 proc.) oraz dominują Amerykanie (30 proc.), Brytyjczycy (16 proc.) i Niemcy (niecałe 16 proc.). Inne części świata są reprezentowane pojedynczymi nazwiskami. Z naszego regionu zamieszczono jedynie Wiktora Pinczuka (37. miejsce), kolekcjonera i fundatora ciekawego centrum sztuki współczesnej w Kijowie. Na liście znalazło się 28 galerzystów, 26 kuratorów, 17 kolekcjonerów i 19 artystów (najwyżej - 13. pozycja - oceniono Chińczyka Ai Weiweia, autora tegorocznej prezentacji w Hali Turbin Tate; Hirst znalazł się na 53.). Umieszczono też 3 krytyków (na najwyższym, 70. miejscu znalazł się Rosjanin Boris Grojs), co pokazuje, jak słabnie znaczenie krytyki prasowej. A twórcy Frieze? W tym roku uplasowano ich na 41. miejscu.

Mniej obecni?

Nadal na Frieze słabo obecne były galerie z Europy Środkowej i Wschodniej (podobnie jest na innych prestiżowych targach). W głównej części obecne były dwie galerie moskiewskie: Regina Gallery, pokazująca w tym roku m.in. ciekawego ukraińskiego fotografa Serhija Bratkowa, oraz XL Gallery. Była również działająca w Cluju i Berlinie Galeria Plan B, która przygotowała ciekawy przegląd artystów rumuńskich, oraz funkcjonująca w Lublanie i stolicy Niemiec Galerija Gregor Podnar. Znacznie ciekawszym zjawiskiem jest zainteresowanie, jakim cieszy się sztuka historyczna z naszego regionu. Symptomatyczny był zakup Kollera do zbiorów Tate Gallery, obecność na targach prac Grigorescu, Szapocznikow czy grupy Gorgona działającej w Zagrzebiu w latach 60., której obszerną prezentację przygotowała paryska Galerie Frank Elbaz.

Polska na tle krajów naszego regionu wypada nieźle, chociaż nadal w Frieze biorą udział jedynie Fundacja Galerii Foksal i Raster. Pierwsza z nich wystawiła nową rzeźbę Moniki Sosnowskiej, obrazy Piotra Janasa i Wilhelma Sasnala oraz cykl rysunków Pauliny Ołowskiej, która zajęła się historią głośnego teatru lalkowego z Rabki. Z kolei Raster obok obrazów Rafała Bujnowskiego i Przemka Mateckiego oferował prace Michała Budnego, Oscara Dawickiego i Anety Grzeszykowskiej, a także wczesne zdjęcia Zbigniewa Libery.

Prace Polaków można było zobaczyć również w innych galeriach. Obrazy Ołowskiej znalazły się w kolońskiej Galerie Daniel Buchholz. Wideo Artura Żmijewskiego poświęcone kwietniowym wydarzeniom sprzed Pałacu Prezydenckiego pokazywano w Galerie Peter Kilchmann z Zurichu. Prace Agnieszki Brzeżańskiej miała berlińska Galerie Kamm, a niewielką rzeźbę Sosnowskiej oferowała kolońska Galerie Gisela Capitain. Na targach nie zabrakło Marcina Maciejowskiego, m.in. londyński Wilkinson wystawiał jego efektowne "Clothers". Można było zobaczyć na Frieze obrazy Piotra Uklańskiego i Tomasza Kowalskiego. Świetną rzeźbę Mirosława Bałki "2X (127x133x100)" można było nabyć w madryckiej Galería Juana de Aizpuru. Kilka galerii oferowało obrazy i fotograficzne kolaże zamieszkałej w Londynie Goshki Macugi. To tylko kilka przykładów.

Można powiedzieć: nieźle, ale nadal trudno porównywać Polskę z innymi krajami mogącymi pochwalić się równie ciekawą sceną artystyczną. Bez powstania silnych instytucji, - zarówno publicznych, jak i państwowych, nadal pozostaniemy odległymi peryferiami.

Targi budzą zawsze emocje, także związane z kwotami płaconymi dziś za sztukę. Frieze zresztą unika epatowania liczbami, a nawet od kilku lat nie podaje wielkości obrotów podczas targów. Do wiadomości przedostają się informacje o poszczególnych transakcjach. Już pierwszego dnia David Zwirner sprzedał obraz Luca Tuymansa za 850 tys. dolarów. Wśród innych transakcji na Frieze przykuwała uwagę sprzedaż m.in. obrazu Anselma Kiefera za 520 tys. euro, pracy Gilberta and George’a  z 1998 r. za 150 tys. funtów czy fotografii Tillmansa "Your dogs" za 78 tys. dolarów. "The Art Newspaper" podsumowując tegoroczne targi, przywołała opinię Andreasa Geigera ze Sprüth Magers: "Rynek wszedł na dobrą ścieżkę. Nie jest zwariowany, ale za to solidny". Jeżeli jednak ktoś nie chciał uczestniczyć w tym spektaklu, chwilami pełnym próżności, mógł chociażby udać się na "Sunday Art Fair" odbywające się równolegle z Frieze, na których pokazują się młode, niezależne galerie. Sztuki można szukać w bardzo różnych miejscach.

Współpraca Robert Zakrzewski

Frieze Fair Art, Londyn, 14-17 października 2010.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2010