Dwie Tunezje

Aby zrozumieć dzisiejszą Tunezję – uważaną za jeden z najbardziej „uzachodnionych” krajów arabskich, a zarazem od wolnych wyborów rządzoną przez islamistów – trzeba wysłuchać obu stron. Odwiedzić dwa kraje.

20.03.2012

Czyta się kilka minut

Jedna Tunezja jest zapatrzona na Zachód, stąd czerpie inspiracje, dumna ze swej francuszczyzny, z nowoczesnego ustawodawstwa, równouprawnienia płci i praw związkowych. Istnieje też druga Tunezja: bogobojny, zwrócona w stronę mihrabu [niszy w meczecie, pokazującej kierunek na Mekkę, w którym powinni modlić się wierni – red.], odwołująca się do islamskiej tożsamości Tunezyjczyków; Tunezja, dla której inspiracją pozostają boskie prawa.

Świeckość zdyskredytowana

Dla świeckich Tunezyjczyków największą zdobyczą jest „Le Code du statut personnel”, kodeks praw, wprowadzony w 1957 r. przez ówczesnego prezydenta Habiba Burgibę, który jako jedyny w świecie arabskim zrównuje prawa kobiet i mężczyzn. Tymczasem dla tradycjonalistów głównym punktem odniesienia pozostaje szariat, prawo islamskie.

Dzisiejsza dychotomia tunezyjskiej sceny politycznej nie jest niczym nowym – narodziła się jeszcze w latach 80. To wtedy, na bazie sprzeciwu wobec projektu radykalnej modernizacji i laicyzacji kraju, forsowanego przez Burgibę, zawiązał się w Tunisie ruch islamski. Inspiracją dla miejscowych islamistów byli egipscy Bracia Muzułmanie i irańska rewolucja, która dopiero co obaliła szacha despotę.

Tunezja równych praw mężczyzn i kobiet utraciła swą dawną pewność siebie. Skorumpowany dyktator Zin Al-Abidin Ben Ali, zwany tu prześmiewczo „Zinochet”, zdyskredytował świecki model społeczeństwa, z którego jeszcze do niedawna Tunezyjczycy byli tak dumni.

Choć pod koniec swych rządów Ben Ali – obalony ponad rok temu, na fali „Arabskiej Wiosny” – nie zwalczał już islamistów, nie promował świeckich wartości, a nawet, jak twierdzą niektórzy, flirtował z islamistami, otwierając religijne radiostacje (byle tylko fundamentaliści zajęli się chustami na głowach Tunezyjek, a nie polityką), to dla wielu pozostał symbolem świeckich rządów, które na długo będą się kojarzyć z autorytaryzmem i korupcją.

Tunisialive.net

Spacer po Tunisie zaczynam na Avenue Habib Burgiba, bulwarze podobnym do paryskich alei. Mijam kawiarnie, hotele i katolicką katedrę. Na tyłach ambasady francuskiej przy ulicy de Gaulle’a znajduję redakcję „Tunisialive”. Budynek, w którym się mieści, to kolonialna kamienica z korytarzami wyłożonymi piękną glazurą.

Choć to pierwsza anglojęzyczna gazeta w kraju, na korytarzach słychać jedynie francuski. Redaktor naczelny Zied Mhirsi jest niezmiernie zadowolony z zainteresowania, jakim Tunezja cieszy się w dalekiej Polsce. Gdy pytam go o sukces islamistów w niedawnych wolnych wyborach, mówi: – Przed wyborami nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie o preferencje polityczne Tunezyjczyków. Nie wiedzieliśmy, jakim poparciem cieszą się poszczególne partie. Lewica, liberałowie, islamska partia Ennahda, wszyscy oni pozostawali wielką niewiadomą. Po kilkudziesięciu latach politycznej hibernacji to normalne. Po wyborach poznaliśmy odpowiedź.

Czy nie obawiają się triumfalizmu ze strony nowej władzy?

Mhirsi: – Ennahda zaskoczyła nas, zaprezentowali bardzo rzeczowy program, zmienili swój przekaz. W niczym nie przypominają islamistów z lat 80. i 90., którzy atakowali fundamenty świeckiego państwa. W kampanii wyborczej skupili się na polityce i to spodobało się wyborcom. Ale obawiam się, że są słabi merytorycznie i nie będą zdolni zbudować parlamentarnej demokracji.

Mhirsi uważa, że rząd Ennahdy rozbije się o największy problem Tunezji: – Mamy 800 tys. bezrobotnych w niespełna 11-milionowym kraju – mówi. – Z drugiej strony w Tunezji narasta fundamentalizm religijny, pojawiły się nowe, nieznane tu wcześniej formy religijności, jak np. nikab. Fenomen fundamentalizmu dotyczy jednak wielu części świata i wielu religii.

Pytam o finansowanie islamistów, o którym po Tunisie krąży wiele plotek. – Wpierw trzeba złapać ich za rękę, dotąd nikt niczego im nie udowodnił, więc nie ma o czym mówić – wtrąca się Jusef, młody członek zespołu.

Podczas rozmowy pada wiele pytań ze strony tunezyjskich dziennikarzy. Interesują się wschodnioeuropejską drogą do demokracji. Ale najbardziej są zainteresowani obecnością Polski w Schengen i błogosławieństwami stąd płynącymi. Wyczuwam żal, poczucie niesprawiedliwości. Przecież Tunezja od 1995 r. jest stowarzyszona z Unią Europejską, większość Tunezyjczyków zna doskonale francuski, a mimo to, aby przyjechać do Europy, muszą przechodzić upokarzające procedury wizowe. Właśnie te procedury są odpowiedzialne, zdaniem dziennikarzy, za falę nielegalnych wyjazdów młodych Tunezyjczyków – głównie do Włoch, bo tam najbliżej.

Dla młodzieży z ubogich zakątków kraju wyjazd do Europy stał się prawdziwą obsesją – paradoksalnie, gdyby wyjazdy były możliwe legalnie, wielu miałoby możliwość przekonać się, że Europa to nie raj na ziemi.

Zdaniem redaktora naczelnego „Tunisialive”, utrudnienia wizowe pozbawiają Tunezję możliwości uczestnictwa w europejskim rynku pracy, co (podobnie jak w Polsce) pomogłoby rozładować problem bezrobocia. Młodzi Tunezyjczycy pozbawieni są możliwości nauki nowoczesnej kultury pracy, języków i technologii – wszystkiego, co jest dane Polakom.

W paszczy lwa

Siedziba Ennahdy znajduje się w biznesowej dzielnicy Montplaisir.

Podobno po rewolucji islamiści dostali największą siedzibę „z państwowego rozdzielnika”. Budynek jest nowy, rzuca się jednak w oczy skromność. Nie ma mowy o arabskim przepychu. Na korytarzach nie słychać francuskiego, który dominuje na pobliskich bulwarach Ville Nouvelle, albo w Galerii Central Park, gdzie na zakupy przychodzi miejscowa elita.

Ennahda nie jest bynajmniej ugrupowaniem robotników i biedoty, to raczej partia niższej klasy średniej. Wśród działaczy, co charakterystyczne dla ruchów islamskich, dominuje kadra techniczna. Także Dagshni Abdulazizi, który pomógł mi dostać się do siedziby partii, jest inżynierem telekomunikacji, pracuje w tunezyjskim Telekomie. Jak większość aktywistów, Abdulazizi to weteran ruchu, działał jeszcze w burzliwych latach 80. Wielu liderów Ennahdy ma za sobą wieloletnie odsiadki, nierzadko doświadczyli tortur.

Polskiego dziennikarza najpierw pytają o Wałęsę – popularnego wśród działaczy partii. Nie jestem pewny, czy za sprawą ubiegłorocznej wizyty byłego prezydenta w Tunezji, czy raczej z poczucia wspólnoty z represjonowaną w latach 80. Solidarnością.

W budynku jest też wielu młodych, głównie kobiet. Nie kto inny, jak Ennahda, wprowadził w ostatnich wyborach dużą kobiecą reprezentację do parlamentu, znacznie większą od świeckich ugrupowań – wytrącając argument przeciwników o patriarchalnej strukturze islamistów.

Pytam Abdallaha Zaouriego, odpowiedzialnego za kontakty z mediami, o największe zadania stojące przed partią. – Musimy uporać się z problemami społeczno-ekonomicznymi, a konkretnie z bezrobociem i brakiem środków na inwestycje – wylicza. – Kolejnym równie ważnym zadaniem jest zbudowanie takiej demokracji, której nikt nie będzie mógł obalić.

Nie zdążyłem zadać drugiego pytania, gdy Zaouri wyrzucił z siebie żale. Przedstawił ruch islamski jako najbardziej prześladowany przez reżim Ben Alego. Miał za złe Zachodowi, że do końca wspierał dyktatora, wiedząc o więźniach politycznych i torturach. Przypomniał o ponad 30 tys. Tunezyjczyków z różnych organizacji politycznych, którzy przewinęli się przez więzienia. Wśród nich lwią część stanowili islamiści, a zdaniem Zaouriego dyktator fabrykował dowody na rzekomy zbrojny charakter islamskiej opozycji.

Na kolejne pytanie – o świeckich obywateli i gwarancje ich praw – odpowiedział wymijająco, sugerując, że świecki charakter państwa nie zajmuje zbyt wielu Tunezyjczyków, dla których najważniejsze są poczucie sprawiedliwości, godności i wolności, i że jedynie wąska grupa intelektualistów podnosi tę kwestię. Po chwili się jednak zmitygował i jakby z przymusu wyrecytował formułę o równych prawach wszystkich obywateli, religijnych i niepraktykujących.

Daleki od ideologii program Ennahdy przekonał wielu Tunezyjczyków do oddania na nich głosu. Czy to prawdziwe oblicze tunezyjskich islamistów? Czy jedynie dobrze się maskują?

Odpowiedź poznamy w najbliższych latach.

***

Mój przyjaciel Faisal Hassairi, absolwent łódzkiej szkoły filmowej, nie wierzy w dobre intencje Ennahdy. Gdy dzielę się z nim odczuciami po wizycie w siedzibie islamistów, Faisal nie daje za wygraną. – Ich plan jest rozłożony na pokolenia – przekonuje. – Są sprytni i wiedzą, że w Tunezji nie mogą sobie na wszystko pozwolić od razu. Jak partia, której głównym pomysłem na państwo jest religia, może odnieść sukces w rządzeniu? Oni chodzą na demonstracje z Koranem, krzycząc, że islam to jedyne rozwiązanie. Wszyscy w Tunezji jesteśmy muzułmanami, ale tak nie buduje się demokracji, nie rozwiązuje się problemów społecznych. Jedynie rozdział religii od państwa, jak w Europie, może przynieść krajom arabskim rozwój – mówi Faisal.

Dziś w Afryce Północnej ludzie o poglądach Faisala są w odwrocie. Przyszedł czas na tych zwróconych w stronę mihrabu, których milcząca większość Tunezyjczyków obdarzyła zaufaniem.

A my? My powinniśmy chyba zdać się na mądrość narodu – szczególnie w Tunezji, gdzie mieszkańcy są znacznie lepiej wykształceni niż w innych krajach regionu i gdzie islamiści zdają (na razie) egzamin z samoograniczania.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2012