Dwie jedynki i przecinek

Partia Joanny Kluzik-Rostkowskiej bierze pod uwagę trzy scenariusze: coraz mniej prawdopodobny start pod własnym szyldem, wejście w koalicję i odegranie roli "miejskiej nogi" PSL oraz porozumienie z PO i start z jej list.

17.05.2011

Czyta się kilka minut

W szeregach PJN rośnie poczucie niepowodzenia. Politycy, którzy rzucili rękawicę Kaczyńskiemu, nie widzą już wielkich szans nie tylko na wejście do Sejmu, ale nawet na przekroczenie trzyprocentowego progu, który zapewniłby finansowanie partii przez najbliższe lata. To jeszcze nie jest nastrój każący porzucać tabory i salwować się ucieczką, ale już taki, który skłania do myślenia nad planem odwrotu. "Stałem się ofiarą własnej teorii" - mówi Marek Migalski, który nie wierząc w pojawienie się alternatywy dla PiS-u i PO od kilku lat głosił, że "gdzie dwóch się bije, tam obaj korzystają". Wtóruje mu Joanna Kluzik-Rostkowska, przyznająca, że "pierwsza połowa meczu jest dla PJN nieudana" i że "myśli o rozwiązaniu B, C, D", gdyby się okazało, że przegra też drugą połowę.

Liderom PJN zaczyna się spieszyć. Przejście Bartosza Arłukowicza do obozu Platformy jest sygnałem, że rozpoczął się przedwyborczy sezon transferowy. Partie zaczynają szykować się do październikowego starcia. Organizują pierwsze mitingi, kompletują listy. A PJN nie ma ani pieniędzy, ani sprawnych struktur, ani wielkiego zapału. Majowy kongres, który miał dać partii nowy impuls, jest odsuwany w czasie. Plan, który wytyczył partii przed kilkoma tygodniami Michał Kamiński - przeczekania rocznicy 10 kwietnia, papieskiej beatyfikacji i przypuszczenia ostrego ataku na prezesa PiS (w którym celuje sam Kamiński, mówiący np., że "wypowiedzi Kaczyńskiego wykluczają tę osobę z normalnego obiegu") - zawiódł. Miast dać sondażowe nadzieje, sprowadził partię w okolice - jak mówią sami politycy PJN - "Rowu Mariańskiego". Ich wisielczy humor nieźle obrazuje popularny w partii dowcip, nawiązujący do konferencji-happeningu zorganizowanego przed kilkoma tygodniami. W jego trakcie, wysocy i chudzi, Poncyljusz i Migalski, ustawiali się w kształt dwóch jedynek. Mieli symbolizować liczbę jedenaście - wymarzony wyborczy wynik PJN. Teraz mówi się, że w konferencji miał też wziąć udział niższy i mocniej zbudowany Paweł Kowal, ale nie zdążył dojechać. A gdyby dotarł, odegrałby rolę przecinka: oddzielając dwóch wysokich kolegów, zwiastowałby wynik 1,1 proc.

Liderzy PJN wiedzą, że nadchodzi czas decyzji. Że muszą lada tydzień rozstrzygnąć o tym, co dalej z partią i wyborami. Każda z potencjalnych możliwości niesie za sobą widmo albo klęski (w razie samodzielnego startu), albo trudnych kompromisów i prawdopodobnego końca "projektu" o nazwie PJN.

Kluzik-Rostkowska, Poncyljusz et consortes biorą pod uwagę trzy scenariusze. Coraz mniej prawdopodobny start pod własnym szyldem, wejście w koalicję z PSL-em - odegranie roli "miejskiej nogi" partii Pawlaka, i wreszcie - porozumienie z PO i start z jej list. Żaden nie jest scenariuszem optymalnym. Wszystkie niosą ze sobą ogromne ryzyko, a kalkulowanie, które ryzyko jest najmniejsze, to dziś, obok debat "dlaczego nam nie wyszło", najpopularniejsze zajęcie w szeregach PJN.

Własny start to groźba klęski totalnej. "Gdybyśmy jeszcze dostali honorowy wynik, taki w okolicach 3-4 proc." - marzą posłowie partii, ale nie mają wielkich nadziei. A wynik niższy, jedno- czy dwuprocentowy, ujawniłby w całej okazałości słabość przedsięwzięcia i skazałby ich na opinię "loserów". To mógłby być cios, który wyrzuciłby ich poza orbitę polityki.

Porozumienie z PSL-em to wyjście w miarę bezpieczne i najbardziej honorowe. Takie, które pozwala kreować się na równoprawnego partnera dla ludowców, poważnego gracza, który nie pada w ramiona żadnego z dwóch gigantów i, nie tracąc własnej tożsamości, staje do wyborów z realną nadzieją na umieszczenie w parlamencie swych ludzi.

Choć ta nadzieja również nie jest przesadnie wielka. PJN-owcy kalkulują, że nawet jeśli pomogą przekroczyć PSL-owi pięcioprocentowy próg, to w okręgach miejskich (tam, skąd wystartują) wynik może być zbyt niski, by wejść do Sejmu. "My nie wejdziemy - oni tak. Pomożemy chłopom wślizgnąć się na Wiejską, a potem się rozstaniemy" - smętnie prorokują PiS-owscy rozłamowcy.

Wariant trzeci: start z list PO. Potencjalnie najbardziej korzystny, ale i najmniej honorowy. Potwierdzający zarzuty o byciu "przystawką Platformy" czy "politycznym dzieckiem Grzegorza Schetyny". PO miałaby chrapkę na kilku polityków PJN. Proponuje im zresztą - na razie nieformalnie - miejsca na listach. Szkopuł w tym, że proponuje nielicznym. Kluzik czy Poncyljusz - owszem, oni mogą liczyć na niezłe lokaty. Ale już Elżbieta Jakubiak budzi w Platformie żywiołową niechęć. Mniej rozpoznawalni posłowie PJN też nie mają szans na sejmową przyszłość. Zwłaszcza że w PO uznawani są za tych, którzy wchodząc do Sejmu wzmocniliby frakcję "marszałkowską". Do tego Donald Tusk zapewne nie dopuści.

W dodatku ci, którzy na listach PO mogliby się jednak znaleźć, targani są wątpliwościami, czy wyborcy Platformy są w stanie na nich zagłosować. "Skoro przez lata kojarzyli mnie z PiS - to teraz mogą mnie potraktować jak ciało obce, kogoś z drugiej strony barykady. Dostanę słaby wynik, stracę cnotę, a rubla nie zyskam" - mówią.

Ci, którym w oczy zagląda wizja niewejścia do następnego parlamentu, zaczynają po cichu negocjować z innymi partiami. Myślą albo o powrocie do PiS, albo o szukaniu szczęścia w Platformie. Kluzik i najbliżsi jej politycy, choć są w najbardziej komfortowej sytuacji - bo sami takie czy inne miejsce w polityce znajdą, boją się, że klub zacznie im się rozsypywać, a ich pozycja negocjacyjna, i tak nieszczególnie dobra, jeszcze się pogorszy. Na razie więc głośno deklarują pójście do wyborów pod własnymi sztandarami, po cichu tłumacząc posłom, że te deklaracje i jedność są ich atutem na rozmowy z liderami PO i PSL. W głębi duszy marzy im się, że a nuż koniunktura się odwróci - bo raport Millera, inflacja, podwyżki cen czy cokolwiek innego... Licząc na choćby jedno- czy dwuprocentowe sondażowe wzmocnienie, wierzą, że pozwoliłoby ono jeśli nawet nie na podjęcie decyzji o samotnym starcie, to na znalezienie honorowego wyjścia awaryjnego. Umożliwiłoby ono zawarcie takiego porozumienia politycznego, które pozwoliłoby środowisku PJN utrzymać szyld i z nim - tą czy inną drogą - wejść do następnego parlamentu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2011