Dwa lata szesnastki

W ciągu dwóch lat udało się powołać lokalne towarzystwa Zachęty, zaangażować samorządy i stworzyć zalążki kolekcji sztuki najnowszej. Dlatego z niepokojem przyjęto decyzję o zwolnieniu pracowników odpowiedzialnych w Narodowym Centrum Kultury za realizację "Znaków czasu.

24.04.2006

Czyta się kilka minut

Łukasz Maciejowski, "To ja go poślę na deski", 2000 /
Łukasz Maciejowski, "To ja go poślę na deski", 2000 /

W 2004 roku Ministerstwo Kultury, kierowane przez Waldemara Dąbrowskiego, ogłosiło program "Znaki czasu". W szesnastu województwach miały powstać regionalne kolekcje sztuki współczesnej. Odwołano się przy do tradycji XIX-wiecznego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, stąd potoczna nazwa: "regionalne Zachęty".

Rozmach pomysłu mógł rodzić podejrzenia o megalomanię. A jednak w ciągu dwóch lat udało się nie tylko powołać lokalne towarzystwa i zaangażować samorządy, ale też stworzyć zalążki ciekawych kolekcji. Dlatego ze zdziwieniem i niepokojem przyjęto nagłą decyzję o zwolnieniu pracowników odpowiedzialnych w Narodowym Centrum Kultury za realizację "Znaków Czasu". Pojawiły się pytania, jaki będzie dalszy los tego programu, czy kolekcje nadal będą rozbudowywane, co stanie się z planowanymi inwestycjami w nowe muzea czy centra kulturalne.

Zwykła ekstrawagancja?

Pomysł tworzenia regionalnych zbiorów sztuki - nawiązujący do francuskich Fonds Regional d'Art Contemporain (FRAC), powołanych w 1983 roku - był dla większości zaskoczeniem. Trudno jednak było nie chwalić idei przeznaczenia przez państwo środków na zakupy dzieł sztuki najnowszej. Od początku lat 90. niemal w ogóle nie nabywano ich do polskich zbiorów publicznych. Powstała ogromna wyrwa, a nieliczne placówki, które pozyskiwały dzieła powstałe w ostatnich latach (np. białostocki Arsenał, Muzeum Górnośląskie w Bytomiu czy instytucje stołeczne: Zachęta, Centrum Sztuki Współczesnej, Fundacja Zbiorów Sztuki Współczesnej Muzeum Narodowego), to raczej wyjątki potwierdzające regułę. A przecież nie bezzasadnie można mówić o dobrych czasach dla polskich artystów. Prace niektórych z nich są coraz chętniej kupowane przez zagranicznych kolekcjonerów i zachodnie muzea, by wspomnieć tylko o londyńskiej Tate Modern, która przed kilku laty włączyła do stałej ekspozycji instalację Mirosława Bałki, a do nowej edycji stałej kolekcji - obraz Wilhelma Sasnala.

Przy okazji tworzenia "Znaków Czasu" pojawiło się jednak wiele wątpliwości. Czy nie grozi to rozproszeniem i tak relatywnie niewielkich środków? Czy nie doprowadzi do niepotrzebnej konkurencji? Czy nie wystarczyłoby powiększanie kolekcji istniejących muzeów i działających od lat Biur Wystaw Artystycznych, które mają już siedziby, a więc możliwość eksponowania prac i ich przechowywania?

Za pomysłem przemawiały doświadczenia innych krajów. W ostatnich dwóch dekadach powstało wiele nowych muzeów i ośrodków kultury, otwartych na powstającą dziś sztukę z całą rozmaitością jej form, nieskażonych konserwatyzmem, nieodłącznym chyba od tradycyjnych instytucji muzealnych. Nowe miejsca często przyczyniły się do ożywienia zaniedbanych terenów, pełniąc nie tylko funkcje kulturalne, ale też... ekonomiczne.

Pod różnymi nazwami

Przy tworzeniu regionalnych Zachęt nie sposób było uniknąć pytania o ich charakter. Czy ma powstać sieć kierowanych centralnie, podobnych do siebie kolekcji, czy też całą inicjatywę powinny przejąć środowiska miejscowe? I czy potrafią one - jak chciało ministerstwo - wybierać do kolekcji "dzieła sztuki najwyższej jakości"? Czy nie będą prezentować sztuki polskiej wedle wizji lokalnych związków twórczych i koterii artystycznych?

Ostatecznie to inicjatorom pozostawiono opracowanie charakteru kolekcji, a także określenie relacji z istniejącymi placówkami. Poszczególne kolekcje miały stworzyć "narodowy zasób sztuki współczesnej" na zasadzie komplementarności, nie powielając zestawów prac tych samych artystów.

Każda z nowo powstałych Zachęt (które zresztą przyjęły rozmaite nazwy) otrzymała od ministerstwa jedno lub nawet kilka dzieł. Znalazły się wśród nich prace twórców nieżyjących (np. Szapocznikow), artystów już "kanonicznych" (Sempoliński, Dwurnik, Tarasewicz), ale też debiutantów z ostatniej dekady (Maciejowski).

Dary miały zaznaczyć charakter poszczególnych kolekcji, jednak nie zawsze znalazło to odzwierciedlenie w kolejnych zakupach. W niektórych ośrodkach skupiono się przede wszystkim na zbieraniu sztuki lokalnej (Kielce, Opole), w innych tego zakorzenienia nie rozumiano tak dosłownie. Na Śląsku nacisk położono na sztukę związaną z regionem (nabyto m.in. świetne fotografie Zofii Rydet), ale znalazło się też miejsce na dzieła chociażby Cezarego Bodzianowskiego czy Jerzego Truszkowskiego.

W Lublinie oparcia szukano w tamtejszych tradycjach sztuki awangardowej: wśród pierwszych zakupów znalazł się obraz Włodzimierza Borowskiego, członka pamiętnej Grupy Zamek, i prace artystów związanych z działającą w latach 70. Galerią Labirynt, później z BWA, a wreszcie z instytucjami młodszymi (takimi jak Galeria Biała czy Kont). Nabyto też dzieła artystów z Lublinem niezwiązanych: Dominika Lejmana, Zofii Kulik, Józefa Robakowskiego czy Leona Tarasewicza.

W Krakowie za datę graniczną przyjęto połowę lat 90., skupiając się na sztuce XXI wieku. W kolekcji znaleźli się Mirosław Bałka, Grzegorz Sztwiertnia, Grupa Azorro, a więc głośne zjawiska sztuki ostatnich lat. Ale też, jak podkreśla prezes małopolskiej Zachęty Jan Trzupek, twórcy kolekcji starają się uzupełnić zbiory o to, co przynależy do Krakowa, a do tej pory było tu słabo obecne, np. twórczość Marka Chlandy. W Gdańsku skupiono się na bardziej tradycyjnych nurtach, nabywając m.in. prace Jerzego Tchórzewskiego, Teresy Pągowskiej, Tomasza Tatarczyka czy Aldony Mickiewicz.

Jeszcze inną drogą poszła Zachęta podlaska, traktując swe zbiory jako dopełnienie kolekcji sztuki ostatnich dwóch dekad stworzonej przez tamtejszą Galerię Arsenał. Zakupiono prace m. in. Pawła Althamera, Oskara Dawickiego, Laury Paweli, Joanny Rajkowskiej, Jadwigi Sawickiej czy Artura Żmijewskiego. Podobną zasadę przyjęła początkowo Zachęta wielkopolska, swoimi nabytkami (kilka rzeźb Aliny Szapocznikow, obrazy Andrzeja Wróblewskiego i Stanisława Kubickiego) uzupełniając jak gdyby kolekcję poznańskiego Muzeum Narodowego. Gdy jednak wyczerpały się możliwości ekspozycyjne, zmieniła swój profil, szukając miejsca w przestrzeni publicznej. Pierwsze prace - Piotra Kurki i Izabeli Gustowskiej - znalazły się na poznańskim lotnisku Ławica.

Regionalne Zachęty tworzono wedle różnych wzorów: śląska została powołana przy działającej już wcześniej Fundacji dla Śląska; na Podlasiu Zachęta związana jest (także personalnie) z tamtejszą Galerią Arsenał; w Krakowie kierują nią krytycy i historycy sztuki, ale fundację zajmującą się tworzeniem kolekcji powołał małopolski samorząd wojewódzki.

Różnie też widzą swoją przyszłość instytucjonalną. Niektóre ośrodki myślą o stworzeniu lokalnych Centrów Sztuki Współczesnej. W Toruniu będzie ono gotowe do końca 2007 r., o takim centrum myślą także władze Małopolski. Ambitny jest projekt łódzki, przewidujący wykorzystanie zmodernizowanych terenów pofabrycznych. Na Śląsku planuje się stworzenie nowego centrum kultury, w którym znajdą miejsce także zbiory sztuki. Białostoccy samorządowcy wspominają o nowej siedzibie dla tamtejszego Arsenału. O nowych muzeach myśli się w Gdańsku i Szczecinie.

Jednak w zamyśle chodziło nie tylko o stworzenie kolekcji, ale o cały program działań edukacyjnych, wystawienniczych i wydawniczych. Przede wszystkim zaś o wciągniecie do współpracy lokalnych władz samorządowych oraz prywatnego biznesu. Początkowo środki finansowe przekazywane przez ministra wynosiły najwyżej 50 proc. kwoty przeznaczonej na kolekcję - resztę każda Zachęta musiała pozyskać samodzielnie. Później ten wymóg ograniczono do zapewnienia 10 proc. wkładu własnego. W wielu przypadkach udało się pozyskać znaczące fundusze: małopolska Zachęta wydała dotychczas na zakupy 980 tys., wielkopolska - półtora miliona, śląska - 850 tys. Ale były też mniejsze kwoty. Udało się uruchomić społeczności lokalne, o czym świadczą deklaracje samorządów o budowie siedzib dla kolekcji.

Mniej niż patriotyzm?

Bilans dwóch lat programu nie jest jednoznaczny. Można narzekać na jakość niektórych kolekcji. Jak zauważyła w "Gazecie Wyborczej" Dorota Jarecka, regionalne Zachęty rządzą się wedle reguł demokracji, co nie zawsze oznacza dzieła z najwyższej półki. Nie wolno jednak zapominać, że po raz pierwszy w nowej RP władze zdecydowały się przeznaczyć tak znaczne środki na zakup sztuki najnowszej. Nie mniejsze znaczenie ma fakt, że do nowych zbiorów trafiła fotografia, wideo, instalacje, a więc sztuka operująca nowymi środkami wypowiedzi. To istotne novum wobec tradycji polskich muzeów. No i przyczyniono się do rozwoju rynku sztuki współczesnej w Polsce.

Dzisiaj jednak problemem nie jest stan tej czy innej Zachęty. Nagła decyzja nowego kierownictwa Narodowego Centrum Kultury zmusza do pytania o przyszłość regionalnych kolekcji. Zresztą szef NCK Marek Mutor z rozbrajającą szczerością przyznał się "Gazecie Wyborczej" (22 marca), że podejmując decyzję, nie zapoznał się z dotychczasową działalnością programu.

Także budżet programu uległ ograniczeniu. W roku 2005 wynosił 4 mln zł (chodzi o program "operacyjny"), a w bieżącym tylko 2,5 mln zł. W porównaniu z innymi programami Ministerstwa ("Promocja czytelnictwa" - 38,5 mln, "Promocja twórczości" - 40 mln, "Patriotyzm jutra" - 5 mln) wygląda to dość skromnie. W dodatku od roku ze środków tych mogą korzystać nie tylko regionalne Zachęty, ale także inne instytucje, w tym muzea. Minister Ujazdowski zapewniał do tej pory, że projekt "Znaki Czasu" będzie kontynuowany. Można mieć nadzieję, że poza konserwowaniem dziedzictwa nadal znajdzie się miejsce na sztukę powstającą dzisiaj, choć może nie jest ona ulubioną domeną obecnie rządzących.

Waldemarowi Dąbrowskiemu marzyło się przywrócenie tradycji mecenatu artystycznego, w tym lokalnego. Czy to się udało? Opinie na ten temat są podzielone. Śląska Zachęta jest przekonana, że nawet bez poparcia Warszawy kolekcja nadal będzie powiększana. Jak podkreśla Irena Fugalewicz: "Ogromnym walorem programu »Znaki Czasu« było właśnie uruchomienie mecenatu artystycznego. To jest konkret, a biznes lubi konkrety. Dać pieniądze na coś widocznego i, co tu kryć, pozwalającego poprawić wizerunek firmy jako orędownika kultury". Jednak nawet ona dodaje: "Idzie to opornie, tym bardziej że pieniądze zarobione na Śląsku - i nie tylko, bo rzecz dotyczy całej prowincji - dzielą centrale w Warszawie, które poza Warszawą nie widzą świata". Pełni dobrych myśli są też członkowie Zachęty małopolskiej. Ufają, że zaangażowanie samorządu okaże się trwałe.

Ale można też usłyszeć sądy mniej optymistyczne: że bez przykładu ministerstwa samorządy chętnie wycofają dotychczasowe wsparcie. Również dla prywatnych sponsorów ważny jest znak Ministerstwa Kultury. Monika Szewczyk, kierująca Zachętą podlaską, podkreśla: "»Znaki Czasu« mogły zmienić myślenie o sztuce współczesnej, podnieść jej autorytet. Zaprzestanie tego programu będzie miało skutki katastrofalne". Tym bardziej że żadnych obyczajów nie sposób zbudować w ciągu dwóch lat.

PIOTR KOSIEWSKI jest historykiem sztuki. Publikuje m.in. w "Tygodniku Powszechnym", "Kresach", Więzi", "Znaku".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2006