Duch Minionych Wigilii

Pisarze i kompozytorzy wiedzą dobrze, co czynią, gdy na czas akcji swych dzieł wybierają adwent i dni Bożego Narodzenia. Wiadomo, że wszystko, co wydarza się wówczas, należy do Świętej Historii. I wszystko dociera do nas wtedy przez szybkę cudowności. A nauczyliśmy się przez nią spoglądać na świat właśnie w dzieciństwie.

21.12.2003

Czyta się kilka minut

"Dopóki śmierć wszystkiego nie pomiesza i nie wykreśli z rachunku, czas obdarza nas duchami minionych, obecnych i przyszłych wigilii". (Dickens)

Jak twierdzi Dickens, Boże Narodzenie jest czasem, w którym szczególnie chętnie składają nam wizytę wszelkiego rodzaju duchy i duszki, skrzaty, wróżki i zjawy. Jako dzieci czytające książki Dickensa pozostajemy sceptyczni, nie bardzo mamy ochotę pisarzowi wierzyć, dopiero w latach dojrzałych zauważamy, że mówił prawdę: im jesteśmy starsi, tym częściej w okresie Świąt przybywa do nas przynajmniej jeden z dobrze znanych pisarzowi niematerialnych gości - Duch Minionych Wigilii. Zawsze mieszka on w naszym wnętrzu, ale najchętniej wybiera ten właśnie uroczysty czas, koniec roku, adwent, zimowy przełom w kalendarzu, by wywołać w nas wizje z dawniejszych lat.

Mroźny, świąteczny poranek

A jeżeli włączymy radio, by usłyszeć akurat “Concerto grosso na Boże Narodzenie" Arcangela (Archanioła!) Corellego albo początkowy chór z “Oratorium Bożonarodzeniowego" Bacha, na pewno nie obejdzie się bez fali wspomnień. Przypominamy sobie kolejne świąteczne drzewka, dawno nieobecnych bliskich, którzy zasiadali z nami przy wigilijnym stole, atmosferę pełną błogiej serdeczności, prezenty otrzymane na gwiazdkę. A wśród tych ostatnich to, co dla wielu z nas było wówczas i do dzisiaj pozostało wśród upominków najdroższe: książki pisarzy naszego dzieciństwa, baśnie takich mistrzów jak Andersen, Perrault, Hoffmann, Dickens czy Maeterlinck, a potem tomy wielu innych autorów, których lista poszerzała się i przemieniała wraz z naszym dorastaniem. “Dziadek do orzechów", “Królowa Śniegu", “Dziewczynka z zapałkami", “Choineczka"; “Kopciuszek", “Śpiąca królewna"; “Złoty garnek", “Mistrz Pchła"; “Niebieski ptak", a nieco później “Opowieści wigilijne" czy “Świerszcz za kominem" - to wszystko baśnie i opowieści mniej lub bardziej związane z gwiazdką.

Dzieci najchętniej słuchają bajek, które dobrze znają, z błyszczącymi oczyma wsłuchują się w dobrze już zapamiętane opowieści, a my, wielbiciele muzyki, jesteśmy podobni dzieciom: także tym chętniej słuchamy muzycznych arcydzieł, im lepiej je znamy.

Jeżeli jednak dzisiaj sięgniemy do znalezionych niegdyś pod choinką tomików, zauważymy w nich fragmenty, których wagę dla naszego wewnętrznego rozwoju dopiero teraz będziemy potrafili docenić. Często z tych właśnie książek, stowarzyszonych na zawsze w naszej pamięci ze świątecznym klimatem, muzyką kolęd, jasełkami i zimowym pejzażem, brały się nasze pierwsze wzruszenia literackie, płynęły pierwsze impulsy do własnej twórczości. W późniejszych latach nie tylko głębiej pojmujemy wypadki czasu Narodzenia, ale także inaczej postrzegamy dziwną i piękną przenośnię zawartą w przeświadczeniu o zwierzętach mówiących w noc wigilijną ludzkim głosem, marzenia o przedmiotach poruszanych niepowszednim duchem, o nadprzyrodzonych istotach odzywających się wewnątrz nas samych i potrafimy uwierzyć wszystkim baśniopisarzom świata.

I sami powoływać do życia świat fantazji i baśni. Dzieje się tak, gdyż w wieku dojrzałym nasza wiara jest kierowana świadomym wyborem.

Dickens: “Czas zimowy... Jakże miło go rozpamiętywać, bo dzięki niemu ogień na kominie wydaje się cieplejszy, lato zaś - zieleńsze w wyobraźni! Ostry, mroźny poranek Świąt Bożego Narodzenia! Klimat miasta nie usposabia bynajmniej wesoło, jednakże w powietrzu unosi się coś tak radosnego! Wokół rozlega się chrzęst i skrzypienie śniegu, brzmiące niczym niewymyślna, a dźwięczna i miła dla ucha muzyka".

Jeżeli przypomnimy sobie pierwszą część słynnego koncertu “Zima" Vivaldiego z “Czterech pór roku", to tam właśnie znakomicie wychwycimy to, co opisuje Dickens: coś odświętnego w powietrzu i radosne skrzypienie śniegu, brzmiące jak muzyka. Jest to jeden z utworów najlepiej malujących dźwiękami zimową aurę. Trzeba bowiem zwrócić uwagę, że muzyka szczególnie odpowiednia na okres Świąt Bożego Narodzenia to także liczne kompozycje świeckie związane z tym czasem jak koncert Vivaldiego: opisowo, obrazowo, dźwiękonaśladowczo.

Złote jabłka, cukierki, gwiazdki

Dickens: “Czas Bożego Narodzenia należy do zjawisk, które przynoszą wiele dobrego, mimo iż nie dają materialnych korzyści. Myślimy o dniach tych Świąt jako o czasach błogich, radosnych, przepełnionych dobrocią i duchem miłosierdzia. Jako o dniach, gdy wszyscy otwierają szeroko swe serca i traktują innych, jak prawdziwych towarzyszy wspólnej wędrówki. I dlatego mówimy zawsze: - Dzień dobry! Życzymy Wesołych Świąt! Niech Święta te będą błogosławione! - I słowa te brzmią jak najradośniejsza muzyka!".

Niektórzy pamiętają jeszcze podobne chwile, wigilie urządzane przez pokolenie naszych babek, wieczory świąteczne, jakich opisy znajdujemy w XIX-wiecznej dziecięcej literaturze, u Dickensa czy Hoffmanna; ogromne choinki uginały się wówczas pod ciężarem cacek wykonanych z rozmaitych paciorków, błyskotek i koralików, z cynfolii i brokatu, złoconych orzechów, kandyzowanych owoców i połyskujących łańcuchów, a przede wszystkim na gałązkach płonęły żywym ogniem najprawdziwsze świeczki! Franciszek Liszt w późnym wieku skomponował bardzo prostą miniaturę fortepianową o nazwie “Zapalono świeczki na choince!" - takie to było cudowne i ważne wydarzenie, że warto było o nim opowiedzieć muzyką. Potem zasiadało się do stołu wśród rodziny bliższej i dalszej, łamało opłatkiem, jadło potrawy przyrządzone według recept niezmienionych od kilku pokoleń, i nadchodził też czas muzyki, ktoś siadał do pianina i gremialnie śpiewano kolędy i pastorałki.

Hoffmann: “Wielka choinka stojąca pośrodku pokoju obwieszona była mnóstwem złotych i srebrnych jabłek, a ze wszystkich gałązek zwisały na kształt pąków i kwiatów migdały cukrzone, kolorowe cukierki i wiele innych łakoci. Ale najbardziej pochwalić należy mnóstwo złotych świeczek, które jak gwiazdki błyszczały pomiędzy igłami cudownego drzewka; a ono rozsiewając blask dokoła, zapraszało dzieci serdecznie, aby zrywały jego owoce i kwiaty. A pod drzewkiem, dookoła, cóż tam były za prześliczne rzeczy, co za podarki - kto by to opisać potrafił! - tak wszystko jaśniało barwnie i wspaniale...".

Muzyka baletowa Piotra Czajkowskiego, która powstała według tej właśnie baśni Hoffmanna, “Dziadka do orzechów", nie jest kompozycją przeznaczoną specjalnie na czas Bożego Narodzenia, lecz muzyczną opowieścią o wypadkach przypadających na ten właśnie okres - to swoisty gatunek sztuki dźwiękowej ściśle, choć w inny sposób, związany z naszym tematem. Pisarze i kompozytorzy wiedzą dobrze, dlaczego na czas akcji swych dzieł częstokroć wybierają adwent i dni Bożego Narodzenia, wiadomo, że wszystko, co wydarza się wówczas, co należy do Świętej Historii, odbieramy w tym momencie roku kalendarzowego poprzez filtr sacrum, wszystko dociera do nas przez szybkę cudowności. A nauczyliśmy się przez nią spoglądać na świat właśnie w dzieciństwie.

Aniele, w twoim wejrzeniu...

Muzyka po to między innymi istnieje, by pogłębiać i wzmagać w nas nastroje, na które bez niej jesteśmy mniej podatni, przygotowywać nas do głębszego przeżywania, wzruszenia, a co za tym idzie do lepszego zapamiętania wydarzeń, którym towarzyszy. Nie inny cel ma muzyka przeznaczona na Boże Narodzenie. Jej zadaniem jest także, obok hołdu składanego Synowi Bożemu, obok uświetnienia liturgii, przygotować nas na przyjęcie przesłania zawartego w akcie Narodzenia w odpowiednio podniosłym stanie ducha.

Dlatego też kompozycje przeznaczone na Bożonarodzeniowe Święta są tak dawne, jak tylko sięga ludzka pamięć, źródła pisane i historia muzyki. Wśród najstarszych znajdują się oczywiście odpowiednie fragmenty chorału gregoriańskiego, urywki pierwocin wielogłosowości i wreszcie, w samym końcu XII w. - pierwsze arcydzieła: polifonia paryskiej szkoły Notre-Dame. Z dorobku tej ostatniej wybijają się przede wszystkim potężne rozmiarami jak na tamte czasy utwory, skomponowane na okres świąteczny przez mistrza znanego jako Magister Perotinus Magnus, dwa czterogłosowe graduały: “Viderunt omnes" (na sam dzień Bożego Narodzenia, 1198 r.) i “Sederunt principes" (na dzień św. Stefana, 27 grudnia, 1199 r.), kompozycje genialne, o wstrząsającej ekspresji.

Przez całą epokę renesansu wielogłosowa muzyka kościelna powstawała z okazji wszystkich świąt roku liturgicznego. Do bardzo starych utworów związanych z Bożym Narodzeniem należą także niektóre kunsztownie, wielogłosowo opracowane kolędy, gatunek popularny we wszystkich krajach Europy; są to angielskie anthems (Gibbons), francuskie chansons (Costelay, nadworny kompozytor “polskiego" Walezjusza) czy hugenockie pieśni (Le Jeune), a przede wszystkim chorały niemieckie, protestanckie, tworzone przez wybitnych mistrzów, jak Eccard, Bonamicus, Praetorius (autor słynnej “Es ist ein Ros’ entsprungen"), ale także anonimowe, jeszcze starsze kolędy, jak średniowieczna “Psallite", wielokrotnie opracowywana, także na fortepian przez Liszta.

W środowisku protestanckim muzyka komponowana na wielkie święta religijne, w tym na Boże Narodzenie, była szczególnie pielęgnowana w okresie baroku, co wynikało z mieszczańskiego, parafialnego stylu życia. Dzieła protestanckie nie są wcale tak dalekie tradycji katolickiej, jak się zwykle przypuszcza, na przykład słynna bożonarodzeniowa kantata Bacha “Nun komm der Heiden Heiland" powstała do słów św. Ambrożego, które jedynie przetłumaczył na niemiecki Marcin Luter. Poprzednicy Bacha, Buxtehude, Scheidt, Schütz (“Historia Narodzin Jezusa Chrystusa") i jego współcześni, tak jak i sam lipski kantor, pisali kantaty i oratoria dla uczczenia przyjścia Jezusa na świat. Podobne dzieła powstawały oczywiście i w krajach katolickich, we Francji we Włoszech czy w Polsce.

Ciekawe, że muzyka religijna tak silnie rozkwitła właśnie w dobie baroku, w stylu, który najpełniej chyba odzwierciedla nieskończoność poprzez pełnię zespołowego brzmienia i zawiłe perspektywy nieskończonych meandrów, ozdobników i ornamentów. O ile katedra gotycka jest niewątpliwie najdoskonalszym ucieleśnieniem sakralnej przestrzeni, o tyle sakralny czas najdoskonalej odbija się w barokowym oratorium. Nie ma wspanialszych efektów, zarówno od strony artystycznej, jak i sakralnej, niż gdy spotkają się te dwa szczytowe wykwity dwóch jakże odrębnych stylów, kiedy barokowe oratorium rozbrzmiewa w gotyckiej katedrze; wydaje się wówczas, że miękkie filigrany barokowego dźwięku wyściełają wzniosłe ostrołuki gotyckich arkad, krzyżowe sklepienia tętnią rytmem chwalebnych chórów, a rozświetlona wysokimi tonami smyczków instrumentacja spotyka się z łagodną fluorescencją sączących barwne światło witraży. Chartres, Reims, Amiens - tam dźwięczała muzyka Charpentiera, Campry, Delelanda, po gotyckiej ścianie pięła się wzwyż. I jeżeli dzisiaj nie słuchamy tej muzyki w tamtych wnętrzach, gdzie tak doskonale czas i przestrzeń spotykały się w intensywnie, żarliwie przeżywanym sacrum, to przecież - nie lękajmy się tego porównania - nasze wnętrze jest właśnie ową duchową katedrą, którą może wypełnić natchniona muzyka.

Rilke: “Aniele, w twoim wejrzeniu / niech ocalone stanie na koniec, strzeliście. (...) nie przeoczyliśmy, / nie utraciliśmy owych wnętrz, ku nam skłonionych, owych / naszych przestrzeni. (...) Aniele, Chartres było wielkie / - i muzyka / wzbiła się jeszcze wyżej i nas przerosła".

Dziewczynka z zapałkami

Dickens: “Czas to okrzyk żalu nad dniami, które pełne były doświadczeń i klęsk; i pozostawiły ślady na teraźniejszości, wykazując ludziom, jak bardzo potrzebna jest im pomoc. Wsłuchujemy się w te lamenty nad przeszłością i odnajdujemy je w odgłosach imbryka, świerszcza lub wigilijnych dzwonów. (...) Ku ich dźwiękom wspinamy się coraz to wyżej i wyżej. W górę, stopień za stopniem. Tam wysoko, w gęstym mroku żyją duchy dzwonów i przyjmują takie postacie, jakie nadają im nadzieje, myśli i wspomnienia śmiertelników. Dźwięk ich brzmi zawsze jak głosy ludzkie przemawiające z przestworzy. Takie są tajemnicze, rozbrzmiewające dźwięcznie i głęboko, a na sam ich głos ogarnia uczucie czci zmieszanej z grozą. Samotne, bezimienne, nigdy przecie nie są nieme".

Na swój sposób muzyką świąteczną są także dźwięki wybrzmiewające jeszcze wyżej od liturgii, ponad tętniącymi organami, chorałem i oratoriami nawami katedr - kościelne dzwony. Ich śpiew, zawsze obecny w ważnych, podniosłych momentach, bywał niegdyś bardziej rozmaity, od najprostszych uderzeń, takich jakie znamy dziś wszyscy, do niesłychanie skomplikowanych kurantów wygrywających długie i bogate melodie, tak zwanych karijonów. Konstruowali te zespoły dzwonów, komponowali na nie, opiekowali się nimi wybitni muzycy (np. Jakub van Eyck w Utrechcie w XVII w.), a inni kompozytorzy naśladowali potem brzmienie tychże dzwonów w swoich kompozycjach instrumentalnych (Vierne, Rachmaninow); Liszt poświęcił odrębne kompozycje dzwonom Genewy i Strasburga.

Jedna z baśni Andersena opowiada o nie wiadomo skąd dochodzącym dźwięku dzwonu; dziecięcy bohater tej historii, podążając za jego głosem, odkrywa tajemniczą wzniosłość natury. Jakże proste są środki literackie, które wprowadzają nas w najgłębsze treści, nie potrzeba wcale wydumanych, sztucznych historii o niesamowitych istotach czy stworach z innych galaktyk, najzwyklejszy dźwięk dzwonu może być kluczem do mistycznych tajemnic świata. Nie należy się tylko obawiać wzruszenia, bez niego nie może się obejść żadna wielka sztuka.

Bardzo często zdarzało się, że kompozycje na pozór poświęcone tylko malowaniu krajobrazu, pogody, nastroju czy też prostych codziennych wydarzeń czwartej, zimowej pory roku zawierały pewien aspekt dydaktyczny, niosący delikatne pouczenie o wydźwięku społecznym, a przede wszystkim chrześcijańskim. Świetnego przykładu dostarcza symfonia programowa Leopolda Mozarta (ojca Wolfganga Amadeusza), pomyślana jako utwór dla dzieci i zatytułowana “Przejażdżka saniami". Dziełko to szereguje postrzegane z mknącego na płozach pojazdu obrazy, wśród których, obok dźwięczących w pobliżu dzwonów i dzwoneczków, świecących w domach choinek, karnawałowych zabaw, przygrywających ulicznych kapel, pojawia się raptem dysonans - niewielka część zatytułowana “Kobieta na mrozie, drżąca z zimna". Można by pomyśleć, i słusznie, że jest to muzyczny odpowiednik “Dziewczynki z zapałkami" Andersena.

Andersen: “W kącie między domami usiadła i skurczyła się cała; małe nożyny podciągnęła pod siebie, ale marzła coraz bardziej... Jej małe ręce prawie całkiem zamarzły z tego chłodu. Ach! jedna mała zapałka, jakby to dobrze było! Żeby tak wyciągnąć jedną zapałkę z wiązki, potrzeć ją o ścianę i tylko ogrzać paluszki! Wyciągnęła jedną i... trzask! Jak się iskrzy, jak płonie mały, ciepły, jasny płomyczek! Niby mała świeczka otoczona dłońmi! Dziwna to świeca, dziewczynce zdawało się, że siedzi pod wielkim, żelaznym piecem o mosiężnych drzwiczkach i ozdobach. Ogień palił się w nim tak łaskawie i grzał tak przyjemnie! Ach, jakież to było rozkoszne... Aż tu płomień zagasł. Piec znikł, a ona siedziała z niedopałkiem siarnika w dłoni... To przecież jest wigilia - pomyślała dziewczynka".

W związku z zimą i Świętami Bożego Narodzenia musi się oczywiście także pojawić ogień, tutaj w roli dobroczynnego, lecz jakże złudnego towarzysza. Można by przypuścić, że zainspirowany podobnymi obrazami Debussy napisał swoją pieśń “Boże Narodzenie bezdomnych dzieci". Można by też pomyśleć, że podobne historie, tak jak to było w przypadku Andersena, układają przede wszystkim ludzie samotni, tęskniący za radosnym blaskiem ognia, za ciepłem domowego ogniska. Podobno Andersen napisał swą wzruszającą opowieść jednym pociągnięciem pióra, pod wpływem rysunku z jakiegoś starego kalendarza przeznaczonego na opał; zapewne to właśnie nagłe wzruszenie zadecydowało o niepowtarzalnym pięknie utworu.

Czy w muzyce nie jest jednak inaczej? Czy najsilniej, najserdeczniej nie przeżywali Bożego Narodzenia ci kompozytorzy, którzy szykowali obchody Świąt z myślą o dzieciach, maleńkich istotkach tłoczących się u ich kolan - taki właśnie stereotypowy obraz Jana Sebastiana Bacha wśród rodziny pojawia się zwykle w naszej wyobraźni. Swoje genialne kantaty, swe słynne oratorium Bach pisał także z myślą o innych, obcych dzieciach, o małych śpiewakach z lipskiej parafii św. Tomasza, którzy wykonywali dźwięcznymi sopranami jego natchnione chóry: “Jauchtzet, frohlocket, auf, preiset die Tage!" “Cieszcie się, radujcie, świętujcie ten dzień!".

Niebieski ptak

W okresie Świąt chętnie jednakże podróżujemy myślami w czasie w obu kierunkach. Wspominanie jest stanem błogosławionym, odbiegamy w przeszłość ku jej najpiękniejszym chwilom; wybieganie w przód, ku latom przyszłym, kryje w sobie większą dozę niepewności i niepokoju, ale także tęsknoty za nieznanym. I te nastroje nie są obce okresowi Świąt Bożego Narodzenia, a - jak twierdzi Andersen - wyglądanie przyszłości wynika najczęściej z nieumiejętności oszacowania dobrodziejstw chwili obecnej. Tyle można przynajmniej wnosić z baśni o pewnej choince, której ogromnie nudziły się młode lata, nie potrafiła docenić ich wagi, kiedy rosła w gęstym lesie i marzyła o przyszłej świetności w wigilijnym salonie. A przecież nie podejrzewała nawet, jaki tam ją czeka los...

Andersen: “I myślała choinka: Jakże cierpię z tęsknoty! Tak bym chciała, by już nadeszło Boże Narodzenie! Oto jestem już duża i rozrośnięta i gdybym już była w tym ciepłym pokoju, wśród przepychu i wspaniałości! A potem? Tak, potem będzie coś jeszcze wspanialszego! Lecz... co się stanie?".

Nieco podobny wątek zostaje znacznie głębiej przeprowadzony w wigilijnej baśni Maeterlincka “Niebieski ptak"; dwoje dzieci wyrusza w noc wigilijną na poszukiwanie tajemnicy świata. Jest to także i w tym wypadku jedyny niepowtarzalny dzień wspominania, który prowadzi w przyszłość...

Maeterlinck: “Świadomość to jest właściwie skończoność, która skupia się w sobie, by rozpoznać i zbadać swe najwęższe granice i żyć w nich możliwie najciaśniej. (...) Cierpieniem właściwym duchowi jest cierpienie, iż się nie wie lub się nie rozumie; w nim zawiera się cierpienie niemocy. Kto rozumie - zgadza się, inaczej bowiem wszechświat byłby omyłką. A to przecież jest niemożliwe: pomyłki nieskończonej nie można zrozumieć. (...) To, czego nie wiemy, wystarczy, żeby stworzyć świat, lecz to, co wiemy, nie może ani na chwilę przedłużyć życia motyla... Gdyby nie było pytań nie dających się rozwiązać ani zagadek nie do zgłębienia, nieskończoność nie byłaby nieskończonością! Wtedy dopiero należałoby przeklinać wiecznie los, który nas umieścił we wszechświecie na miarę naszej inteligencji. Wszystko, co istnieje, byłoby tylko więzieniem bez wyjścia".

Czyż to nie jest wymowne, że w chwilach obecnych mniej powstaje radosnej i wzruszającej muzyki na Boże Narodzenie, a więcej tragicznej, rozdartej muzyki wielkanocnej? Dlaczego chętniej pisze się teraz pasje niż noelki? Czy jesteśmy mniej skłonni do radości, czy głębiej zadumani niż przed wiekami? Olivier Messiaen, jeden z najbardziej niezwykłych mistyków w muzyce XX stulecia, tak właśnie zdawał się myśleć, skoro z okazji bożonarodzeniowych świąt skomponował cykl skupionych muzycznych medytacji. Muzyka bowiem wraz z mijającym czasem dojrzewa, tak jak i my wyrastamy z dzieciństwa; jak z krainy baśni wkraczamy w świat refleksji dojrzałych, tak i muzyka poszukuje nastrojów poważnych, dojmujących, niejasnych, tajemniczych, często w tragicznym świecie - tragicznych.

Maeterlinck: “Wielkość człowieka mierzy się wielkością tajemnic, które wyznaje i przed jakimi się zatrzymuje. (...) Jedno słowo mistyczne może w pewnym momencie wyrazić całą ludzką istotę. Lub ukazać przynajmniej, że nie wszyscy byliśmy zadowolonymi mieszkańcami ziemi".

Niemal wszystkie poruszone tutaj sprawy dotyczą wigilii minionych. Może zbyt wiele myśli poświęcamy wspomnieniom, a zbyt mało nadziejom na przyszłość? Rzecz jednak w tym, by zachować tradycję i aby tradycja ta pomagała nam utrzymywać wciąż ów podniosły stan ducha, stan poetyckiej, lirycznej refleksji, przesiąkniętej przychylnością dla świata i ludzi, stan, który powinien budzić się w nas jak najczęściej. Oddając się więc wspomnieniom, odczuwając błogość świątecznej atmosfery, mamy większe szanse na to, że przyszłe wigilie będą nam upływać w podobnym nastroju - w duchu minionych wigilii.

Dickens: “Czas jest dla człowieka drogą naprzód ku owemu wielkiemu celowi, który ustanowiony został, kiedy czas i On rozpoczynali wspólne dzieło. (...) W czas Bożego Narodzenia - bardziej niż w jakiejkolwiek innej porze roku - powinniśmy pamiętać o każdym smutku, każdej krzywdzie lub zgryzocie, które można jeszcze naprawić lub złagodzić".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2003