Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od powszechnie fetowanego zbawcy do równie powszechnie pogardzanego łajdaka: niewielki krok dzieli dziś w Niemczech te dwa odległe, zdawałoby się, bieguny społecznych emocji. Zaledwie pięć lat temu, w berlińskim Tiergarten, dziesiątki tysięcy Niemców wiwatowały na część charyzmatycznego Afroamerykanina. Spijali kojącą retorykę z ust Baracka Obamy niczym balsam na ich dusze – tak jakby ówczesny kandydat, a wkrótce prezydent USA i laureat Pokojowego Nobla był nowym mesjaszem. Dziś Niemcy nie wierzą już w ani jedno jego słowo. W minionym tygodniu popularny magazyn „Stern” opublikował na okładce twarz Obamy z wielkim tytułem: „Szpicel”.
AZYL DLA SNOWDENA?
Oczywiście: organizując maniakalną, globalną sieć podsłuchów Amerykanie przekroczyli czerwoną linię. Nastroje w politycznym Berlinie są podgrzane zwłaszcza po tym, gdy ujawniono, że amerykański wywiad NSA podsłuchiwał nawet prywatny telefon komórkowy kanclerz Angeli Merkel. Tak się nie traktuje przyjaciół: oburzenie jest powszechne i uzasadnione.
Jakby tych emocji było mało, o kolejną ich dawkę zadbał Hans-Christoph Ströbele: ten 74-letni weteran partii Zielonych, który nawet w szeregach swej formacji uważany jest za lewackiego fundamentalistę, poleciał do Moskwy i spotkał się z byłym pracownikiem NSA Edwardem Snowdenem – tym, od którego wszystko się zaczęło. Od Snowdena usłyszał, że ów gotów jest stanąć przed parlamentarną komisją śledczą w Berlinie, która ma badać sprawę amerykańskich podsłuchów – ale w zamian za prawo do bezpiecznego pobytu w Niemczech.
Odtąd pytanie, które dzieli polityków i społeczeństwo, brzmi: czy wpuścić Snowdena i może nawet zaoferować mu azyl – w sytuacji, gdy figuruje on na liście poszukiwanych przez Amerykanów? Dyskusja jest żywa, ale nieszczera. Bo rząd, na czele z Angelą Merkel, dawno już zdecydował, że azyl dla Snowdena nie wchodzi w grę. „Dla nas, Niemców, sojusz transatlantycki ma pierwszorzędne znaczenie” – obwieściła Merkel ustami swego rzecznika.
Czy zatem Niemcy reagują histerycznie? Klasa polityczna – być może. Większość mediów – na pewno. Gdy przykładowo w magazynie „Stern” czytamy, że USA przeobraziły się z „mocarstwa rzekomo zaprzyjaźnionego w elektronicznego wroga”, jest to oczywista brednia. Co ciekawe, o wiele spokojniej reaguje większość społeczeństwa: w sondażu Instytutu Allensbach ponad trzy czwarte Niemców deklaruje, że nie czuje się zagrożone przez działalność NSA. Podobny procent twierdzi, że nie wyobraża sobie, by szpiegowska aktywność Amerykanów mogła im osobiście zaszkodzić.
ROSYJSKI KONTEKST
Ostatnio podejrzenie pada również na Brytyjczyków: spekuluje się, że także oni mieli podsłuchiwać czołowych niemieckich polityków, przy pomocy urządzeń zainstalowanych na dachu ambasady w Berlinie. Ale, rzecz zdumiewająca: prawie nikt nie pyta o szpiegowską aktywność Rosjan, których wystawna ambasada zainstalowała się w sąsiedztwie misji amerykańskiej i brytyjskiej jeszcze w czasach Stalina (wtedy: w Berlinie Wschodnim).
Pytanie byłoby tym bardziej zasadne, że większość ostatnich rewelacji na temat amerykańskiego szpiegostwa ma swe źródło w Moskwie – bo tam Snowden otrzymał czasowy azyl. A tylko ktoś naiwny może wierzyć, że autokratyczny prezydent Putin przyjął u siebie amerykańskiego „whistleblowera” z czystego altruizmu. Od kilku miesięcy Snowden mieszka w Moskwie, gdzie swoją „opieką” otacza go Federalna Służba Bezpieczeństwa. I znów: tylko ktoś naiwny może sądzić, że FSB kontroluje tylko jego spacery, a nie aktywność „whistleblowerowską”. Czy więc to FSB steruje dziś Snowdenem?
W każdym razie to także FSB – jakżeby inaczej – wydała zgodę na spotkanie Snowdena ze Ströbele i kontrolowała ich rozmowę. I nawet jeśli niektóre szczegóły afery podsłuchowej stały się znane jeszcze przed przybyciem Snowdena do Moskwy, to żywotnym interesem Kremla jest dziś, by dyskusja o działalności NSA trwała nadal. Rozbicie sojuszu między Stanami a Europą (kiedyś zachodnią, dziś zjednoczoną) zawsze było marzeniem Kremla. Ten cel jest aktualny również dziś. I wydaje się, że przynajmniej w jakimś stopniu afera podsłuchowa jest udaną inscenizacją Kremla.
„Największy wyczyn Putina” – tak określa ją dziennik „Die Welt”. To jeden z niewielu niemieckich głosów, gdzie widać refleksję nad rosyjskim kontekstem tej afery. „Putin chce skłócić zachodnie demokracje i skierować je przeciwko sobie” – pisze „Die Welt”. I dalej: „Każdy niemiecki polityk, który chciałby ściągnąć Snowdena jako świadka, powinien być świadom, że Putin i jego agenci dokładnie wiedzą, jakimi materiałami dysponuje ich podopieczny i wykorzystują ten materiał dla swych celów”.
SKOŃCZMY Z HISTERIĄ
Nawet tygodnik „Spiegel” – bardzo krytyczny wobec Amerykanów, który swoimi publikacjami miał spory udział w ujawnieniu afery podsłuchowej – pisze dziś otwarcie o możliwej roli Kremla.
Moskiewski korespondent „Spiegla” przytacza w swej relacji audycję popularnego radia „Echo Moskwy”, gdzie otwarcie mowa była o tym, iż Putin wykorzystuje byłego agenta NSA. „Snowden jest bronią Putina, która świetnie funkcjonuje” – mówił w tymże radiu Aleksander Prochanow, dziennikarz mający dobre relacje z Kremlem.
A wracając do Niemiec: najwyższy czas, by uspokoić emocje i wrócić do dyskusji bardziej rzeczowej. Być może przyczynią się do tego rozmowy, które w USA prowadzą właśnie ze swymi kolegami z NSA i CIA szefowie dwóch najważniejszych niemieckich tajnych służb: wywiadu (BND) i kontrwywiadu (Urzędu Ochrony Konstytucji). Celem jest wynegocjowanie umowy, w której USA i Niemcy zobowiążą się, iż nie będą się wzajemnie szpiegować. Z kolei prezydent Obama miał zapewnić, że numer komórki Merkel zniknął z list NSA.
Co nie zmienia faktu, że Niemcy i w ogóle Unia Europejska powinny „dozbroić” się w sferze elektronicznej, aby w przyszłości móc stanąć wobec swych partnerów jak równy z równym. To budzi szacunek – także wśród przyjaciół.