Drugi oddech

Ks. prof. Tomáš Halík: Wiara indywidualistyczna często charakteryzuje poszukujących. Czy to się Kościołowi podoba, czy też nie, będzie się ona upowszechniać i spowoduje zmianę relacji wierzących do Kościoła instytucjonalnego.

29.12.2012

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

O. TOMASZ DOSTATNI OP: Tomaszu, chciałbym porozmawiać o przyszłości „otwartej” formacji katolickiej w Europie i w Polsce. Tej kojarzonej z mocnym ugruntowaniem intelektualnym, nie zaś z kulturowym dziedzictwem postaw egzystencjalnych i wiary. Tej, która może czasem jest zagrożona indywidualizmem jako mniej nastawiona na dawanie świadectwa i zdystansowana od wspólnoty. Z drugiej strony: świadoma siebie samej i dlatego mniej narażona na kulturową urawniłowkę – cały ten konglomerat biznesowo-medialny, który sączy nowe wzorce.
KS. TOMÁŠ HALÍK: Cieszę się, że będziemy używać tych dwóch pojęć: Kościół otwarty i Kościół ludowy, czy może: tradycyjny. To coś innego niż utarte klisze: Kościół konserwatywny i progresywny. W tym drugim opisie nie utożsamiam się ani z tradycjonalistami, ani z progresistami.
Dlaczego? Bo myślę, że oba te obozy popełniają ten sam błąd: uważają, że to, co istotne dla katolicyzmu i jego przyszłości, to owe formy instytucjonalne. Jedni chcą je zachować, drudzy – reformować. Ja zaś uważam, że święcenie kobiet, dobrowolność celibatu itp. to problemy, o których można dyskutować, ale nie są one jednak najistotniejsze. Wypełnienie żądań progresistów katolickich nie zbawiłoby przecież Kościoła. Staram się ukazać, że droga prowadzi gdzie indziej: ani w prawo, ani w lewo, tylko w głąb. W kierunku odnowy duchowej, a także intelektualnej. Dzisiaj powszechnie mówi się o tym – robi tak np. Charles Taylor – że główna różnica nie przebiega między tzw. wierzącymi i tzw. niewierzącymi, ale między zadomowionymi i poszukującymi. To odnosi się do szerszej perspektywy niż tylko wewnątrz Kościoła, ale także i do niego.
To jak rozumiesz katolicyzm otwarty? To, co będziemy nazywali katolicyzmem otwartym, nie jest tym samym zjawiskiem, które nazywamy progresizmem. Są to raczej ludzie, którzy rozumieją wiarę przede wszystkim jako drogę. I kładą akcent na jej dynamizm, na to, że jest wpisana do historii konkretnego ludzkiego życia, gdzie nie chodzi w pierwszym rzędzie o utożsamienie się z instytucją czy nawet o stronę doktrynalną wiary, ale o to, że wiara jest w historii życia twórcza i zarazem dynamiczna. Że wzrasta w trakcie życia człowieka i jest też wystawiona na kryzys. Ów kryzys ma miejsce we wzroście życia wiarą. Wielu czytelników i adresatów moich książek i wykładów to osoby poszukujące, zarówno spoza widzialnego Kościoła, jak i z jego wnętrza.
A jak byś opisał katolicyzm ludowy? Myślę, że gdy mówi się o tym, że maleje liczba wierzących, chodzi o to, iż w wielu krajach ubywa właśnie przedstawicieli Kościoła ludowego. Ten typ katolicyzmu jest zależny od specyficznej biosfery społeczno-kulturowej. To przestrzeń tradycyjnych wsi i miasteczek. W procesie modernizacji społeczeństwa wytraca się kultura wiejska – w przeciwieństwie do kultury miejskiej. W tym sensie Czechy już w okresie międzywojennym były zsekularyzowane, gdyż było to wtedy społeczeństwo zurbanizowane, industrialne. Tradycyjny katolicyzm występował w krajach, w których było więcej kultury agrarnej – np. w Polsce czy na Węgrzech. U nas w dodatku ta tradycyjna wieś została rozbita przez komunistów: przeprowadzono kolektywizację, zlikwidowano klasę bogatych chłopów-gospodarzy – elitę tradycyjnej wsi. To z nimi była związana owa biosfera tradycyjnego katolicyzmu. Oczywiście ten tradycyjny katolicyzm był też przeciwwagą dla komunizmu: na wsi wielu ludzi podtrzymywało go, dając do zrozumienia, że w ten sposób jest przeciw komunizmowi. Następstwa tych przemian objawiły się w pełni dopiero po upadku tamtego ustroju. Gdy zniknęły motywacje antykomunistyczne, okazało się, że tradycyjnej wsi nie można już odbudować.
Chrześcijaństwo zawsze jest wspólnotą. Chrześcijanie wychowani i myślący bardziej indywidualistycznie też je w sobie noszą. A równocześnie społeczeństwo się zmienia... Następuje dalsza faza modernizacji społeczeństwa, poprzez wpływ mediów i internetu. Pokazują to badania socjologiczne. Ks. Andrzej Draguła opisywał, jak w Kanadzie, poprzez wpływ telewizji, w latach 60. rozpadł się ten tradycyjny katolicyzm. Coś podobnego miało też miejsce w Niemczech w latach 1968-78. Do nas to przychodzi z oczywistym opóźnieniem, ale myślę, że symptomy tego zjawiska można zobaczyć i w dzisiejszej Polsce. Młode pokolenie, choć może mieszkać na wsi, poprzez korzystanie z internetu i mediów żyje w postmodernistycznym, ponowoczesnym świecie. A starsze pokolenie, które nie zdobyło się na żadną refleksję na temat swojej wiary i samo przejmowało ją mechanicznie, w większości nie potrafi jej młodym przekazać. To, że „tak było zawsze, tak zawsze robiliśmy”, nie jest już argumentem dla młodego pokolenia. Ono już chce usłyszeć, dlaczego. Atrakcyjne są idee konkurencyjne wobec religii i jeśli wiara ma zostać utrzymana, musi być uzasadniona.
Widzisz jakąś nadzieję w tych zmianach? Myślę, że w Polsce jest nadzieja, gdyż u was są nie tylko te dwie grupy, które występują i w Czechach – folklorystyczna, ludowa pobożność oraz katoliccy intelektualiści – ale także znacząca warstwa ludzi wierzących, którzy nie zawsze są intelektualistami, lecz ich wiara nie jest prymitywna. Przeciwnie: jest zakorzeniona w stylu życia, ma w sobie autentyzm, jest przekonująca i niesie ze sobą nadzieję na przeżycie katolicyzmu, który nie jest wyłącznie intelektualny.
Wrócę do pytania o wspólnotę i indywidualizm. Współczesne społeczeństwo charakteryzuje indywidualizacja. Z jednej strony jest ono właśnie indywidualistyczne, a z drugiej cierpi na samotność w masowym świecie. Korzystają z tego sekty, dające alternatywne propozycje religijne, ale i pewne grupy wewnątrz Kościoła, które mają podobne do owych sekt rysy socjologiczno-psychologiczne. Nie chciałbym osądzać tych tendencji w Kościele, ale widzę pojawianie się grup, które spełniają pragnienia ludzi, aby przeżywać wiarę emocjonalnie. Te nowe ruchy, czy to wewnątrz Kościoła, czy poza nim, są dwóch rodzajów. Są tacy, którzy tworzą trwałe wspólnoty typu rodzinnego – im nie zależy na licznych członkach, zwracają się do nich głównie przez media i wykłady publiczne. Są i tacy, którzy zwracają uwagę na emocje i są przeważnie związani z ludźmi sfrustrowanymi rozpadem rodziny. Taki ruch funkcjonuje jak rodzina zastępcza, ale taką prawdziwą rodziną nie jest i nie może jej w pełni zastąpić. Wiara indywidualistyczna często charakteryzuje poszukujących. Myślę, że – czy to się Kościołowi podoba, czy też nie – w przyszłości będzie się ona upowszechniać i spowoduje zmianę relacji wierzących do Kościoła instytucjonalnego.
Dlaczego? Ludzie zaczynają mieć do Kościoła taki stosunek, jak do firmy, która oferuje jakiś towar. To zresztą dotyczy także np. partii politycznych. W Czechach jakaś rodzina przez wiele pokoleń była orientacji socjaldemokratycznej, inna wybierała liberałów czy partię agrarną. Dziś jest zupełnie oczywiste, że w jednych wyborach ludzie głosują na jedną partię, a w drugich na inną. Oni się już nie identyfikują z partią, ale patrzą na nią jak na instytucję, która im coś oferuje.
Jak to myślenie przełożyć na Kościół? Ludzie odbierają Kościoły jako instytucje, które coś proponują, oni zaś dokonują spośród nich wyboru. Następuje utrata tożsamości i zróżnicowanie. Weźmy Stany Zjednoczone, gdzie Kościół katolicki przystosował się do pluralizmu, co tak naprawdę pozwoliło mu odnaleźć swoje miejsce w społeczeństwie. Amerykanie często się przeprowadzają, więc raz chodzą do kościoła episkopalnego, raz do prezbiteriańskiego itd. – według zasady, gdzie jest ciekawsze kazanie czy liturgia. To kwestia, która dla katolickiego, tradycyjnego, klasycznego myślenia jest po prostu skandaliczna, lecz taka jest rzeczywistość: większy dystans do instytucji religijnych i dokonywanie wśród nich wyboru.
Jesteś Czechem, który dobrze zna zarówno Kościół polski, jak i niemiecki. To z nich wybrano ostatnich dwóch papieży. Jan Paweł II miał swój sposób rozmowy ze światem: wielkie spotkania, podróże, pielgrzymki... Benedykt XVI jest profesorem uniwersyteckim, który wypowiada się chętniej za pomocą książek. Myślę, że eklezjologia ostatnich papieży jest związana z ich stylem duszpasterstwa, który rzeczywiście jest bardzo różny. Wypływa to z ich osobistych cech. Wojtyła był ekstrawertykiem, człowiekiem bardzo komunikatywnym, w najlepszym tego słowa znaczeniu korzystał ze swoich aktorskich zdolności. Ratzinger jest typowym intelektualnym introwertykiem. Ale duży wpływ miało też środowisko, które ich uformowało. Jan Paweł II miał doświadczenie Kościoła ludowego, chociaż był równocześnie związany z intelektualnym katolicyzmem polskim. Ale wydaje mi się, że nie miał osobistego, bliższego doświadczenia z rzeczywistym, ekumenicznym dialogiem z protestantyzmem. Benedykt XVI w dużo większym stopniu zajmował się teologią protestancką, ona też miała na niego większy wpływ. Może to być dla wielu zaskoczeniem, że w swoich książkach o Jezusie cytuje obok siebie autorów katolickich, protestanckich czy żydowskich.
Oraz Zygmunta Baumana. A przecież z całych Niemiec to Bawaria, z której pochodzi, jest najbliższa ludowemu katolicyzmowi. Musimy jednak pamiętać, że tam obok siebie stale istniały katolicyzm i protestantyzm. To m.in. zmusiło katolickich księży, aby położyli znacznie większy akcent na jakość kazań. Bo w protestantyzmie do kazań przywiązuje się dużą wagę. Uświadomiłem to sobie właśnie w Niemczech: sposób, w jaki tamtejsi księża katoliccy przygotowują się do kazania, zarówno intelektualnie, jak i retorycznie, jest owocem konkurencji z kaznodziejami protestanckimi. W niemieckim Kościele występuje stałe napięcie definiowane jako poszukiwanie równowagi między kierunkiem konserwatywnym a progresywnym. W tym społeczeństwie zakorzeniona jest także krytyczna relacja do Rzymu. A czeski katolicyzm, prześladowany, często widział w papiestwie wartości, z którymi się po prostu utożsamiał. Ciekawe, że wielu czeskich księży, którzy spotkali się podczas podróży po Europie z krytycyzmem wobec Rzymu i autorytetów kościelnych, doświadczyło kulturowego szoku. Czasami prowadziło ich to do stawania przez swoje emocje w kontrze do wszystkiego, co zachodnie.
A w Polsce? Sytuacja w Polsce jest specyficzna przez pontyfikat Jana Pawła II. Bo dla polskiego, ludowego katolicyzmu Jan Paweł II stał się taką ikoną, która, jak mi się czasami wydawało, może zasłaniać samego Chrystusa. Po śmierci Papieża obawiałem się życia tylko nostalgią za zmarłym – nasza wiara, katolicyzm musi być przecież budowany jeszcze na czymś głębszym. Dlatego bardzo cenię tych polskich teologów i biskupów, którzy są świadomi niebezpieczeństwa i którzy wiedzą, że zbitka polskości i katolicyzmu nie będzie funkcjonowała zawsze. I że ten katolicyzm, który przeżył komunizm, nie musi automatycznie być odpowiedzią na dzisiejsze problemy. Jeśli Kościół ma przeżyć, katolicyzm musi w dużo większym stopniu ukazywać duchową głębię, musi być związany ze stałym kształceniem swoich wiernych, gdyż, jak mówią socjologowie, społeczeństwo postmodernistyczne jest tworzone przez wielość systemów, które wzajemnie na siebie wpływają. A jeśli któryś z tych systemów jest zamknięty w sobie i nie jest w stanie prowadzić dialogu z innymi – degeneruje się. Psychologowie mówią z kolei, że ludzie niechętnie wypowiadają się o swej religijności, jest ona uważana za sprawę prywatną, którą trzeba respektować, ale niekoniecznie o niej mówić.
A inne tendencje? Człowiek często traktuje wiarę jak skarb zamknięty w rodzinnej skrzyni i zbytnio się nim nie zajmuje. Nie dostrzega, jak nie poddawany krytyce, ów skarb się degeneruje. W tym sensie krytyka religijności nie musi być agresywnym i głupim atakiem, a to, że nasze chrześcijaństwo przechodzi przez ogień tej krytyki, może oznaczać wielką szansę. Poświęcam temu wiele miejsca w mojej refleksji. Występuje dziś np. pojęcie „anateizm”: „ana-” znaczy „znowu”. Wiara, teizm, który przeszedł drogę krytyki i jakby brał nowy oddech – to częste motywy w moich książkach.
Jak więc mogłaby wyglądać wiara przyszłości? Jak wiara zraniona, wiara drugiego oddechu. Nie myślę o wierze w sensie nostalgii, która by wracała do przeszłości, ani o wierze, która by się przystosowywała do świata współczesnego w sposób powierzchowny. Myślę o takiej wierze, która właśnie w dialogu, konfrontacji z innymi poglądami, schodziłaby w głąb. W tym widzę przyszłość.  
Ks. prof. TOMÁŠ HALÍK (ur. 1948) jest czeskim filozofem, teologiem, psychologiem i duszpasterzem, w czasach komunistycznych tajnie wyświęconym na księdza współpracownikiem opozycji. Po 1989 r. był m.in. doradcą prezydenta Václava Havla, a także konsultantem Papieskiej Rady ds. Dialogu z Niewierzącymi. Autor wielu religijnych bestsellerów, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof, teolog, psycholog, duszpasterz. Wykładowca Uniwersytetu Karola w Pradze. Profesor socjologii, i teologii, doktor filozofii. Laureat Nagrody Templetona (2014) przyznawanej za przekraczanie barier między nauką a wiarą. W czasach komunizmu jedna z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2013