Krańce świata

Jest dwa razy starszy niż miesięcznik „W drodze”, który założył czterdzieści lat temu. Trudno przecenić zasługi o. Marcina Babraja w dziedzinie dialogu religii z kulturą w trudnych dla Kościoła czasach PRL-u.

26.10.2013

Czyta się kilka minut

O. Marcin Babraj, krakowski klasztor dominikanów, październik 2013 r. / Fot. Grażyna Makara
O. Marcin Babraj, krakowski klasztor dominikanów, październik 2013 r. / Fot. Grażyna Makara

Andrzej Babraj urodził się na Wołyniu 21 października 1933 r. W 1940 r. jako siedmiolatek zostaje deportowany wraz z matką i dwójką sióstr do Kazachstanu. Bez ojca, który dwa lata później jako więzień Pawiaka zostanie rozstrzelany w Magdalence. W najważniejszej opowieści o swoim życiu, w rozmowie z Janem Grzegorczykiem („Poznańscy dominikanie”; Poznań 1997), powie: „Pamiętam, jak w nocy walili kolbami w drzwi. Wieźli nas przez dwa tygodnie w bydlęcych wagonach. Przy każdym wagonie stał uzbrojony krasnoarmiejec w typowej czapce – budionówce z jednym rogiem i czerwoną gwiazdą. Wszystkie dzieci zachorowały na odrę”. Wspomni, jak na „Trylogii” Sienkiewicza uczył się języka polskiego, zbierał krowie łajno na opał i jak uczył się modlitwy, kiedy wspólnie odmawiane godzinki i różaniec podtrzymywały na duchu.

Zesłaniec z Krasnej Polany po latach będzie tam wracał, aby organizować pomoc i nieść posługę religijną tym rodakom, którzy tam mieszkają do dziś. Niektórzy pamiętają Andrzejka sprzed kilkudziesięciu lat (imię Marcin przyjął w zakonie). Podczas takiej podróży zapyta polskiego ambasadora w Kazachstanie, swojego przyjaciela Zdzisława Nowickiego, czy słyszał kiedyś o Kumanach. Zdziwionemu rozmówcy wyjaśni, że założyciel dominikanów św. Dominik Guzman całe życie pragnął dotrzeć na dalekie wschodnie stepy – na ówczesne krańce świata – do Kumanów, mitycznego ludu, aby im głosić Ewangelię. O. Babraj tak będzie rozumiał swoje dominikańskie powołanie – jako docieranie „na krańce”, gdy zaprosi do współpracy we „W drodze” ludzi niekoniecznie żyjących w centrum Kościoła.

POLONISTA I DOMINIKANIN

Jest absolwentem filologii polskiej Uniwersytetu Poznańskiego – studiował w czasach stalinowskich. Od 1958 r. pracuje w „Przewodniku Katolickim”, w jego najlepszych, legendarnych latach. Jego teksty religijne, o literaturze czy recenzje filmowe publikowane na przełomie lat 50. i 60. są publicystyką najwyższej próby i do dziś odbiera się je jako prawdziwą ucztę intelektualną. Młody redaktor, u którego żywa wiara przenika się z humanistycznym otwarciem na kulturę, jest związany z duszpasterstwem akademickim dominikanów, jego duchowym przewodnikiem jest o. Joachim Badeni. Choć, jak sam mówi, doświadczenie kryzysu wiary nie było mu wcale obce.

W 1962 r. wstępuje do zakonu. Studiuje filozofię, teologię, ale po głowie ciągle chodzi mu pomysł, aby polscy dominikanie znowu mieli swoje pismo, tak jak przed wojną mieli „Szkołę Chrystusową”. Po święceniach kapłańskich w 1968 r. znowu pracuje jako redaktor w „Przewodniku Katolickim”, jest także duszpasterzem akademickim w Poznaniu. W głowach młodych dominikanów – Marcina Babraja, Jana Andrzeja Kłoczowskiego, Konrada Hejmy, Jacka Salija, Aleksandra Hauke-Ligowskiego – rodzi się pomysł wydawania pisma.

DZIEŁO ŻYCIA

Na fali gierkowskiej odwilży udaje się załatwić zgodę władz. Przy pesymizmie starszych braci, ówcześni młodzi dopinają swego. We wrześniu 1973 r. wychodzi pierwszy numer. Ojciec Marcin jest przez 22 lata redaktorem naczelnym. W czasach Solidarności, w 1981 r. otwiera wydawnictwo „W drodze” i zostaje jego szefem. Lata 80. to złote lata dla dominikanów. Przy klasztorze w Poznaniu gromadzi się inteligencja i robotnicy. O. Marcin ma dar gromadzenia ludzi. Z miesięcznikiem „W drodze” są związani i na jego łamach pisują: Andrzej Kijowski, Anna Kamieńska, Roman Brandstaetter – pisarze, którzy po latach docierają do wiary żywej, do Chrystusa i chcą także o tym doświadczeniu poprzez literaturę opowiedzieć. O. Marcin im w tym towarzyszy. Jako kapłan i spowiednik przyjaźnił się także z Kazimierą Iłłakowiczówną. Pisują do „W drodze” albo tłumaczą Julian Stryjkowski, Paweł Hertz, Mieczysław Jastrun, Jacek Kuroń (pod pseudonimem) i inni. Wychodzą pierwsze krajowe wydania książek, np. Barbary Skargi czy Herlinga-Grudzińskiego.

Potem przyszły lata trudniejsze. Wolność nas wszystkich zaskoczyła. Pragnęliśmy jej, ale nie zawsze umieliśmy ją przyjąć z całym inwentarzem. Trudności ekonomiczne, wewnętrzne tarcia w redakcji i wokół niej. Jak to trafnie określił Jan Grzegorczyk, sam przepracowawszy w piśmie prawie trzydzieści lat, „na wojnie dominikańsko-dominikańskiej straszliwie ucierpiał sam miesięcznik”. W marcu 1995 r. Marcin Babraj odchodzi z „W drodze”. Byłem przy podejmowaniu tej decyzji jako nowy dyrektor wydawnictwa pod tą samą nazwą. Próbował to zrozumieć, mężnie przyjmował do wiadomości. Idą nowe czasy, przychodzą nowi ludzie. Ale skończyła się pewna epoka. Uczył nas wtedy, jak po chrześcijańsku można rozstawać się z dziełem swojego życia.

MISTRZ

Towarzyszył jako kapłan w swoim życiu wielu ludziom. Studentom, profesorom – prowadząc dla nich spotkania i wykłady, kontynuując dzieło zainicjowane przez profesora Stanisława Kasznicę. Prowadził rekolekcje, spowiadał. Przyjaźnił się z pisarzami, malarzami, twórcami kultury. Uczył wielu, jak posługiwać się piórem. Niejeden redaktor, także dominikanin, doświadczył jego zaostrzonego ołówka. We własnej pracy nie przeszedł nigdy granicy komputerowej klawiatury, internetu, ale techniczne nowinki od początku były obecne w wydawnictwie i w miesięczniku. Jest człowiekiem kontaktu osobistego. Raczej milczący, woli słuchać i wczuwać się w innych. Jest dominikaninem, który w drugiej połowie XX wieku najpiękniej, jak tylko sobie można wyobrazić, realizował charyzmat naszego zakonu: bycie z ludźmi i dla ludzi. Także z tymi, którzy stoją poza widzialnymi granicami Kościoła.

Prezydent Polski na 80. urodziny zakonnika odznaczył go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Jubilat otrzymał także nagrodę od Miasta Poznania. O. Babraj mieszka dziś w Krakowie, w najstarszym dominikańskim klasztorze, cierpliwie znosząc niedogodności uciekającej pamięci. Ojcze Marcinie – ad multos annos!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2013