Festiwal tysiąca i jednego epizodu

Cytowała często fraszkę, którą napisała jako epitafium na swój nagrobek. "Dlaczego on taki rozkopany, tu leży Feldman, która zamiast spoczywać, znowu się wierci.

06.02.2007

Czyta się kilka minut

Krystyna Feldman w filmach "Kapitan Sowa na tropie" (1965, obok Pola Raksa) i "Mój Nikifor" (2004). /
Krystyna Feldman w filmach "Kapitan Sowa na tropie" (1965, obok Pola Raksa) i "Mój Nikifor" (2004). /

To zdumiewające. Krystyna Feldman, która w swoim małym poznańskim mieszkaniu nie miała żadnych urządzeń ułatwiających życie, pralki czy lodówki (powtarzała: "Po co mi jednej takie maszyny"), wezwała mnie do napisania tego wspomnienia z zaświatów przez internet...

Przez ostatnich 12 lat mogłem doświadczać na różny sposób i w różnych miejscach jej prostej, serdecznej życzliwości. Wielokrotnie przyjmowała moje zaproszenia i uczestniczyła w pomysłach, które razem realizowaliśmy. Programy telewizyjne, debaty, konwersatoria i spotkania z widzami, promocje książek. Była częstym gościem naszego poznańskiego klasztoru, gdzie opowiadała o teatrze i o ludziach, których spotkała w życiu. Niezapomniane pozostaną wspólne harce przy ognisku w Krosinku pod Poznaniem czy na fermie u Aleksandra Tecława, gdzie z naszymi afrykańskimi przyjaciółmi, noszona na rękach przez potężnych mężczyzn, śpiewała piosenki, których ich nauczyła. Na przykład: "Nie ma jak Lwów".

Kiedyś jechaliśmy razem samochodem do Bydgoszczy i pytaliśmy ją z Andrzejem Lajborkiem - wiedząc, ile ma lat - co pamięta z najwcześniejszego dzieciństwa. Więc opowiadała, jak się bawiła w piaskownicy z Władysławem Łokietkiem. Kiedy oponowaliśmy - wspominała, jak była markietanką pod Grunwaldem. Miała dystans do swojego wieku i humor prawdziwie piękny. Kolejnym jego przykładem była wspomniana na początku fraszka.

Ktoś, wspominając ją w tych dniach, powiedział, że "zawód aktora ma to do siebie, iż jest ulotny, wszystko pozostaje tylko w pamięci...". Nie można o niej pisać, nie wydobywając z pamięci tej niekończącej się serii epizodów. Tak też nazywa się książka, napisana wspólnie z Tadeuszem Żukowskim: "Krystyna Feldman albo festiwal tysiąca i jednego epizodu".

***

Urodziła się we Lwowie w 1920 r. - choć po jej śmierci pojawiły się głosy, że była jeszcze o kilka lat starsza. Była córką małżeństwa aktorów, uwielbianego we Lwowie Ferdynanda Feldmana i Katarzyny z Sawickich. Dzieciństwo spędziła najpierw w Krakowie, gdzie ojciec grał w Teatrze Słowackiego, a matka w Teatrze Muzycznym przy ul. Rajskiej. Potem było Zakopane i znowu Lwów, a po II wojnie światowej Katowice, Szczecin, Łódź, Nowa Huta, Jelenia Góra, Opole i przez ostatnie 30 lat Poznań, gdzie od władz miasta dostała pierwsze w życiu mieszkanie. W 1946 r. wyszła za mąż za dużo starszego od siebie aktora Stanisława Brylińskiego. Mąż zmarł w Łodzi w 1953 r.

Grała w niezliczonej ilości przedstawień teatralnych, począwszy od 1937 r. we Lwowie u Janusza Warneckiego, a potem m.in. u Leona Kruczkowskiego, Aleksandra Bardiniego, z którym przyjaźniła się kilkadziesiąt lat, Janusza Nyczaka, Romana Kordzińskiego, Józefa Grudy, Izabelli Cywińskiej, Eugeniusza Korina czy Janusza Wiśniewskiego. Jeszcze w styczniu występowała w monodramie "I to mi zostało". W kostiumie z tego autobiograficznego spektaklu, zgodnie z jej życzeniem, została pochowana.

Mówiła o sobie, że nie urodziła się amantką. "Co ja bym teraz robiła? Jakby Bozia nie dała mi charakterystycznych zdolności, to by człowiek już dawno siedział na emeryturze i miałby wszystkim za złe". Z filmem współpracowała od 1951 r. Debiutowała w "Pamiątce z Celulozy" Kawalerowicza, grając wściekłą dewotkę. "Tak się przyłożyłam - wspominała po latach - do tego zadania, zagrałam z takim impetem, że Kawalerowicz powiedział: »znakomicie pani Krystyno, tylko 90 proc. mniej, bo kamera tego nie wytrzyma«".

Wystąpiła w ponad stu filmach. Role były bardzo charakterystyczne, ostre, najczęściej okropnych bab. Ale nie tylko. Była mistrzynią drugiego planu. Grała w serialu "Rzeka kłamstwa" w reż. Jana Łomnickiego. Także u Piwowarskiego w "Yesterday" i "Pociągu do Hollywood". Pamiętam, kiedy przechadzaliśmy się po deptaku w Bydgoszczy, co chwilę ktoś mówił: - O, babcia z "Kiepskich". A pani Krystyna szeptała mi do ucha: "Ojcze, grałam w stu filmach, nic nie pamiętają, tylko to, co w tej chwili leci w telewizji". Ale wiedziała, że to dzięki tej babci Rozalii stała się niewiarygodnie popularna.

Mając ponad 80 lat, zagrała pierwszą główną rolę w życiu. "Mój Nikifor" Krzysztofa Krauzego i Joanny Kos-Krauze przyniósł jej wiele międzynarodowych nagród. Po mistrzowsku zagrane sceny podnoszenia ołówka z podłogi i wsypywania cukru do szklanki pokazały, że Krystyna Feldman zasłużyła na recenzję, którą wypowiedział Wajda: - Tylko dwie takie role zostały zagrane mistrzowsko w polskim kinie powojennym. Cybulskiego w "Popiele i diamencie" i pani Krystyny w "Moim Nikiforze".

***

Kilka lat temu zaprosiłem ją do Lublina. Nikifor spacerował po lubelskich ulicach. Niewielkiego wzrostu, nie miał ze sobą ani farb, ani skrzyneczki z przyborami do malowania. W jednej ręce miał laskę, którą się podpierał, a drugą pod ramię trzymał dużo młodszego od siebie człowieczka. Dosłownie co chwila rozpoznawany, rozdawał autografy na prawo i lewo. Na dziedzińcu KUL-owskim podszedł do niego pewien bezdomny i po bardzo eleganckim powitaniu powiedział: "Ja jestem taki Nikifor lubelski". Po czym bezszelestnie odpłynął, oddaliwszy się w nieznane.

Wieczorem w Chatce Żaka wypełnionej tak szczelnie, że wielu młodych i starych musiało siedzieć na schodach i podłodze, po obejrzeniu filmu, w którym grał główną rolę, czyli siebie samego, opowiadał o tym, że warto w życiu być uczciwym. Sala słuchała w milczeniu, z uwagą jakiej nie ma nawet na wykładach największych profesorskich sław. Opowiadał o pobiciu w Jeleniej Górze i o tym, jak trudno trafić do Lublina, gdy życzliwy człowiek wysadza cię z pociągu na dworcu w Nałęczowie.

Pani Krystyna, gdy tylko mogła, była w niedzielę w naszym dominikańskim kościele w Poznaniu. Czytała lekcje, zawsze się do tego przygotowując przed Mszą w zakrystii. Nie trzeba jej było dwa razy prosić. Pozostanie w pamięci i ten drobny epizod, który wykonywała jak najlepiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2007