Dramat i krotochwila

W lipcu 1957 r. na pierwszej stronie „Tygodnika Powszechnego” ukazał się wiersz „List z Warszawy”.

17.03.2013

Czyta się kilka minut

Był nie tyle listem, ile hołdem złożonym przez początkującego poetę Mistrzowi. Mistrz kilka lat wcześniej wybrał emigrację, więc autora zaatakowano: jakże można dziękować za cokolwiek zdrajcy? Kilka miesięcy później spotkała go jednak nagroda: przesyłka nadana w Paryżu. „W środku – wspominał – była kartka obramowana barwnym szlaczkiem, ale pusta, jak gdyby przygotowana do zapisania na przyszłość. W górnym lewym rogu widniał odręczny napis »Życzenia świąteczne«, a w prawym dolnym – »od Czesława Miłosza«”.

Tożsamość Mistrza znamy – początkującym poetą był 27-letni Marek Skwarnicki, pracownik Biblioteki Narodowej. Zarysowane w tej anegdocie wątki będą miały ciąg dalszy. Młody polonista przeprowadzi się do Krakowa i zacznie pracę w „Tygodniku”. Później pozna Mistrza osobiście i ta znajomość, wspierana kolejnymi listami i spotkaniami, przetrwa do śmierci Miłosza.

Urodzony w Grodnie, syn legionisty, zawodowego oficera, ojca pożegnał 1 września 1939 r., by zobaczyć go ponownie dopiero po ćwierćwieczu, w Chicago. Potem przyszły trudne lata wojny, internat Rady Głównej Opiekuńczej, pierwsze tygodnie powstania warszawskiego i pod koniec sierpnia 1944 r. – transport do Mauthausen, dokąd 14-letni Marek trafił wraz z matką. Obóz, praca na farmie w Schlamersdorf, w grudniu 1944 r. powrót do Polski.

Nowe powojenne życie zaczęło się w Kutnie – mieście, z którego major Józef Skwarnicki wyruszył na wojnę. Podjęta przez chłopca próba przedostania się do ojca na Zachód nie powiodła się, rodzina osiadła na trzy lata w Szczecinie. Studia na warszawskiej polonistyce młody Skwarnicki rozpoczął jesienią 1949 r., gdy stalinizm narastał, a wyższe uczelnie zmieniły się w poligon walki ideologicznej; często wspominał zebranie, podczas którego zaatakowano prof. Wacława Borowego i odsunięto go od pracy ze studentami. Oparciem był wąski krąg przyjaciół, wśród których znalazł się niebawem Zygmunt Kubiak. W 1952 r. Skwarnicki zadebiutował bowiem – pod pseudonimem – na łamach „Tygodnika Powszechnego” i redakcja, chcąc nawiązać kontakt z nieznanym autorem, wysłała do niego właśnie Kubiaka...

Azylem okazała się także pierwsza praca – w Bibliotece Narodowej, kierowanej przez Władysława Bieńkowskiego, działacza komunistycznego odsuniętego na boczny tor. Skwarnicki został asystentem Stanisława Piotra Koczorowskiego, znawcy książek, erudyty, bibliografa i bibliofila. Zawdzięczał mu nie tylko zachętę do samokształcenia, ale też egzemplarz „Ocalenia” Miłosza i regularną lekturę „Kultury”, którą czytał niemal ociemniałemu kustoszowi na głos.

„Zjawiłem się rankiem 1 lutego 1958 roku w redakcji, przyzwyczajony do listy obecności, skrzętnie strzeżonej przez personalną Biblioteki Narodowej. W »TP« nie było ani personalnej, ani listy. Siedziałem osowiały, nie wiedząc, co ze mną będzie. Tymczasem przyszedł Turowicz, przywitał się ze mną serdecznie i udał się do swojego gabinetu. Po długim czasie zdecydowałem się tam pójść. Podniósł wzrok zza biurka i spytał, czego sobie życzę. Powiedziałem, że nie wiem, jakie są moje obowiązki, co mam w redakcji robić. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem i powiedział: »Ależ panie Marku, niech pan robi, co się panu podoba...«”.

Skwarnicki poszedł za tą radą – efektem były recenzje, potem stały felieton i ankiety czytelnicze. Był i czas na pisarstwo, trochę obok codziennej pracy redakcyjnej, trochę z nią złączone. Tomy wierszy: „Papierowy dzwon” (1961), „Rdza” (1967), „Cierń” (1971), „Zmierzch” (1979), „Poza czasem” (1982), „Intensywna terapia” (1993). Kiedy patrzę teraz na te tytuły, zastanawia mnie powaga, nawet smutek, jaki z nich bije. Jerzy Kwiatkowski (1927–1986), świetny krytyk i przyjaciel Skwarnickiego, nazwał go kiedyś „poetą łagodzącym sprzeczności świata”. Marian Stala napisał wiele lat później, recenzując „Intensywną terapię”, że Kwiatkowski posądzał autora „Zmierzchu” o „skazę prostolinijnej dobroci” i że potrafiłby jak nikt inny docenić szczególność nowej książki – zapisu podróży do granic cielesno-duchowego istnienia. Myślę jednak, że świadomość człowieczego dramatu towarzyszyła Markowi zawsze i że właściwa mu skłonność do krotochwilności i obracania spraw poważnych w żart pozwalała ten dramat tylko oswoić.

„Moja religia urodziła się w Mauthausen, gdzie przeżyłem sytuacje wyprzedzające to, co potem nazwano w filozofującej literaturze egzystencjalizmem. Nie narodowy ani uniwersalny katolicyzm uratował mi człowieczeństwo, wszystko rozgrywało się i rozgrywa nie w warstwie intelektualnej, lecz na linii najprostszego napięcia pomiędzy żałosnym indywiduum i tą pustką, która jeżeli nie jest wypełniona nadzieją i miłością, czym pozostanie?”. Tak pisał Skwarnicki w 1970 r. do Miłosza.

I jeszcze jedno zdanie z tego listu: „Mnie katolicyzm jako ideologia nie porusza”. Bo nie chodzi o ideologię, ale o konkret. O uczestnictwo w liturgii, o pobożne pieśni, do których można skomponować muzykę i zaśpiewać je podczas nabożeństwa – jak w XVII czy XVIII wieku. Tego właśnie próbował: nadając poetycki kształt Psałterzowi, przełożonemu przez benedyktynów tynieckich. Pisząc „Pieśni pokutne” czy „Akathistos polski” i kolejne pieśni kościelne.

Trudno pisać o czyjejś religijności. Zwłaszcza jeśli chodzi o przyjaciela Papieża. Po konklawe w październiku 1978 r. Jan Paweł II zgodził się, by Jerzy Turowicz i Marek Skwarnicki zajęli się wydaniem „Poezji i dramatów” Karola Wojtyły. Po śmierci Turowicza Skwarnicki wspomógł Papieża w redagowaniu „Tryptyku Rzymskiego”. I pewnie Papież wiedział, co robi, zapraszając wtedy Marka do Rzymu.

Ostatnio Marek Skwarnicki pisał przede wszystkim o swojej przeszłości. „Minione a bliskie”, „Czas ucieka, wieczność czeka” czy też dzienniki z roku 1982 („Dziś ciężka noc”) i z lat 1978–2003 („Niezapomniane”) przynosiły wiadomości o wydarzeniach z jego życia w minionym dwudziestoleciu. Te wiadomości dawały świadectwo jego przeszłości. Co o nich napiszą następcy – to już ich sprawa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2013