Dobytek na trzech gwoździach

Ks. Witold Szulczyński, dyrektor "Caritas" w Gruzji: Ludzie uciekali jak stali. Widziałem pokój, w którym mieszkają teraz trzy rodziny uchodźców, 12 osób. Ręcznik, damska torebka, reklamówka. To wszystko, co mają. Rozmawiał Wojciech Pięciak

26.08.2008

Czyta się kilka minut

Wojciech Pięciak: Ilu jest uciekinierów na terenie Gruzji?

Ks. Witold Szulczyński: Dokładnie nikt nie wie. Jedne źródła mówią o 90 tys., inne o 130 tys. W Tbilisi i okolicy jest ok. 500 miejsc, gdzie rozmieszcza się uchodźców. Do tego dochodzą inne miasta, dokąd także przybywają. Umieszcza się ich w szkołach, przedszkolach. My, "Caritas", pomagamy ludziom, których skierowano do dawnego sowieckiego szpitala wojskowego. W jednym budynku jest 1500 osób, w dwóch innych może 300. Warunki koszmarne.

Z jakich regionów uciekli?

Większość z gruzińskich wiosek, które znajdowały się na terenie Osetii Południowej, także w okolicy Cchinwali. Bo ludność Osetii Południowej stanowią nie tylko Osetyjczycy, ale też Gruzini. Pozostali uciekli z Gori i wiosek wokół Gori. Jeśli chodzi o narodowość, olbrzymia większość to Gruzini. Ale spotkałem też np. Rosjankę.

Czy opowiadają o okolicznościach, w jakich musieli uciekać? Czy uciekli na wieść o wojnie, czy też zostali zmuszeni przez milicję osetyjską?

Co opowiadają... Niektórym potrzebna jest konsultacja psychiatry. Wczoraj podpisaliśmy umowę z psychiatrą, mamy też psychologów. Ci ludzie przeżyli koszmar. Niektórzy nie pierwszy raz: musieli uciekać z domów na początku lat 90. [gdy Osetia Południowa ogłosiła secesję - red.]. Mówią, że kiedyś już ich podpalano i bombardowano, i teraz znów. Że tam nie wrócą, że to nie ma sensu, chcą w końcu żyć normalnie.

A co opowiadają o wojnie? Za bardzo nie dopytuję, widząc ich kondycję psychiczną. Mówią o bombardowaniach, jak ich dom się palił. Inni martwią się o matkę czy ojca, których musieli zostawić. Ludzie z wioski oddalonej o 5 km od Cchinwali opowiadali mi, że uciekli stamtąd wszyscy i zostało tylko ze 30 starych i chorych, którzy nie mogli iść. Nie ma od nich żadnej wiadomości.

Jaka jest ich sytuacja materialna?

Większość uciekała tak jak stała. Byłem w Geldani, dzielnicy Tbilisi, gdzie założyliśmy ośrodek dla uchodźców na 400 osób. Jest pokój, w nim osiem materacy, a na nich 12 osób. Trzy rodziny, które wcześniej się nie znały. W ścianę wbili trzy gwoździe. Na jednym powiesili ręcznik, na drugim damską torebkę, na trzecim reklamówkę. To wszystko. Już wcześniej byli to biedni ludzie. Teraz nie mają nic.

Opowiadali coś o działaniach Rosjan i Osetyjczyków?

To czasem sprzeczne informacje, nie chcę występować w roli arbitra, który powie, jak było. Oni opowiadają jedno, a w rosyjskiej telewizji słyszę coś zupełnie innego od tych, którzy uciekali z drugiej strony. Powtórzę: mogę mówić o tym, co widzę, a widzę tragedię ponad stu tysięcy ludzi. Właśnie wracam z lotniska, gdzie rozładowaliśmy samolot od prezydenta i rządu polskiego, ponad sześć ton jedzenia, odżywek, proszków do prania... Tym samym samolotem leci do Polski ok. 80 dzieci z rodzin uciekinierów, na dwa tygodnie odpoczynku w Bieszczadach. Dziś w nocy dostałem sms z Kancelarii Prezydenta RP z prośbą o konto, bo chcą nam przekazać pieniądze.

Wracając do pytania: poszedłem do Szpitala Republikańskiego, gdzie leżą ranni, także ciężko ranni żołnierze. Chciałem rozmawiać, pocieszać - i nagle poczułem się nie w porządku. Ludzie przeszli tragedię, a ktoś ma ich wypytywać. Wyszedłem.

Czy uciekinierzy z wiosek na terenie Osetii zdają sobie sprawę, że po "etnicznym wyczyszczeniu" Osetii i Abchazji z Gruzinów prawdopodobnie nie będą mogli do nich wrócić? Przed wojną ta część Osetii była pod kontrolą progruzińskiego rządu Osetii, teraz jest pod kontrolą Rosjan i Osetyjczyków.

Ci, którzy uciekli z Gori i okolicy, pewnie wrócą, gdy wycofają się stamtąd wojska rosyjskie. Byliśmy przedwczoraj w Gori z naszym nuncjuszem apostolskim, u tamtejszego arcybiskupa Cerkwi gruzińskiej i u burmistrza, z pomocą humanitarną. Miasto stoi, zniszczenia są niewielkie. Ale ci, którzy uciekli z wiosek w Osetii, sami mówią, że nie chcą wracać. Mają dość takiego życia, że znowu przyjdą i spalą im dom. Żyją już tak od 20 lat i dłużej nie chcą.

Co rząd gruziński może zaoferować uchodźcom?

Nie potrafię odpowiedzieć. W Gruzji, także w Tbilisi, nadal żyją dziesiątki tysięcy ludzi wygnanych z Abchazji i Osetii ponad 15 lat temu. Są nawet nieliczni uchodźcy z Czeczenii. Powrotu nie ma, więc musieli się jakoś odnaleźć. Wynajmują mieszkania albo żyją kątem u rodzin. Niektórzy znaleźli pracę, nawet otwarli małe interesy. Inni mają gorzej.

Gruzja jest krajem prawosławnym, katolików jest niewielu. Jak "Caritas" odnajduje się w tej sytuacji?

Gdy w styczniu 1994 r. Gruzję opuszczał pierwszy nuncjusz, który nominację otrzymał po odzyskaniu przez kraj niepodległości, przypomniał nam na odchodnym, co usłyszał od Jana Pawła II, gdy ten wysyłał go do Tbilisi: "Pamiętaj, w Gruzji musisz zrobić wszystko, żeby prawosławni byli dobrymi prawosławnymi, a katolicy dobrymi katolikami". Dla nas jest to jedenaste przykazanie. Pomagamy wszystkim i nie interesuje nas, czy ktoś jest prawosławny, czy katolik, wierzący, czy nie.

Co ma zrobić Polak, który chce pomóc?

Tu potrzebne jest wszystko. Ale nie ma sensu, żeby osoby prywatne wysyłały np. paczki. Zanim one dotrą, będzie jesień, a pomoc potrzebna jest dziś. W tej chwili mając pieniądze, jesteśmy w stanie kupić na miejscu to, co potrzebne: jedzenie, wodę mineralną (ludzie jedzą byle co, piją wodę z kranu i już są przypadki chorób żołądka), środki czystości, lekarstwa, środki na wszy, bo wśród uchodźców szerzy się wszawica.

Jeśli ktoś chce pomóc, to po pierwsze może się za tych ludzi pomodlić. A po drugie, może przekazać pieniądze na konto "Caritas" Polska, która przekaże je nam. To najlepsza forma materialnej pomocy. Dziś nasza lekarka opowiadała mi, że opatrywała parodniowe dziecko, któremu schodzi skóra, bo nie ma go jak wykąpać, nie ma pudrów, pieluch. Jeśli będziemy mieć pieniądze, jesteśmy w stanie kupić to na miejscu.

Daję słowo honoru, że więcej nie mogę. Śpię po dwie, cztery godziny na dobę.

20 sierpnia 2008

Ks. WITOLD SZULCZYŃSKI pochodzi z Pleszewa w Wielkopolsce. W Gruzji pracuje od 1993 r. Zakładał tamtejszą "Caritas"; obecnie jest jej dyrektorem. POMOC DLA GRUZINÓW

Osoby, które chcą pomóc uchodźcom, mogą dokonywać wpłat na konto:

CARITAS POLSKA ul. Skwer Kard. Wyszyńskiego 9, 01-015 Warszawa Bank PKO BP S.A. 70 1020 1013 0000 0102 0002 6526 Bank Millenium S.A. 77 1160 2202 0000 0000 3436 4384 z dopiskiem: GRUZJA

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2008