Dobra robota

W niedzielę zakończyła się pierwsza sesja Soboru Watykańskiego III – tak mogłyby brzmieć nagłówki mediów, gdyż Synod poświęcony rodzinie ma wiele wspólnego z soborem.

20.10.2014

Czyta się kilka minut

Papież z kardynałami (od lewej) Lluísem Martínezem Sistachem z Hiszpanii, Chiblym Langlois z Haiti i Ricardo Ezzatim Andrello z Chile w drodze na sesję Synodu. Watykan, 9 października 2014 r. / Fot. Alessandra Tarantino / AP / EAST NEWS
Papież z kardynałami (od lewej) Lluísem Martínezem Sistachem z Hiszpanii, Chiblym Langlois z Haiti i Ricardo Ezzatim Andrello z Chile w drodze na sesję Synodu. Watykan, 9 października 2014 r. / Fot. Alessandra Tarantino / AP / EAST NEWS

Podobieństwa między zakończonym dopiero co Synodem a Soborem Watykańskim II można mnożyć. Celem obu zgromadzeń było zaradzenie podobnie naglącym wyzwaniom, konfrontowanym z doktrynalną stagnacją i coraz bardziej nieadekwatnym językiem, którym posługiwał się Kościół – podczas Soboru chodziło o przemyślenie sytuacji samego Kościoła w zmieniającym się świecie, na Synodzie – o przemyślenie sytuacji współczesnej rodziny. Można mówić też o podobnej dalekowzroczności i odwadze obu papieży – Jana XXIII i Franciszka, którzy, zwołując zgromadzenia, zażyczyli sobie pełnej szczerości dyskusji. To życzenie wyzwoliło podobnie namiętne dyskusje, a te z kolei doprowadziły do polaryzacji stanowisk i powstania antagonistycznych stronnictw: większościowego, dążącego do reform, i mniejszościowego, zachowawczego. Każde ze stronnictw miało wyrazistego przywódcę – zarówno na Soborze, jak i na Synodzie. Wspólna okazała się również powściągliwość papieży podczas trwania dyskusji: Franciszek z uwagą słuchał i sam nie zabierał głosu, Jan XXIII interweniował tylko raz, by zażegnać proceduralny kryzys.

Co najważniejsze: wiele zapowiada, że oba synody poświęcone rodzinie – miniony i przyszłoroczny – będą miały podobną dynamikę, co sesje soborowe, a być może także podobną skuteczność: wydaje się, że nie ma już odwrotu od reform, kwestią może być co najwyżej ich skala.


Osoby dramatu


Najbardziej gorącą synodalną dyskusję – o komunii dla osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach – sprowokował wybitny niemiecki teolog i emerytowany przewodniczący Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan kard. Walter Kasper, który stał się nieformalnym przywódcą reformatorów. Spór rozgorzał na długo przed rozpoczęciem Synodu: już na lutowym konsystorzu na prośbę papieża kard. Kasper wygłosił referat wprowadzający do tematu współczesnego kryzysu rodziny. Zaproponował w nim m.in. dopuszczenie do komunii pod pewnymi warunkami i w niektórych przypadkach osób w związkach cywilnych.

Najbardziej żarliwym przeciwnikiem Kaspera okazał się prefekt Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej kard. Raymond Burke. Ten amerykański hierarcha krytykował nie tylko wszelkie reformy, ale także... samego papieża. W przeddzień zakończenia Synodu kard. Burke oskarżył Franciszka, że swoim milczeniem „wyrządził wiele szkody”. „Jeśli papież dobrał określonych kardynałów, by sterowali spotkaniem tak, aby posunąć do przodu swe własne poglądy na sprawy takie jak rozwody i traktowanie ludzi LGBT, to nie sprawuje mandatu przywódcy Kościoła katolickiego” – cytował kardynała portal BuzzFeed News. Być może hierarcha w ten sposób wyładował swoją frustrację, gdyż – jak poinformował dziennikarzy – papież niedługo zamierza pozbawić go funkcji prefekta Sygnatury.

Ale Burke nie był jedynym krytykiem reform. W kuluarach, bez świeckich świadków, niektórzy hierarchowie nie przebierali w słowach: reformatorzy nazywani byli „heretykami”, a homoseksualiści „zboczeńcami”.

Ostrość debaty wywołała zaskoczenie wśród katolików nieprzyzwyczajonych do takich napięć. Historycy najnowszych dziejów Kościoła przypominają jednak, że to nic nowego. W książce „Co się zdarzyło podczas Soboru Watykańskiego Drugiego” John O’Malley SJ zauważa, że pół wieku temu w publicznych dyskusjach między reformatorską większością a konserwatywną mniejszością „zdarzały się wybuchy gniewu; rzucano ostre słowa, padały oskarżenia”, a mimo to Sobór doprowadził do odnowy Kościoła. To iskrzenie zatem okazało się owocne.

Wtedy nieformalnym przywódcą soborowej mniejszości był stojący na czele Kongregacji Świętego Oficjum (dziś Kongregacji Nauki Wiary) kard. Alfredo Ottaviani, „inteligentny, bystry, błyskotliwy i cieszący się nieposzlakowaną opinią” – jak charakteryzuje go O’Malley. Za swego głównego adwersarza Ottaviani miał najbardziej aktywnego z grona reformatorów kard. Léona-Josepha Suenensa, arcybiskupa Mechelen-Brukseli, świetnie filozoficznie i teologicznie wykształconego wicerektora słynnego Katolickiego Uniwersytetu w Louvain. „Jego umiejętności przywódcze w połączeniu z talentami rozjemczymi – jak pisze O’Malley – sprawiły, że znalazł się w centrum wielu kluczowych wydarzeń Vaticanum II”.

Oba zgromadzenia – zarówno Sobór, jak Synod – stały się okazją do wypromowania utalentowanych i odważnych hierarchów z młodszego pokolenia. W końcowej fazie pracy Soboru, gdy burzliwie dyskutowano nad „schematem 13”, czyli późniejszą Konstytucją duszpasterską o Kościele w świecie współczesnym, dostrzeżono aktywność młodego arcybiskupa Krakowa Karola Wojtyły. Teraz bohaterem Synodu o rodzinie stał się z kolei abp Bruno Forte, autor słynnego stwierdzenia o walorach homoseksualistów, które wywołało taką burzę podczas dyskusji nad wstępnym „Relatio”, opracowanym podczas pierwszego tygodnia Synodu.


Krok do przodu


Pierwszy gorący temat Synodu wiązał się więc z propozycją, by osoby po rozwodach i żyjące w nowych związkach cywilnych pod określonymi warunkami dopuszczać do komunii św. lub ewentualnie do komunii duchowej, a także by uprościć proces orzekania nieważności sakramentu małżeństwa. Drugi dotyczył sposobu, w jaki Kościół powinien traktować osoby i związki homoseksualne.

O ile przy pierwszym temacie raczej przesądzone było, że sprawa wymaga gruntownego namysłu i dalszych prac ekspertów – więc oczekiwania były raczej stonowane – to po odważnej propozycji „Relatio post disceptationem”, opublikowanym na półmetku zgromadzenia, niektórzy spodziewali się większego otwarcia na związki jednopłciowe. Jednak w końcowym głosowaniu (ze względu na temperaturę sporu punkt po punkcie, nie nad całością dokumentu) obydwie kwestie nie uzyskały wymaganych 2/3 głosów.

Na końcowy efekt Synodu nie należy jednak patrzeć przez ten pryzmat. Są to naturalnie tematy dla katolików istotne, ale w dyskusji o rodzinie nie kluczowe. Poza tym warto zauważyć, że owe paragrafy mimo wszystko pozytywnie oceniło znacznie więcej niż połowa głosujących, a papież postanowił, że zostaną opublikowane razem z innymi. Ta wyjątkowa decyzja oznacza, że dyskusja trwa i powróci za rok na kolejnym synodzie.

Do oceny prac watykańskiego wydarzenia lepiej przyjąć klucz zaproponowany przez kard. Reinharda Marxa z Monachium. Ten uważany za reformatora duchowny podczas jednej z ostatnich konferencji prasowych wypowiedział zdanie, które dobrze oddaje istotę sprawy: „stawiając trzy kroki w przód i dwa w tył, i tak idziemy do przodu”.

Trudno powiedzieć, czy była to strategia od samego początku zamierzona przez Franciszka i jego współpracowników, ale obserwując dynamikę obrad można tak podejrzewać. Opublikowanie po tygodniu dyskusji tak odważnego „Relatio” (m.in. ciepło mówiącego o walorach osób homoseksualnych i dostrzegającego pozytywy związków niesakramentalnych) wywołało wstrząs. Watykaniści mówili wręcz o duszpasterskim trzęsieniu ziemi.

Nic dziwnego, że w ciągu kolejnych dni obserwowaliśmy mobilizację bardziej konserwatywnych hierarchów, którzy najpierw poprowadzili szeroko zakrojoną akcję medialną krytykującą wstępny dokument, a potem w językowych grupach roboczych zgłosili do niego liczne poprawki. Uczciwie trzeba dodać, że wspomnianemu sprawozdaniu brakowało poważnego osadzenia w tradycji Kościoła i Piśmie Świętym. Te braki starano się uzupełnić.

Franciszek usłyszał krytyczne głosy i zrozumiał powagę sytuacji. W pewnym momencie wydawało się bowiem, że watykańskiemu zgromadzeniu grozi fiasko, jakim byłoby odrzucenie finalnego raportu. Pojawiły się oskarżenia, że obradami steruje grupa duchownych z sekretariatu Synodu oraz tzw. relatorów, czyli sprawozdawców (kard. Lorenzo Baldisseri, bp Fabio Fabene, kard. Péter Erdő i abp Bruno Forte). Kard. Wilfrid Fox Napier z RPA podczas jednej z konferencji prasowych mówił, że „Relatio” nie oddaje opinii większości i że cel obrad jest dla niego w tym momencie niezrozumiały.


Dwa kryzysy


Impas został przezwyciężony dzięki poszerzeniu przez papieża zespołu redaktorów dokumentu końcowego o abp. Denisa Harta z Melbourne oraz wspomnianego kard. Napiera, tak by owo grono było reprezentatywne w kluczu geograficznym i ideowym. Szczególnie ta druga nominacja uspokoiła nastroje zarówno przedstawicieli Afryki, którzy czuli się pomijani w gremiach decyzyjnych, jak i frakcji konserwatywnej. Przypomniano także, że „Relatio” jest dokumentem roboczym i od grup językowych oczekuje się modyfikacji, które na koniec zostaną poddane pod głosowanie ogółu.

Z tej zachęty skwapliwie skorzystano. Zgłoszono kilkaset poprawek, a każda z dziesięciu grup sporządziła krótki raport opisujący ich charakter. I tu niespodziewanie pojawiła się przeszkoda, która wywołała drugi kryzys: kard. Baldisseri, czyli sekretarz generalny Synodu, oświadczył zgromadzonym, że owych dziesięciu raportów nie zamierza upubliczniać. Skutkiem takiego posunięcia byłoby utajnienie skali i zakresu wniesionych zastrzeżeń oraz proponowanych zmian. Zdaniem konserwatywnych hierarchów mogłoby w ten sposób powstać ryzyko, że zgromadzenie ponownie zostanie zmanipulowane. W sali synodalnej zapanowało niespotykane wzburzenie: opowiadano później, że w proteście wobec decyzji sekretarza wielu biskupów wstało, niektórzy buczeli, a inni tupali lub uderzali dłońmi w stoliki. Kard. Baldisseri ustąpił i zgodził się na publikację materiałów.

W efekcie dokument końcowy (z wyjątkiem wspomnianych paragrafów) został przyjęty znaczącą większością głosów, a jedność zgromadzenia ocalona. Po głosowaniach Franciszek wygłosił do zgromadzonych płomienne przemówienie, nagrodzone kilkuminutową owacją na stojąco [por. edytorial ks. Adama Bonieckiego na str. 3]. Naturalnie ceną, którą zapłacili reformatorzy, jest kompromisowe złagodzenie lub nawet usunięcie niektórych ustępów proponowanych w pierwszym dokumencie. Jednak papież powinien być zadowolony, ponieważ ostatecznie uchwalone „Relatio Sinodi” idzie drogą duszpasterskiego nawrócenia, które od początku pontyfikatu próbuje zaszczepić on Kościołowi. Kluczowe elementy tego podejścia, czyli np. akcent na elementy pozytywne, język akceptacji, miłosierdzia, wychodzenia do wiernych, towarzyszenia ludziom w trudnych sytuacjach, unikania dyskryminacji – to wszystko uznano za dobry kierunek duszpasterski na wiek XXI.


Co zostało?


Strategia trzech kroków w przód i dwóch w tył przyniosła również inne skutki. Przykładowo proponowane wcześniej prawo stopniowalności – które zakładało akceptację Kościoła dla sytuacji niedoskonałych jako uznania dla drogi do Boga odbywanej krok po kroku – w formie dosłownej wycofano. Ale pozostały niektóre elementy, które z owego prawa wyprowadzano. W paragrafach dotyczących podejścia do związków nieuregulowanych mówi się o „duszpasterskiej trosce miłosierdzia” oraz że „każda rodzina musi być słuchana z szacunkiem i miłością”. Ojcowie synodalni zachęcają do wyszukiwania nowych ścieżek duszpasterskich, które mają prawo opierać się na niedoskonałościach poszczególnych rodzin, ze świadomością, iż te niedoskonałości są przez nie przeżywane raczej jako cierpienie, a nie jako wynik w pełni wolnego wyboru.

Wobec osób rozwiedzionych i żyjących w nowych związkach cywilnych zaleca się tu „wnikliwe rozeznanie” oraz „duszpasterskie towarzyszenie”. Podkreśla się konieczność okazywania im „wielkiego szacunku”, a także unikania języka lub postaw, które by sprawiały, iż poczują się dyskryminowane. Wręcz przeciwnie: powinno się propagować ich udział w życiu parafii, ponieważ „dbanie o nie dla chrześcijańskiej wspólnoty nie jest osłabianiem wiary oraz świadectwa nierozerwalności małżeńskiej, lecz wyraża właściwą troskę płynącą z miłości”.

Takich pozytywnych elementów, które pozostały w końcowym dokumencie, jest więcej. Poszerzono go również o ważne punkty dotyczące ekonomicznych i społecznych presji, jakich doświadczają dziś rodziny, wyeksponowano potrzebę dużo lepszego przygotowania do małżeństwa [por. teksty na str. 30-35] oraz towarzyszenia małżonkom także po ślubie. Kładzie się także nacisk na odnowę języka Kościoła.

Ciekawa jest historia paragrafu poświęconego osobom homoseksualnym. Ogołocony z pierwotnej rewolucyjnej wymowy – został zamieniony w passus, który dokładnie odpowiada aktualnej nauce Kościoła, a mimo to nie uzyskał wymaganych 2/3 głosów... Co to może oznaczać? Że konserwatywnie nastawieni biskupi – rozsierdzeni pierwszą wersją „Relatio” – odrzucili go „na wszelki wypadek”? Ciekawsza jest inna hipoteza: abp Paul-André Durocher na swoim blogu sugeruje, że przeciwko głosowali również niektórzy reformatorzy, źli, że pierwszą propozycję tak drastycznie wycięto. Efekt jest w każdym razie taki, że definicje zawarte m.in. w Katechizmie Kościoła Katolickiego nie znalazły uznania zgromadzenia.

Istotna jest jeszcze jedna sprawa, którą podkreślił ks. Federico Lombardi na ostatniej synodalnej konferencji prasowej. Otóż „Relatio Sinodi” nie należy traktować jako dokumentu normatywnego. To nadal materiał roboczy, który będzie podstawą całorocznej dyskusji przed synodem zwyczajnym w 2015 r.


Wszystko przed nami


„Przycięcie” dokumentu końcowego Synodu o rodzinie nie ma zatem większego znaczenia. Synod miał zidentyfikować problemy i rozpocząć dyskusję – i to się dokonało. Mamy na nią rok – do następnego synodu, który ma obradować w październiku 2015 r. Słowa, które padły, np. o walorach homoseksualistów dla wspólnoty wierzących, trudno będzie wymazać z pamięci. Jeśli analogia z Soborem Watykańskim II jest poprawna, w przyszłym roku możemy być świadkami erupcji odwagi, tak jak to się działo z sesji na sesję w latach 1962–1965.

Na koniec wspomnijmy więc o najważniejszej analogii: Kościół został nazwany na Soborze wspólnototwórczym sakramentem zbawienia. Takim sakramentem tworzącym wspólnotę jest także chrześcijańskie małżeństwo. Jeżeli ojcowie soborowi dostrzegli owe „pierwiastki uświęcenia i prawdy” poza wspólnotą Kościoła, nic nie stoi na przeszkodzie, aby ojcowie synodalni podobne pierwiastki uświęcenia i prawdy dostrzegli poza sakramentem małżeństwa. W każdym razie jest o czym debatować.

„Brawo! Dobrze pracowaliście. Właśnie takiej wymiany myśli chciałem. A teraz idziemy do przodu” – powiedział Franciszek po przełamaniu synodalnego kryzysu.


Polski przekład „Relatio Sinodi” publikujemy na naszej stronie internetowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz i publicysta, zastępca redaktora naczelnego portalu Aleteia.pl, redaktor kwartalnika „Więź”, współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2014