Demokracja społeczna

06.04.2003

Czyta się kilka minut

Demokracja polityczna nie jest jedynym aspektem demokracji. Innymi ważnymi jej elementami są bowiem: faktyczne uczestnictwo jak najszerszych kręgów społeczeństwa w życiu kraju, możliwość awansu społecznego i w miarę wyrównane jego szanse. Przekłada się to na strukturę majątków i dochodów, dostęp do wiedzy, dystans między społecznymi skrajnościami oraz kwestię miejsca grup niżej usytuowanych w hierarchii społecznej - pisze w PRZEGLĄDZIE HUMANISTYCZNYM (5/374) prof. Marcin Kula z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.

Podczas zaborów na ziemiach polskich postępował, jak w wielu krajach Europy, proces demokratyzacji społecznej - poczynając od emancypacji chłopów i Żydów, zwiększania się liczebności mieszczaństwa, rozbudowy infrastruktury, umożliwiającej zarówno mobilność poziomą i pionową, jak udział w różnorodnych formach życia większej społeczności. Mimo to w niepodległość Polska weszła jako kraj mało, lub tylko „wyspowo”, zmodernizowany. Konsekwencją była silna polaryzacja społeczeństwa, dystans wobec mniejszości narodowych i utrzymywanie się wielu elementów formalnie zniesionego systemu stanowego. Ale naturalnie zdarzały się przypadki łamania barier: dzieci wiejskie osiągały sukcesy na Uniwersytecie Jagiellońskim, rolnik doszedł do stanowiska premiera, a prezydentem został człowiek, którego głównym atutem była wiedza i pozycja uniwersytecka.

Okupacja hitlerowska, paradoksalnie, w sensie społecznym zdemokratyzowała kraj: walec zniszczenia wyrównał nierówności. Również wyjście Polski z wojny w zmienionych granicach i nowej strukturze ludnościowej działało w kierunku społecznej demokratyzacji. Praktycznie przestał bowiem istnieć problem mniejszości narodowych i nieraz wielkiej biedy ich członków. Najbiedniejsze tereny przestały należeć do Polski. Wielu bogatych wybrało emigrację. Wielomilionowe migracje kazały ludziom na nowo dorabiać się pozycji społecznej i ekonomicznej.

Nowy ustrój przedstawił demokrację społeczną jako ideał: chciał stworzyć społeczeństwo egalitarystyczne, z możliwościami awansu dla wszystkich. Nie warto przypominać negatywów egalitaryzmu w postaci ograniczenia chęci ludzi do wysiłku, równania w biedzie, ubierania się wszystkich w podobne rzeczy i życia w podobnych mieszkaniach wśród podobnych mebli itd. Nie mówiąc o fizycznej niemożności stworzenia kraju szans wyrównanych dla wszystkich w sytuacji braku pożądanych dóbr i świadczeń oraz - w końcu - o generalnej utopijności komunistycznych ideałów. W praktyce rzekoma równość wyradzała się w parafeudalną kastowość: „Aparat partyjny i państwowy stawał się kastą, mającą dostęp do władzy oraz porównawczo lepszy dostęp do dóbr i przywilejów. Cechy kastowości miały też różnorakie ograniczenia dla nie lubianych grup ludności, a cechy feudalno-podobne - klientarne powiązania rządzących ze swoim zapleczem”. Z kolei idea awansu społecznego przybierała zwykle postać promowania nie najlepszych, ale wiernych. Pozycja rodziców wciąż w dużej mierze przesądzała o pozycji dzieci: naturalny mechanizm awansu społecznego przez kształcenie działał kiepsko, funkcjonowały za to punkty za pochodzenie. Największa fala awansu społecznego w PRL była wywołana nie tyle przez działanie mechanizmów ustrojowych, ile przez straty wojenne i konieczność zapełnienia zwolnionych miejsc.

Ruch „Solidarności” lat 80. niósł silne akcenty egalitarystyczne. Strajkujący latem 1980 r. w proteście przeciw nierównościom często mieli na uwadze nieuzasadnione przywileje władzy, a nie hipotetyczny ideał równości. Z tego ruchu po 1989 r. wyrósł ustrój lepszy od komunizmu, ale nie mający zalety promowania równości społecznej. Popularne porównywanie pod tym względem PRL i III RP ma o tyle mało sensu, że działa tu mechanizm fałszywej świadomości. Ludzie pamiętają relatywną taniość mieszkań z lepszych okresów komunizmu, a zapominają o trudnościach w ich uzyskaniu. Pamiętają, że wyższe studia były bezpłatne, a zapominają, jak mały procent młodzieży studiował oraz jak wielu rodziców szukało protekcji dla wepchnięcia dziecka na uczelnię. Pamiętaj ą pełne zatrudnienie, a nie zastanawiają się nad rodzącymi się na jego marginesie patologiami.

„Pozostaje jednak faktem, że dziś gigantycznemu bezrobociu towarzyszy coraz większa liczba dobrych samochodów na ulicach. Tymczasem brak uzyskania pewnego (pytanie: jakiego?) stopnia demokracji społecznej może łatwo zagrozić demokracji politycznej - która, mimo wszystkich słabości, została jednak tym razem osiągnięta”. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2003