Daleka droga do raju

Dwa miesiące po zamachach, które wstrząsnęły Sri Lanką, kraj liczy straty. Prócz ofiar ataków ucierpiał przemysł turystyczny, który daje utrzymanie kilku milionom Lankijczyków.
z Kolombo i Negombo

24.06.2019

Czyta się kilka minut

Wierni wychodzą z kaplicy na terenie kościoła św. Sebastiana w Negombo,  który w ostatnią Wielkanoc był celem zamachu, czerwiec 2019 r. / TOMASZ AUGUSTYNIAK
Wierni wychodzą z kaplicy na terenie kościoła św. Sebastiana w Negombo, który w ostatnią Wielkanoc był celem zamachu, czerwiec 2019 r. / TOMASZ AUGUSTYNIAK

180-miejscowym airbusem leciałem do Kolombo z nieco ponad czterdziestką współpasażerów. Pogoda chyba dostroiła się do kontekstu, bo gdy lądowaliśmy w stolicy Sri Lanki, nad lotniskiem chmurzyło się i zaczynało grzmieć.

Spokój, który panował w hali przylotów, był uderzający: żadnych tłumów, żadnych kolejek, żadnych podróżnych przepychających się do swoich bramek. Pracownicy sklepów leniwie przechadzali się między półkami z elektroniką i perfumami. Na zewnątrz, przed terminalem, kolejna niespodzianka: podstawione przez wojsko autobusy odwożą pasażerów na odległy o kilometr parking. Dopiero stamtąd można ruszyć w dalszą drogę.

Patrole wojska i wyrywkowe kontrole stały się chlebem powszednim po tym, jak w wielkanocną niedzielę związani z tzw. Państwem Islamskim terroryści przeprowadzili niemal jednocześnie sześć ataków na kościoły katolickie oraz na luksusowe hotele, w których zatrzymują się głównie goście z zagranicy. Od bomb zginęły 253 osoby: w większości miejscowi, często całe rodziny, ale także prawie 60 cudzoziemców. Wśród ofiar była znana z telewizyjnych shows lankijska kucharka, była też rodzina brytyjskiego prawnika i trójka dzieci duńskiego miliardera.

Trzeba było wielu tygodni, żeby postępy w odbudowie i zaleczaniu ran uznać za widoczne.

Stu parafian ojca Appuhamy

Kościół pod wezwaniem św. Sebastiana w Negombo – 130-tysięcznym mieście na zachodnim wybrzeżu Sri Lanki – był w Wielkanoc celem zamachu. Dziś ma już nowy dach, a żołnierze uwijają się przy malowaniu ścian i wymianie okien. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, w połowie lipca w odnowionej świątyni będzie można znów odprawić mszę.

Ojciec Sanjeewa Appuhamy, który niedawno przejął kierowanie parafią, mówi „Tygodnikowi”, że zarówno robotników, jak pieniędzy na odbudowę dostarczył rząd.

Duchowny nie zapamiętał twarzy zamachowca, który w Wielką Niedzielę wszedł do zatłoczonego kościoła ze schowaną w plecaku bombą. Pamięta tylko wybuch, pył i odłamki szła lecące z rozbitych okien. Chociaż ładunek wypalił nie dalej niż 10 metrów od ołtarza, ani jemu, ani dwóm innym księżom nic poważnego się nie stało.

Karetki przyjechały w kilka minut, bo w zamożnym mieście jest wiele prywatnych szpitali. Ale mimo szybkiej pomocy, to właśnie tu było najwięcej ofiar: zginęło ponad stu parafian (i zamachowiec samobójca).

Domy wielu zabitych stoją kilkadziesiąt metrów od kościelnego muru.

Dillini, 60-letnia kobieta, która mieszka blisko cmentarza, wskazuje kolejne bramy: tutaj gospodyni straciła męża, tam jest dom rodziny, która zginęła od wybuchu.

W drodze na cmentarz Dillini opowiada, że tamtego dnia postanowiła pójść na wieczorną mszę, kiedy nie będzie tłoku. Do pozostania w domu namówiła też siostrzenicę. Kiedy dowiedziała się, co się wydarzyło, wsiadła z płaczem na rower i pojechała na miejsce, żeby pomagać. Znała babcię, która zginęła razem z kilkumiesięcznym wnukiem, i stolarza, który osierocił żonę i córkę.

To, co dla wielu oznaczało ból i żałobę, odbiło się na życiu kraju także w inny sposób. Właśnie w Negombo, które jest ważnym nadmorskim kurortem, widać to jak na dłoni.

Pustki w kurortach

Gdzie jak gdzie, ale w Negombo turyści byli zawsze. Najczęściej trafiali tu prosto z oddalonego o pół godziny jazdy lotniska – spragnieni dobrych hoteli, egzotycznej kuchni i tropikalnej plaży. Dziś wiele restauracji przy drodze biegnącej wzdłuż oceanu jest zamkniętych na głucho, wczasowiczów jak na lekarstwo, a kwatery świecą pustkami.

Andrea Frattini od kilkunastu lat prowadzi tu włoski lokal. – Inni w ogóle nie otwierają, ale my działamy i jakoś dajemy sobie radę – mówi. – Jednak w ubiegłym miesiącu mieliśmy dużą stratę, a w tym też się na to zanosi. Przetrzymamy tak może pół roku, ale jeśli kłopoty potrwają dłużej, będziemy musieli zwolnić pracowników – dodaje.

Za kilka dni Frattini leci w odwiedziny do rodziny w lombardzkim Bergamo. Tutaj i tak nie ma zbyt wiele pracy.

Do trzech hoteli w Kolombo, które za cel obrali terroryści, jest stąd około 40 kilometrów. Wszystkie tylko z pozoru działają jak zwykle. Wejść do lobby pilnują żołnierze, ochrona prześwietla bagaże i kontroluje wszystkich wchodzących. W kawiarniach widać już gości, ale renowacja miejsc zniszczonych przez eksplozje zajmie jeszcze wiele miesięcy. Nie wspominając o czasie potrzebnym na leczenie traumy pracowników.

W oczekiwaniu na pierwszych klientów – kierownicy restauracji na plaży w Mount Lavinia, czerwiec 2019 r. / FOT. TOMASZ AUGUSTYNIAK

Eksplozja przy śniadaniu

Tamtej wielkanocnej niedzieli członkowie ekipy pracujący na porannej zmianie w hotelu Shangri-La byli pewni, że hałas dobiegający z restauracji na trzecim piętrze to wynik ekslpozji gazu.

– Dopiero po drugim, potężnym wybuchu z góry przybiegli koledzy. Krzyczeli, że nie żyją ludzie i jest potrzebna pomoc – opowiada Suranga, pracownik restauracji na parterze, który pomagał w noszeniu rannych do karetek. Po kilku godzinach dowiedział się, że wśród zabitych przez zamachowców samobójców była także czwórka jego kolegów kelnerów.

Kiedy wszystkich gości już ewakuowano, pracowników wysłano na siedmio- tygodniowy urlop. Hotel otwarto na nowo w połowie czerwca.

Pobliskiego hotelu Cinnamon Grand, gdzie zamachowiec wysadził się podczas śniadania – stał w kolejce do szwedzkiego stołu – nie zamknięto. Działa w nim kilka z 13 restauracji, barów i kawiarni, ale większość pokoi jest pusta. Mocno odczuli to kierowcy hotelowych taksówek.

– Jest jedenasta, a ja od siódmej rano czekam na klienta. Wcześniej woziliśmy trzy razy więcej ludzi – mówi jeden z nich, opierając się o maskę audi. – Na szczęście nie zwolniono nikogo poza kilkunastoma pomocnikami i sprzątaczami.

Na skutek zamachów ucierpiały także i te biznesy, których ataki bezpośrednio nie dotknęły. Pandula Weerakoon zarządza hotelami OZO w Kolombo i w kurortach na południu oraz w centrum kraju (w sumie liczą grubo ponad 400 pokoi). Mówi, że do połowy czerwca sieć straciła rezerwacje na więcej niż siedem tysięcy nocy, większość w górach i w stolicy.

– Maj i czerwiec to czas poza szczytem sezonu, ale wcześniej ponad połowę pokoi mieliśmy zwykle zajętą. Teraz tylko ­piętnaście procent – szacuje. Dyrekcja postanowiła zrezygnować z bufetu i rozrywek, a żeby zaoszczędzić na elektryczności, zamknęła niektóre piętra.

Dwa miliony miejsc pracy

W ubiegłym roku na Sri Lankę przyleciało 2,3 mln gości z zagranicy. To wprawdzie o kilkaset tysięcy mniej niż do Krakowa, ale turystyka stanowi już 5 proc. tutejszej gospodarki. Skuteczna reklama zrobiła swoje: od zakończenia przed dekadą wojny domowej [patrz „TP” 22/2019 – red.] zyski poszybowały w górę, a krajowi z sukcesem udawało się promować wizerunek „rajskiej wyspy”. Kwietniowe zamachy i zamęt, który po nich nastąpił, zachwiały tą pracowicie budowaną marką.

W maju na Sri Lankę przyleciało o 70 proc. mniej turystów niż przed rokiem, a w czerwcu może być niewiele lepiej. Stowarzyszenie hotelarzy spodziewa się, że w tym roku straci półtora miliarda dolarów. Dla kraju takiego jak Sri Lanka to bardzo dużo. Według Banku Centralnego w turystyce jest zatrudnionych 400 tys. Lankijczyków, ale zdaniem Kishu Gomesa, szefa miejscowego biura promocji turystyki, zależy od niej byt co najmniej 2 mln ludzi – uwzględniając w tej liczbie choćby kierowców, rzemieślników i właścicieli kramów z owocami w pobliżu największych turystycznych atrakcji.

W podobnych wypadkach, gdy celami ataków byli przyjezdni – np. po zamachach w Paryżu, w Tunezji i na indonezyjskiej wyspie Bali – na powrót do poprzedniego stanu potrzeba było ponad roku.

Kishu Gomes ma nadzieję, że Sri Lance uda się utrzymać straty na niskim poziomie. Dwa tygodnie po zamachach sfinansował przyjazd zagranicznych influencerów: blogerów z kilku krajów. Obwożeni po wyspie, mieli pokazać światu, że jest już bezpiecznie i śmiało można znowu przybywać na wypoczynek.

– Niedługo rozpoczynamy półroczną kampanię marketingową, w której skupimy się na naszych najważniejszych rynkach. Będziemy bardziej agresywnie promować się jako kierunek wakacyjny, kładąc większy nacisk na świeżość i ekscytację. Chcemy wysłać w świat wiadomość, że byliśmy w stanie szybko przywrócić bezpieczeństwo – przekonuje Gomes.

Przed kościołem św. Antoniego w Kolombo, czerwiec 2019 r. / FOT. TOMASZ AUGUSTYNIAK

Co z tym bezpieczeństwem?

Bezpośrednio po zamachach Gomes uczestniczył w kilku naradach z wojskowymi. – Za zamkniętymi drzwiami pracownicy wywiadu wyjaśnili nam, jak sprawy się mają. Już po kilku dniach i serii aresztowań byli pewni, że organizacje terrorystyczne nie będą w stanie przeprowadzić kolejnego skoordynowanego ataku. To dla nas wystarczająco silna deklaracja – uważa Gomes.

Oficerów wywiadu specjaliści od turystyki zabierali też na spotkania do zagranicznych ambasad, tłumacząc, że systematyczne aresztowania podejrzanych o związki z terrorystami to dobra wiadomość, i że środki bezpieczeństwa w hotelach i przy atrakcjach turystycznych zostały zaostrzone. Kościoły, meczety i duże hotele są pod specjalnym nadzorem wojska, ochronę mają też urzędy i niektóre szkoły, a patrole wojska, policji i wyrywkowe kontrole pozwalają poczuć się bezpieczniej.

Polityczna niepewność i słodka niewiedza

Dla Angeliny Zelissen, menadżerki w biurze podróży sprowadzającym turystów z Europy, najbardziej problematyczne były ostrzeżenia przed podróżowaniem na Sri Lankę wydane przez służby konsularne wielu państw. Teraz kolejne kraje, wśród nich Niemcy, Wielka Brytania, Chiny i Indie, zaczęły je łagodzić. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych nadal zaleca wstrzymanie się z podróżami, które nie są konieczne, doradza ostrożność i unikanie dużych zgromadzeń.

– Złagodzenie tych stanowisk bardzo ułatwi nam pracę. Chcemy pokazać Sri Lankę jako piękny kraj uśmiechniętych ludzi i skupić się na tym, co dobre. To nie jest przecież jedyny kraj na świecie, który miał kłopoty – mówi Zelissen.

Kishu Gomes przyznaje, że z niepokojem ogląda serwisy informacyjne. Co prawda ludzie planują wakacje z wyprzedzeniem i nie rezygnują z nich, jeśli nie wydarzy się nic poważnego, a na powtórkę z wielkanocnych ataków się nie zanosi. Ale wszystkie zawieruchy rozgrywające się na Sri Lance mają negatywny wpływ na wizerunek kraju.

Przepychanki między premierem, prezydentem i odwołanym przez tego ostatniego szefem policji – oraz wzajemne zrzucanie na siebie odpowiedzialności za dopuszczenie do zamachów – nie ułatwiają życia tym, którzy zarabiają dzięki cudzoziemcom.

Także powtarzające się zamieszki etniczne, nierozwiązana sprawa odpowiedzialności za zbrodnie wojenne i złe traktowanie mniejszości – to najważniejsze punkty na liście grzechów i zaniedbań, których rządzący krajem dopuścili się w ostatnich latach.

To wszystko utrudnia budowę marki wyspy jako wakacyjnego raju.

Kishu Gomes dyskutuje o tym wszystkim z ministrami turystyki, transportu i finansów na posiedzeniach specjalnej komisji, ale z posiedzeń niewiele wynika. Może to dlatego pod względem natężenia ruchu turystycznego Sri Lance nadal bliżej jest do Pakistanu i Birmy niż do Malezji czy Tajlandii.

Już przed tragiczną niedzielą wielkanocną miejscowy przemysł turystyczny dostawał zadyszki: choć powstaje coraz więcej drogich hoteli, to jednak oferta Sri Lanki nadal przyciąga przede wszystkim urlopowiczów ze skromniejszym budżetem, tymczasem brakuje tanich lotów. W dodatku zaczyna brakować siły roboczej i infrastruktury, choćby nowych dróg i kolei. Dotąd ich rozbudowę finansowano z kredytów, przede wszystkim chińskich. Ale władzom w Kolombo będzie trudno budować więcej i powiększyć przepustowość lotnisk, bo już dziś kraj ma ogromne problemy ze spłacaniem zagranicznego zadłużenia.

Dla potencjalnych turystów Sri Lanka pozostaje jednak pięknym krajem z ciekawą historią i kulturą. Na co dzień wczasowiczów utrzymuje się więc w słodkiej niewiedzy na temat mrocznych wydarzeń – tych z dawniejszej przeszłości i tych najświeższych – które mogą utrudnić wykreowanie wyspy jako modnego celu wypraw.

Może zresztą ta niewiedza jest składnikiem przepisu na turystyczny raj? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2019