Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
PATRYCJA BUKALSKA: Od Aksamitnej Rewolucji mija 25 lat, a na ulicach mamy nagle demonstracje przeciw prezydentowi. Jak ocenia Pan sytuację w Czechach?
LUBOŠ DOBROVSKÝ: Długo można o tym mówić, ale zasadnicze są dwie rzeczy. Jedna to próba ze strony niektórych polityków, w tym prezydentów byłego i obecnego, Klausa i Zemana, aby zbagatelizować znaczenie czechosłowackiego 17 listopada 1989 r. [wtedy zaczęła się rewolucja – red.] poprzez stwierdzenie, że wydarzenie określane jako Aksamitna Rewolucja było niczym innym jak wewnętrznym zawaleniem się reżimu komunistycznego, szczególnie w wyniku działań Gorbaczowa i rozpadu Związku Sowieckiego. Druga kwestia to ataki niektórych polityków na Havla, odmawiające mu odwagi i odpowiedzialności za przejęcie władzy w 1989 r. Powiedziałbym, że zwłaszcza Václav Klaus usiłuje niejako zająć miejsce Havla w zbiorowej pamięci. Klaus sprowadza proces wyzwolenia z reżimu totalitarnego do odbudowy gospodarki rynkowej.
Wydaje mi się jednak, że reakcja społeczna pokazuje, iż w Czechach wraca się do dziedzictwa Havla, do nacisku na wartości moralne w polityce.
Mam nadzieję, że ma pani rację. Również widzę aktywność tych, którzy są świadomi moralnego znaczenia Havla. Natomiast gdybyśmy nawet przyjęli, że wtedy komunistyczna władza sama upadła, to przecież razem z nią nie zniknęła w tej samej chwili milicja i wojsko, czyli tysiące ludzi. Nie zniknęła struktura państwa, która była w rękach tych, którzy czuli się wtedy zagrożeni nieoczekiwaną zmianą. Jestem przekonany – i nie jestem w tym poglądzie odosobniony – że to Havel i jego współpracownicy znaleźli sposób na bezpieczne przekazanie władzy w ręce nowego, demokratycznego już rządu. Bez przelewu krwi! Choćby w tym leży wielka zasługa Havla dla kraju.
Na demonstracjach, do których doszło w Pradze podczas obchodów rocznicy Aksamitnej Rewolucji, pojawiły się antyrosyjskie akcenty. Dlaczego teraz?
Chyba już dla wszystkich – za wyjątkiem Klausa i Zemana – jest oczywiste, że Rosja prowadzi okrutną wojnę. To wojna z suwerennym państwem ukraińskim, któremu skradziono część terytorium. Mam na myśli Krym. Jest więc oczywiste, że przy każdej okazji, która będzie temu sprzyjać, antyrosyjskie poglądy będą wyrażane także w Czechach.
Dotąd jednak Republika Czeska miała stanowisko bardziej, jak mawiano, pragmatyczne...
Nie Republika Czeska, tylko część czeskiego politycznego establishmentu! W tym prezydent Zeman, a także – do momentu, gdy upomniał go premier – wiceminister spraw zagranicznych Petr Drulák, którzy usiłowali bagatelizować rosyjski udział w tej wojnie. To jednak już wywołało reakcje i pozytywny – w moim odczuciu – efekt. W ostatnich dniach premier Sobotka spróbował skierować naszą politykę zagraniczną na powrót tam, gdzie jest jej miejsce, czyli na Zachód, w kierunku demokratycznych zasad.
Coś się jednak zmienia także w spojrzeniu na historię. Czy rozczarowując się do obecnego prezydenta, Czesi zaczynają tęsknić za Havlem?
Nie można powiedzieć, że tęsknią. To nie jest to słowo... Ale wielu ludzi zaczyna sobie uświadamiać, że ikona, jaką był Havel w naszej historii, to nie jest jakiś tam obrazek, lecz postać warta naśladowania. To widać szczególnie u młodszego pokolenia: u tych, którzy teraz 17 listopada w Pradze otwarcie demonstrowali swoją niezgodę na poglądy prezydenta Zemana.
LUBOŠ DOBROVSKÝ (ur. 1932 r.) jest czeskim dziennikarzem i politykiem, tłumaczem literatury rosyjskiej i polskiej (m.in. „Małej Apokalipsy” Konwickiego). Do inwazji sowieckiej na Czechosłowację w 1968 r. członek partii komunistycznej, wyrzucony z niej w 1970 r. Potem działacz opozycji, jeden z sygnatariuszy Karty 77. W latach 70. i 80. XX w. nie mógł publikować pod swoim nazwiskiem i pracował fizycznie: mył okna, był palaczem w kotłowni. Po 1989 r. minister obrony (1990-92), szef kancelarii prezydenta Havla (1992-96) i ambasador Czech w Moskwie (1996–2000).