Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy wchodzę w czas dla Pana Boga, to ostrzeżenie z każdą chwilą nabiera większej mocy. Wszystko, co bliskie i zrozumiałe, co swoje, teraz ustępuje wymiarowi tajemnicy, z którym człowiek poradzić sobie nie umie. Tylko tyle wiem od pierwszego kroku w tym wymiarze postawionego: Bóg jest niewyobrażalny, niepojęty, nie do opisania, nie dający się ani porównać, ani przybliżyć żadnym ludzkim wysiłkiem i żadną sumą wiedzy ani doznań, do jakich zdolny byłby człowiek. Ta niewspółmierność, dla której nie ma adekwatnego przymiotnika, jest doświadczeniem towarzyszącym człowiekowi od początku dziejów w tej najważniejszej ze wszystkich sprawie. Biblia, której pierwsze wersety czytała załoga Apolla rozpoczynając podbój kosmosu, to historia tego właśnie doświadczenia.
O Abrahamie mającym spotkać się z Panem czytamy tam: “Zapadł w głęboki sen i opanowało go uczucie lęku, jak gdyby ogarnęła go wielka ciemność". Dlaczego?
“Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem ujrzeć Boga". A ludzie, którym przewodził w wędrówce z niewoli, prosili: “Niech mówi do ciebie, nie do nas, żebyśmy nie pomarli".
Jeszcze nawet apostołowie, gdy Chrystus zabrał ich na świadków przemienienia na górze Tabor, ogarnięci obłokiem zakrywającym nieprzeczuwaną dotąd chwałę ich Mistrza, “zlękli się". I w tym lęku odbierali słowa z obłoku, przecież pocieszające.
Dlaczego to lęk towarzyszył ludziom wybranym, gdy czekało ich spotkanie z Bogiem? Lęk jest destrukcją i złem, niszczy, zagraża człowieczeństwu, zabija nadzieję. Taki lęk nie mógł być odpowiedzią na przychodzący od Niewidzialnego sygnał zaproszenia.
Bo to jest przecież istota sprawy, w którą każdy z nas wchodzi z momentem, gdy czas swój przeznaczy dla Boga. Że Bóg - niedostępny, niepojęty, nie dający się ogarnąć - szuka człowieka. Cała Biblia jest Jego słowem ciągle na nowo do człowieka zwracanym. I równocześnie jest historią ciągłego zderzania się tej ostatecznej niewspółmierności: stworzenia pogrążonego w swoich uwarunkowaniach, a wzywanego po imieniu przez Stwórcę, dzięki któremu istnieje i którego będzie poznawać przez całą wieczność, ale dla którego jest już teraz - i tak było od początku - chciane i swoje.
To ta niewspółmierność wydaje się porażać tych, o których czytamy, że się bali. Nie widzieli przecież wtedy jeszcze żadnej szansy na jej przekroczenie, choćby w najmniejszym stopniu. Musiała powalać ich z nóg. Musiała także przenikać poczuciem winy. Nieskończona wielkość, nieskończona świętość, nieskończona moc zwrócona z zaproszeniem do człowieka, najpierw tylko usuwała ziemię spod nóg. “Czymże jest człowiek, że o nim pamiętasz?". Ale potem każdy otrzymujący zaproszenie mógł posłyszeć w nim akcent nadziei, która zaczynała rosnąć poza wyobrażalne horyzonty.