Co od lekarza zależy

Niepowodzenia w leczeniu zawsze budziły i będą budzić emocje. Od dawna też są przypisywane błędom postępowania lekarskiego. Także lekarzy zwykło się obwiniać za błędy wynikające ze złej organizacji pracy, złego stanu sprzętu i innych czynników.

19.04.2010

Czyta się kilka minut

Nie zamierzamy stawiać tezy, że my - lekarze - jesteśmy bez winy i że błędów nigdy nie popełniamy. Jednak nie ma zgody na przypisywanie winy lekarzom za każdy przypadek niepowodzenia w leczeniu. Nie każdą chorobę i nie każdego chorego można wyleczyć, a ludzie nie są nieśmiertelni.

Niestety, zdarzają się publicyści, którzy zbierając w jednym tekście pewną liczbę zdarzeń zawinionych bądź niezawinionych przez lekarzy, pozostawiają czytelników w przekonaniu, że lekarze w Polsce są niedouczeni, pełni złej woli, a do tego nietykalni i bezkarni. Tak powstają publikacje napisane dla udowodnienia z góry założonej i najczęściej postawionej już w tytule tezy. Wartość i wiarygodność źródeł, orientacja w temacie, prawdziwość przedstawionych zdarzeń i ocen, zgodność ze stanem faktycznym, czyli po prostu prawda, to, jak się wydaje, sprawy dla autora drugorzędne. Nikogo nie dziwi, kiedy takie teksty ukazują się w tabloidach, ale w poważnym i powszechnie szanowanym piśmie, jakim jest "Tygodnik Powszechny", oburzają, wymagają sprostowania oraz rzetelnego wyjaśnienia.

Te uwagi odnoszą się do tekstu p. Elżbiety Isakiewicz, zamieszczonego w 11. numerze "Tygodnika Powszechnego" z dnia 14 marca 2010 roku.

***

Trudno odnieść się do wszystkich, przedstawionych przez autorkę przebiegów zdarzeń w przytoczonych przez nią przypadkach. Niektóre miały miejsce wiele lat temu i są dziś powszechnie znane. Co więcej, wyciągnięto z nich wnioski oraz podjęto działania mające na celu to, aby podobne zdarzenia więcej nie mogły się powtórzyć. Nie zawsze jednak pacjenci lub ich rodziny są w stanie ocenić, czy niekorzystny wynik leczenia jest zawiniony, a jeżeli tak - to czy zawiniony przez człowieka (lekarza bądź innego pracownika medycznego), czy przez system, w którym przyszło nam wszystkim pracować, przez organizację pracy zakładu opieki zdrowotnej, czy też jest po prostu wynikiem choroby. Ostatni przytoczony przez autorkę przypadek jest mi dość dokładnie znany. Nie przebiegał tak, jak to zostało w tekście przedstawione na podstawie opowieści p. Haliny Ł. Niestety, tych faktów przedstawić nie mogę z racji tajemnicy lekarskiej, wiążącej także po śmierci chorego. Ale nawet w opisie pozostałych przypadków trudno nie zauważyć, że Autorka usiłuje przypisać lekarzom odpowiedzialność za zdarzenia, za które oni odpowiedzialności ponosić nie mogą.

Nie do lekarzy np. należy sprawdzanie stanu technicznego urządzeń i aparatury medycznej. Nie posiadają przecież takich uprawnień, ani niezbędnej do tego wiedzy. Za sprawność urządzeń odpowiada dyrekcja placówki, która ma do tego odpowiednie służby. Lekarze też nie mogą - jak chciałaby pani redaktor - ponosić odpowiedzialności za skutki czynności źle wykonanych przez inny personel szpitala, nawet jeśli są one wykonywane na zlecenie lekarza. Odnosi się to do opisanego w artykule przypadku podania do kanału kręgowego niewłaściwego leku, co spowodowało tragedię.

Poważnym nadużyciem jest nader swobodne kwalifikowanie przez autorkę (gwoli sprawiedliwości: nie tylko przez nią) wszystkich błędów medycznych jako błędów lekarskich. Weźmy jako przykład przypadek żółtaczki typu C: nie przenosi się ona jako choroba brudnych rąk. Zakażenie może być wynikiem złej sterylizacji sprzętu, płynów i narzędzi, na co lekarze na ogół nie mają żadnego wpływu. Albo zakażenie gronkowcem. Każdy przypadek jest zgłaszany do Sanepidu, który przeprowadza dochodzenie w celu ustalenia źródła zakażenia. W jednym spośród znanych nam przypadków wymazy wykazały, że źródłem zakażenia była pracownica pralni. Gdzie wina lekarza?

***

Nie wiadomo, skąd pochodzą przytaczane przez Autorkę informacje, że z czterech tysięcy spraw wpływających do rzeczników odpowiedzialności zawodowej 90 proc. kończy się oddaleniem lub umorzeniem. W roku 2006 na 2469 spraw zakończonych przez okręgowych rzeczników odpowiedzialności zawodowej przy izbach lekarskich, wnioski o ukaranie skierowano przeciwko 389 lekarzom. W roku 2007 na 2225 spraw - 376 wniosków. W 2008 roku - 425 wniosków. Ponadto Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej skierował do ponownego rozpatrzenia odpowiednio 119, 133 i 119 spraw oddalonych bądź umorzonych. Takie są oficjalne dane pochodzące ze sprawozdania NROZ. Całe sprawozdanie jest dostępne na stronie internetowej Naczelnej Izby Lekarskiej i ono stanowi wiarygodne źródło danych. To kolejne nieprawdziwe informacje Autorki artykułu i manipulowanie danymi statystycznymi.

Przytaczane przez Autorkę szokujące dane odnoszące się do liczby ofiar błędów lekarskich nie pochodzą z żadnych opracowań naukowych. Naukowcy z Instytutu Zdrowia Publicznego UJ nie prowadzili na ten temat badań. Artykuł dwóch autorów, z których jeden był studentem, a drugi licencjatem tego kierunku, pochodzi z 2001 roku z nieukazującego się od pięciu lat pisemka pt. "Zdrowie i Zarządzanie". W artykule powoływano się na tak wiarygodne teksty źródłowe jak "Der Spiegel" (pismo o wiarygodności "Faktu"), artykuł z "Gazety Lekarskiej" (styczeń 1999), "Magazyn Rzeczpospolita" z 2000 r., informację PAP z kwietnia 2000 r. czy też miesięcznik "Sukces" z 1999 r. We wnioskach autorzy próbowali przeliczać szacunki niemieckie i amerykańskie w stosunku do ilości hospitalizacji w Polsce. Trzykrotna różnica pomiędzy wskaźnikami liczby zgonów pacjentów szpitali w USA i w Niemczech wskazuje na ich ograniczoną wiarygodność. Wreszcie po raz kolejny chcemy podkreślić: błąd medyczny a błąd lekarski (czyli błąd diagnostyczny i błąd terapeutyczny) to nie to samo pojęcie. Pozostaje jeszcze pytanie: na ile informacje z lat 1999-2001 mogą być podstawą formułowanych dzisiaj ocen?

Równie absurdalne jest stwierdzenie, że lekarz pracujący w swoim zawodzie nie podnosi swoich kwalifikacji. Oznaczałoby to jego zawodowe samobójstwo. Poza tym ustawa o zawodzie lekarza zobowiązuje lekarzy do systematycznego kształcenia podyplomowego, a rozporządzenie Ministra Zdrowia określa tryb realizacji tego. Lekarze muszą wykazać się odpowiednią, ustaloną w tym rozporządzeniu liczbą punktów edukacyjnych. Inna sprawa, że nie mają prawa poniesionych na kształcenie wydatków zaliczyć do kosztów uzyskania przychodu (chyba że prowadzą działalność gospodarczą).

***

Nie doczekaliśmy się jeszcze w Polsce systemu rejestracji niepożądanych zdarzeń, powikłań, jakie mogą wystąpić przy wdrażanym postępowaniu diagnostycznym i terapeutycznym, oraz błędów lekarskich, co od dawna stanowi postulat właśnie samego środowiska lekarskiego. Poważna dyskusja na ten temat, jak i na inne tematy dotyczące systemu ochrony zdrowia i jego funkcjonowania, jest konieczna. Domagamy się tego od dawna, niestety nie znajdując zrozumienia i zainteresowania ze strony decydentów. Chętnie w takiej dyskusji weźmiemy udział, służąc naszym zawodowym doświadczeniem. Poważna dyskusja nie może jednak być potraktowana przez media jako sensacja dnia. Pierwsza konferencja na ten temat zakończyła się słynną okładką tygodnika "Wprost".

Czy naprawdę dla naszego społeczeństwa i dziennikarzy ważniejsza jest sensacja i poszukiwanie winnych niż analiza zdarzeń i wyciągnięcie wniosków, które pozwolą na uniknięcie tych błędów w przyszłości? Oczywiście, nie ulega wątpliwości, że lekarz łamiący zasady postępowania czy popełniający błędy zasługuje na zawieszenie jego prawa do wykonywania zawodu, jednak niestety artykuł Elżbiety Isakiewicz nie jest rzeczowym głosem w tej, jakże potrzebnej dyskusji.

Katarzyna Turek-Fornelska jest Rzecznikiem Praw Lekarza w Okręgowej Izbie Lekarskiej w Krakowie.

Jerzy Friediger jest wiceprezesem Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie.

Od autorki

Treścią mojego tekstu był nie atak na polskie środowisko lekarskie, lecz los polskich pacjentów. Błędy zdarzają się też lekarzom w Szwecji, Szwajcarii czy USA. Tyle że tam pokrzywdzeni nie są na straconej pozycji: mają szansę się bronić i uzyskać godziwe odszkodowanie z pominięciem wieloletniej drogi sądowej. To smutne, że Szanowni Autorzy listu, zamiast podjąć problem, dają upust złości, a szukają winnych wśród dziennikarzy, pielęgniarek i praczek.

Co do kwestii szczegółowych:

4 tys. skarg na błędy lekarskie to liczba uzyskana od wiceprezesa Naczelnej Rady Lekarskiej, wieloletniego przewodniczącego Naczelnego Sądu Lekarskiego, dr. hab. Romualda Krajewskiego. Skoro w 2008 r. skierowano 425 wniosków do rzeczników odpowiedzialności zawodowej, to wychodzi 10 proc., prawda? Rozmowa z dr. Krajewskim, czego Autorzy zdają się nie dostrzegać, towarzyszy mojemu artykułowi jako głos środowiska lekarzy.

Szkoda, że Autorzy podważając dane o liczbie błędów lekarskich, popełnianych co roku w Polsce, nie przytaczają takich, które uważają za wiarygodne.

Ufam, że dla większości polskich lekarzy dobro pacjentów stanowi wartość wyższą niż środowiskowa solidarność korporacji.

Elżbieta Isakiewicz

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2010