Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W 1956 r. miasto Hiroszima zorganizowało – we współpracy z USA – wystawę o energetyce jądrowej. Odwiedziło ją 100 tys. ludzi, poparcia udzieliły organizacje zrzeszające ofiary bomby atomowej z 1945 r. „Naszą nadzieją – pisano z Nagasaki – jest to, że energia, która może doprowadzić ludzkość do zniszczenia i anihilacji, będzie użyta dla szczęścia i dobrobytu ludzi”.
Tymczasem dziś, trzy lata po katastrofie w elektrowni jądrowej w Fukushimie, Japończycy wymieniają się informacjami o lokalizacji „hotto spotto” (z ang. „hot spot”). To obszary o dużym skażeniu, czasem daleko od Fukushimy. Materiały radioaktywne niósł wiatr, a potem opadały z deszczem. „Nie wiadomo, ile jest takich miejsc – pisze Piotr Bernardyn w książce „Słońce jeszcze nie wzeszło” – mogą one zmieniać położenie. Są na zboczach gór, w lasach; lekceważyć ich nie można. Radioaktywny cez (...) zjedzony przez zwierzęta dostaje się do łańcucha pokarmowego albo spływa z wodami gruntowymi do rzek i oceanów”.
To osobista książka. Polski dziennikarz mieszkający w Japonii – stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego” – zaczął ją pisać zaraz po 11 marca 2011 r. Tego dnia, podobnie jak miliony Japończyków, przeżył największe trzęsienie ziemi w swym życiu. Wywołana przez nie wielka fala tsunami uszkodziła elektrownię w Fukushimie. Zaraz potem światowa prasa uległa stereotypom o Japończykach. „Poradzą sobie, są znani ze zdolności do mobilizacji, poświęcania jednostkowego dobra dla społeczeństwa” – powtarzaliśmy także w Polsce.
To częściowo prawda: w kraju, gdzie występuje co piąte silne trzęsienie ziemi na świecie, do sytuacji dostosował się nawet język codzienny: „ganbaru” znaczy „włożyć wysiłek” w odbudowę. A „soteigai” dotyczy katastrofy naturalnej: że jest „niemożliwa do przewidzenia”.
Jednak w cieniu stereotypów o japońskiej zdolności do mobilizacji umknęła naszej uwadze dyskusja o pronuklearnym sprzysiężeniu władzy i korporacji, które przez dekady stworzyły podatny na nadużycia i korupcję system, sprzyjający budowie elektrowni atomowych. Bernardyn przedstawia to znakomicie. W systemie tym prym wiedzie wpływowa kompania energetyczna, a na dole piramidy są „nuklearni Cyganie”: pracownicy najmowani do czyszczenia zbiorników ze ściekami z elektrowni. Dziennikarz opisuje korupcję, która dotyczy nawet sejsmologów i geologów. I liczne – choć w dyskusji zwykle pomijane – badania ekspertów wskazujące, że w przyszłości może dojść do katastrofy gorszej niż w Fukushimie.
To Japonia, której istnienia najczęściej nawet nie podejrzewamy. Jak pisze Bernardyn, to Japonia, gdzie atak żywiołu trwa zwykle krótko. A potem nastają: cisza i życie.
PIOTR BERNARDYN „Słońce jeszcze nie wzeszło. Tsunami. Fukushima”, wyd. Helion, Gliwice 2014.