Cień

Luigi Pirandello schodzi z pokładu statku "Conte di Savoia", Nowy Jork, 20 lipca 1935 r./fot. BETTMANN CORBIS

18.01.2008

Czyta się kilka minut

Umarł dokładnie 71 lat temu - takich rocznic na ogół się nie wspomina, ale obchodzenie okrągłej rocznicy śmierci Pirandella byłoby trochę niezręczne. Choć w świecie literatury skromność nie należy do cech szczególnie pożądanych, w wieku XX zdarzyło się kilka zdumiewających przypadków zespolenia niezwykłego talentu z brakiem nadęcia: Hermann Hesse, Robert Walser. Także Luigi Pirandello. Jego ostatnia wola to antytestament, za sprawą którego pisarz chciał zatrzeć po sobie ślady, po prostu rozpłynąć się w powietrzu.

"Nie nadawać mojej śmierci rozgłosu. Przyjaciół i nieprzyjaciół proszę, by nie pisali o mnie w gazetach (...) Po śmierci nie ubierać mnie. Owinąć nagie ciało w prześcieradło. (...) Karawan dla ubogich. I niech mnie nikt nie odprowadza, ani rodzina, ani przyjaciele. (...) Spalcie mnie. A moje ciało zaraz po spaleniu rozsypcie; nie chcę, żeby pozostało po mnie cokolwiek, choćby popiół". Jednak gdy umarł (10 grudnia 1936 r.), jego wolę spełniono zgodnie z gustem typowym dla czasów Mussoliniego. Prochy Pirandella umieszczono w antycznej wazie i przez 10 lat trzymano w zamienionym na muzeum domu rodzinnym.

Pirandello twierdził, że się nie urodził, ale spadł niczym świetlik pod wielką pinię na podwórku domu w Agrigento. W jego życiu było jednak mało blasku - bankructwo ojca i choroba umysłowa żony zmusiły go do morderczej pracy. Choć pamiętamy go głównie dzięki "Sześciu postaciom scenicznym w poszukiwaniu autora", napisał około trzystu innych utworów (dramatów, powieści i opowiadań). Może stąd jego empatia w stosunku do skrzywdzonych i poniżonych. Mattia Pascal, bohater jego najbardziej znanej powieści, trochę przypomina nieudaczników Sveva, ale Pirandello nie traktuje swojego bohatera z komicznym dystansem, przeciwnie, głęboko mu współczuje, najwyraźniej rozumiejąc, czym jest walka o utrzymanie głowy nad powierzchnią.

hhh

Mattia Pascal zezuje. Rękawy koszuli podwinięte, ręce aż po łokcie w szarym kurzu. Jak zwykle w bibliotece, nad książkami. Przeczytał już wszystkie poradniki, książki frywolne zna na pamięć. Gdy przerzuca ich strony, zaczyna mu szumieć w głowie. Po chwili - nie wie sam, czy w wyobraźni, czy w rzeczywistości - znajduje się nad brzegiem wielkiego morza. Słyszy szum dochodzący z nabrzeża. Boi się, a potem popada w przygnębienie.

Pośród wszystkich nieszczęść Pirandello nie poskąpił Mattii nawet zeza. Życie bohatera zamienił w fatalistyczną grę, której wynik jest zawsze niepewny. Mojrami są krupierzy z Monte Carlo, świątynią - kasyno. Im wyższa wygrana, tym większe nieszczęście.

Wszystko zaczyna się od wielkiej fortuny pozostawionej przez ojca, która zostaje przepuszczona przez zarządcę-oszusta. Potem przychodzi miłość, ale idealizowana narzeczona okazuje się małostkową i interesowną żoną, a teściowa - potworem. Mattia, prześladowany przez najbliższych, którzy nie tracą żadnej okazji, by przypomnieć mu, że jest zerem, ucieka z domu.

Gdy pierwszy raz w życiu wchodzi do kasyna, od ręki zdobywa fortunę. Chwilę później, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - spełnia się niepomyślane jeszcze życzenie. W rękę wpada mu gazeta, z której dowiaduje się, że w rodzinnej miejscowości wyłowiono topielca, a trup został zidentyfikowany przez jego żonę. Kto z nas nie myśli czasem o tym, żeby się uwolnić - od rodziny, dwulicowych przyjaciół, niecierpliwych wierzycieli? Zacząć żyć na nowy rachunek, do tego ze sporą sumką w kieszeni? Z tego marzenia bierze początek literatura utopijna. Tam jest dobrze, gdzie nas nie ma - ta myśl zostaje doprowadzona do paradoksalnych konsekwencji: gdybyśmy przestali istnieć, świat zostałby zbawiony (z tą myślą współgra pragnienie Pirandella, by nie pozostał po nim nawet popiół).

Mattia Pascal dostaje szansę: godzi się na śmierć, zmienia imię i nazwisko, wymyśla fikcyjny życiorys. Uwolniony od dawnych trosk, może zajmować się tylko swoim szczęściem.

Wkrótce okazuje się jednak, że szczęście nie przychodzi. Żyjąc fikcyjnym życiem, wyjęty spod prawa, musi tkwić na marginesie społeczeństwa, które w każdym momencie może odkryć jego oszustwo.

Dopiero teraz jest bezbronny wobec podłości innych. Przypomina Pinokia, drewnianego chłopca, który uciekł z domu w poszukiwaniu przygód, ale prześladowany przez złoczyńców, morderców, fałszywych żandarmów, chce jak najszybciej powrócić do domu, zacząć żyć ludzkim życiem. Na Mattię nie czeka jednak Dżeppetto, jego żona wyszła za jego najlepszego przyjaciela, teściowa chce wyrzucić go za drzwi. Nie ma nawet tej satysfakcji, by - jak duch Komandora - wzbudzić strach w dawnych wrogach, którzy nie rozpoznają w nim zmarłego. Mattia musi dożyć swych dni na stanowisku prowincjonalnego bibliotekarza.

Jaki jest sens tej opowieści? Puszczona w ruch maszyna obliczeniowa myli się w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Nawet kasyno w Monte Carlo - ta świątynia Fortuny - rozczarowuje tandetnym wystrojem. Człowiek chciałby mieć przynajmniej tę satysfakcję - komentuje Mattia - żeby go obłupiono w gustownym miejscu. Gustowne miejsca - dodaje - są dziś zastrzeżone dla zwierząt, którym stawia się gustowne rzeźnie, ale zaproszeni tam goście nie mogą się nacieszyć ofiarowanym im luksusem, ponieważ pozbawieni są wykształcenia.

Zezowate oko to nie zwykła wada, ale stygmat, który tworzy nieprzenikalny mur między bohaterem a innymi. Kto ma zeza, jest skazany na ciekawskie spojrzenia, ale i na to, by patrzeć na świat inaczej. Tylko wytrącony z utartych kolein własnego życia "świętej pamięci Mattia Pascal" może patrzeć na przedstawienie życia z zewnątrz i tylko on może je przejrzeć na wylot. Dychotomia między strumieniem życia - znoszącym wszystkie bariery, obalającym wszelki porządek - a maskami, pozami, społecznym porządkiem tylko z jego perspektywy da się uchwycić.

Takiego poznania nie można zdobyć bezkarnie. Nie tylko nie przynosi ono korzyści, ale wyłącza ze spraw tego świata, być może na zawsze (skoro powrót w rodzinne strony jest tylko powrotem do biblioteki). Ze wszystkich nieszczęść Mattii Pascala jego podróż była największym, bo przyniosła tylko pozorne wyzwolenie. Co z tego, że Mattia może pozwolić sobie na luksus bycia obserwatorem, skoro oglądane z tej perspektywy życie zdaje się nie mieć żadnego sensu? Schopenhauer uważał wprawdzie, że skórka jest warta wyprawki, ale wiadomo, że w życiu niechętnie stosował zalecenia swej ascetycznej filozofii.

Jest wiele książek, które wychwalają podróżowanie. Książka Pirandella jest niepokojącą opowieścią o ryzyku i klęsce podróży, dającą alibi tym wszystkim, którzy wolą pozostać w domu. Marzenie o wyzwoleniu z udręki codzienności zostaje w niej skompromitowane. Polski tytuł "Cień Mattii Pascala" byłby bardziej adekwatny. Ten cień "ma serce, a nie może kochać, ma pieniądze, a każdy może mu je ukraść, ma głowę, lecz tylko po to, by mogła rozmyślać i żeby potrafiła pojąć, że jest głową cienia". Dokładnie odwrotnie niż w "Cieniu" Andersena, który, powróciwszy do swego właściciela, okazał się od niego prawdziwszy i silniejszy, bo wędrując po świecie zdobył wiedzę o ludzkiej naturze, dającą mu władzę nad innymi. Tymczasem życie podpowiada, że czasem lepiej nie wiedzieć.

W 1924 r. Pirandello wstąpił do partii faszystowskiej. Nie dożył ani triumfu, ani ostatecznej klęski faszyzmu. Zmarł na skutek przeziębienia, którego nabawił się uczestnicząc w zdjęciach do filmowej wersji "Świętej pamięci Mattii Pascala". Jego książki nie spotkały się z przychylnością faszystowskich władz, które nie uczciły pisarza nawet wtedy, gdy - na dwa lata przed śmiercią - uhonorowano go Nagrodą Nobla. Czy jednak nie miały udziału w przygotowaniu podłoża dla triumfu Mussoliniego?

Faszyzm, który absolutyzował irracjonalne głębie życia kosztem odchodzących w przeszłość form i masek, wkrótce okazał się najbardziej odrażającą i zbankrutowaną z nich. Ale życie i maska, życie i forma - metafory Pirandella - to tylko pozorne opozycje. Życie istnieje tylko poprzez maski i formy. Im bardziej jesteśmy zrośnięci z maską, tym pełniej żyjemy. Czy Pirandello zgłosił akces do faszyzmu z uwagi na życie, czy też traktował faszyzm jako użyteczną maskę? W każdym razie obiegowa opinia o nim jako o pisarzu ironicznego dystansu wydaje się być przesadzona. Zza przypowiastki o Mattii Pascalu przeziera zawiedziona ufność do świata.

Czym jest życie i dokąd nas prowadzi - tego nie wie nawet Mattia Pascal, a my nie jesteśmy specjalnie mądrzejsi. Możemy przedstawiać je przy pomocy metafor - jak metafora wielkiego morza, nad które ucieka Mattia, znudzony czytaniem filozoficznych rozpraw. Morze napełnia serce przygnębieniem, strachem i bezradnością. Ale bezradność jest nie tylko uświadomieniem sobie, że walki z morzem nie można wygrać. Jest też otwartością, gotowością na zaczynanie od początku. Bezwolnym poddawaniem się falom z nadzieją, że tym razem będą dla nas łaskawe.

Czekając na wznowienie: Luigi Pirandello, Świętej pamięci Mattia Pascal, przeł. i wstępem opatrzył Stanisław Kasprzysiak, Warszawa 1983, Państwowy Instytut Wydawniczy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2007

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (50/2007)