Być jak Pippi

Pippi jest Inna. Nie przystaje inie pasuje. Żyje według innych reguł iwyznaje inne wartości. To Pippi wraz zCzechowem, Chiaromonte iBuberem czuwa nad moimi myślami.

27.11.2007

Czyta się kilka minut

Inger Nilsson jako Pippi w szwedzkim serialu telewizyjnym /
Inger Nilsson jako Pippi w szwedzkim serialu telewizyjnym /

"Pewnego pięknego popołudnia Pippi zaprosiła Tommy'ego i Annikę na kawę i pierniczki. Nakryła do podwieczorku na schodkach werandy. Było słonecznie i miło, wszystkie kwiaty w ogrodzie Pippi pięknie pachniały. Pan Nilsson łaził w górę i w dół po poręczy schodków, a koń od czasu do czasu wyciągał łeb, aby go poczęstowano pierniczkiem.

- Jak wspaniale jest żyć, mimo wszystko - westchnęła Pippi, wyciągając nogi przed siebie tak daleko, jak tylko się dało".

Na początku był film. Chyba druga albo trzecia klasa podstawówki, ferie zimowe i poranki przed biało-czarnym ekranem, na którym śmieszna dziewczynka ganiała policjantów po dachu, skakała z małpką na ramieniu, nosiła konia w czarne kropy i szalonymi pomysłami ubarwiała monotonne życie dwójki ślicznych, grzecznych dzieci. Szary obraz w starym odbiorniku pokazywał kolorowy, pełen fantazji świat, za którym zaczynałam tęsknić, gdy tylko pojawiały się napisy końcowe.

Ferie się skończyły, serial zniknął, ale wesoła piosenka śpiewana przez podskakującą Pippi (o której nie wiedziałam wtedy, że jest ruda) została: "Na okręcie swym tatuś pływał, słynny był kapitan... coś tam, coś tam, coś - tam przebywa, gdzie przygody czas. Hej, Pippi Langstrump, tralala tralala, każdy mnie tu zna, bo Pippi Langstrump to właśnie jestem ja".

Chwilę później pojawiła się książka o rozczarowującym tytule "Fizia Pończoszanka". Jaka Fizia? Dlaczego? Ale było tam o tacie-piracie-murzyńskim królu i pigułkach z arbuza, łykanych po to, by nigdy nie dorosnąć, więc zaakceptowałam Pippi-Fizię, zamieszkała na półce i w głowie. Najsilniejsza dziewczynka na świecie, która niczego się nie boi.

Żyła w Szwecji (to za morzem - wiedziałam z globusa), sama (!), piekła na podłodze ciasteczka i wszystko jej było wolno. Nawet kłamała bezkarnie (!!!). I te buty... Do tej pory są dla mnie niezastąpionym ideałem obuwia. Jak piegi - ideałem kobiecej urody.

Potem jakoś długo żyłam bez Pippi. Wchodziłam bez niej w tak zwane Dorosłe Życie, gdzieś się tam w mojej głowie ukryła, przesłonięta przez codzienność. Czasem gdzieś mignęły pomarańczowe warkoczyki, niekiedy napotkana osoba nieodparcie kojarzyła się z namolną Panną Prisselius, ale samej Pippi na mojej drodze nie było. Zagubiła mi się Pippi, schowała, musiałam sobie radzić sama.

Cudowny powrót nastąpił, gdy niewiele ponad rok temu, szukając lektur dla mojej córeczki, trafiłam na świeżo wydaną "Wielką Księgę Pippi". Jeszcze ciepłą niosłam do domu, z wypiekami na twarzy czytałam przed snem Jance i sobie. Pippi wróciła i już wiem, że jej z siebie nie wypuszczę. Strzeże mojej niezależności. Ujmuje powagi i ciężaru zdarzeniom, które traktuję zbyt serio. Stała się kimś w rodzaju duchowego przewodnika. Wraz z Czechowem, Chiaromonte i Buberem czuwa nad moimi myślami.

Rudy piegus udowadnia, że można oswoić samotność. Tęskniąc za wiecznie nieobecnym i nieco bezradnym Tatusiem, machając łapką do Nieba, gdzie mieszka Mama-Anioł, pokazuje, jak cudowne jest Życie w swoim absurdzie. Że naprawdę żyjemy wtedy, gdy naprawdę tęsknimy. Doświadcza życia najgłębiej, najdotkliwiej, najpiękniej i najprościej.

Wie, co jest naprawdę Ważne, a czym w ogóle nie warto zawracać sobie głowy. Z pewnością nauczyłaby się tej całej tabliczki schorzenia, gdyby istniał choć jeden zrozumiały powód, dla którego miałaby to zrobić.

Jest największą kłamczuchą pod słońcem, konfabuluje i zmyśla, a jednocześnie jest jedyną, jaką znam, oprócz może Księcia Myszkina, kompletnie niezakłamaną i czystą osobą. Nie kombinuje, nie kalkuluje, nie ma w niej cienia hipokryzji. Nie rozumie mechanizmów społecznych. Przyznam szczerze, że z wiekiem też coraz mniej je rozumiem. Dlaczego musimy godzić się na rzeczy, na które tak naprawdę się nie godzimy? W imię czego udajemy nawet sami przed sobą? Co każe nam się bać świata i ludzi? Czemu tak łatwo przyjmujemy cudze myśli i poglądy jako własne?

Myślę często o odwadze Pippi. Bo strach to najsprytniejsze z diabelskich narzędzi - przepoczwarza nas i odczłowiecza. Myślę o odwadze Pippi i przebieram się za nią, dosłownie i w przenośni, za każdym razem, gdy przychodzi mi stawić czoła sytuacji, która mnie przerasta.

Kiedyś w rozmowie z przyjaciółmi - a był to czas kiełkującego pomysłu, by ożywić Pippi na deskach sceny i rudzielec stał się motywem wiodącym towarzyskich spotkań wieczornych - rozwijaliśmy taki oto wątek: jest rok 1946, Astrid Lindgren opowiada swojej córce historię małej rudej sierotki, której mama umarła, a tatusia zmyła z pokładu Wielka Fala i nie wiadomo, gdzie teraz jest. Z jedną walizką przybywa do starego domu w małym miasteczku, osiedla się tam, wzbudzając powszechną sensację. Za chwilę ta sama niepokonana piegowata panna zwycięża w cyrku Silnego Adolfa, rozkłada go na łopatki raz na zawsze.

Pippi jest Inna. Nie przystaje i nie pasuje. Żyje według innych reguł i wyznaje inne wartości. Świat, w którym się znalazła, za wszelką cenę stara się ją zasymilować, przystosować i zrównać z innymi. Obowiązują w nim określone normy, zasady, obyczaje. Żeby móc żyć wśród ludzi, trzeba je przyjąć. Tu rodzi się jeden z najdotkliwszych problemów ludzkiej egzystencji: jak funkcjonować w społeczeństwie, nie wyrzekając się siebie? Gdzie jest ta granica kompromisu, za którą stajemy się bezużytecznym, aspołecznym dziwakiem - wiernym sobie, za to bez punktów styczności z otoczeniem? Albo druga strona medalu - dajemy się wciągnąć w machinę uwikłań i powoli tracimy siebie, zanikamy od środka.

Opowieść o Pippi daje nadzieję, że rozwiązanie jest jednak możliwe. Z trudem, ale jest. Wychowywana na statku przez bandę nieokrzesanych Piratów, mimo swej wrażliwości i nieodpartego wdzięku, w cywilizowanym miasteczku jest dzikuską, odmieńcem. Pierwsze akceptują ją dzieci - one jeszcze nie obrosły w uprzedzenia. Szybko orientują się, że "inaczej" nie znaczy "gorzej". Zaraz po nich Złodzieje - też wyrzutki - którzy porzucają swoje złodziejskie zamiary, by z "rudym bachorem" całą noc tańczyć obłąkańczą polkę.

Z czasem jednak Pippi, która nikogo nie odrzuca, zyskuje sobie przychylność nawet najoporniejszych. A co uważniejsi mogą się dzięki niej dowiedzieć całkiem nowych rzeczy o sobie. Przeklęty kompromis następuje z dwóch stron.

Bo panna Pończoszanka uczy otwartości na świat, ludzi i sytuacje. I tego, żeby nigdy nie zastygnąć w schematach.

Agnieszka Glińska (ur. 1968) jest aktorką i reżyserem spektakli teatralnych i telewizyjnych, wykładowcą warszawskiej Akademii Teatralnej. Wyreżyserowała m.in. "Korowód" Schnitzlera (1997), "Opowieści lasku wiedeńskiego" von Horvátha (1998), "Kalekę z Inishmaan" McDonagha (1999), "Stracone zachody miłości" Szekspira (2003) i "Pippi Pończoszankę" wg Lindgren (2007).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2007