Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy wchodziła na publiczne spotkanie, jej wejściu od razu towarzyszyło to charakterystyczne brzęczenie. Zawistni zazdrościli jej tego, czego nie lubiła. Nawet kiedy schylałem się, żeby pocałować jej dłoń na powitanie, najpierw lekko ją cofała, dopiero potem wysuwała do przodu. „Nie bardzo wierzę, żeby mnie czytano w takich jakichś willach, gdzie są baseny, wodotryski, wszystkie takie urządzenia”, mówiła. „Widzę mojego czytelnika, który, jeżeli kupuje książkę, to patrzy, ile mu zostaje pieniędzy w portmonetce. Ale jeszcze chce kupić i kupuje. To jest mój czytelnik”. Pisanie poezji to zwykłe zajęcie. No, może nie praca jak inne, ale też nie coś, co nas oddziela od codziennego życia, czyni pół-bogami. Bardzo lubię jej wiersz „Trema”, otwierający tomik „Ludzie na moście”. Poetka wchodzi na spotkanie autorskie, zakłopotana atmosferą, jaka towarzyszy temu wydarzeniu. Na plakacie słowo „poezja” wypisano dużą literą, w dodatku opatrzoną „secesyjnym zawijasem”. „A tam na podium czyha już stoliczek / spirytystyczny jakiś, na złoconych nóżkach, / a na stoliczku kopci się lichtarzyk...”. „Powinnam raczej wefrunąć niż wejść”, myśli poetka. „I czy nie lepiej boso, / niż w tych butach z Chełmka / tupiąc, skrzypiąc...”. Nie mam od niej ani jednego autografu. Wydawało mi się, że proszenie jej o autograf byłoby naruszeniem jej prywatności... „Wydaje mi się, że ziemia w dawnych czasach była cichsza”, mówiła. „A teraz krzyk, muzyka, wszystkie aparaty. Wszyscy mówią, mówią, tymczasem tak naprawdę prawdziwe, warte wypowiedzenia myśli rodzą się trzy, cztery na epokę, a reszta to jest bicie piany”. WOJCIECH BONOWICZ (1967) jest poetą, biografem ks. Józefa Tischnera, laureatem Nagrody Literackiej Gdynia, stałym felietonistą „Tygodnika Powszechnego”.