Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zazwyczaj myśląc o Chrystusowym żniwie, kojarzymy sobie snopy dojrzałej złotej pszenicy. Na co dzień natomiast nasze obawy i troski koncentrują się na kąkolu. Buszując w kąkolu, poświęcamy mu tak wiele czasu, że możemy zapomnieć o dorodnych łanach pszenicy. Aby wyzwolić się z nadwrażliwości, w której kąkol jawi się jako dożynkowa primabalerina, trzeba świadomie kierować naszą refleksję w stronę ewangelicznej pszenicy - tego, co piękne, dojrzałe, Boże.
Biegnę myślą do tych form dojrzałych pszenicznych kłosów, za które powinienem szczególnie dziękować Bogu. Myślę o wizycie w domu sparaliżowanej matki, która nie podniosła się z łóżka po urodzeniu swego jedynego dziecka; nigdy jednak nie powiedziała córce, że tamten poród stał się przyczyną choroby. Wyjaśniła to spokojnie podczas moich odwiedzin: "przecież nie po to dałam jej życie, by potem mącić jego radość poczuciem winy za moją chorobę".
Myślę o Ewie, dawnej studentce KUL, która dziś pracuje na drugim końcu Polski. W jej mądrych listach jest tyle głębi i wrażliwości, że czasem sięgam po nie ponownie, gdy czuję się zmęczony i chciałbym poczuć Eliaszowy powiew "delikatnej bryzy", tym razem znad Bałtyku (Krl 19, 12).
Myślę o wierszach młodej siostry nazaretanki, która z lubelskiego betonowego osiedla trafiła jako nauczycielka do szkoły katolickiej. W tomiku jej wierszy, który często otwieram na chybił trafił, czytam: "zgasiłam światło / klęczę / samotna jak cisza nad ranem / łzami popijam popiół / liczy się tylko diament".
Jakże często w pejzażu z szarym powszednim popiołem Bóg kieruje nasze kroki w stronę diamentów, którymi nie potrafimy się cieszyć, bo uważamy za swój podstawowy obowiązek buszowanie w kąkolu.